Zawód trenera przypomina czasami pracę sapera, za jeden błąd można zapłacić wysoką cenę. Przekonał się o tym Ferdinando De Giorgi, który jako selekcjoner reprezentacji Polski miał przywrócić Biało-Czerwonym blask, a tylko pogłębił kryzys w drużynie, która na Mistrzostwach Europy 2017, organizowanych przed własną publicznością, wypadła podobnie jak polscy piłkarze pięć lat wcześniej - nie tylko blado, ale wręcz kompromitująco słabo.
Prezes PZPS Jacek Kasprzyk, który był jednym z orędowników zatrudnienia doświadczonego Włocha na stanowisku selekcjonera, długo wierzył, że ten pomysł może wypalić. Nic dziwnego, wszak brak sukcesu w Lidze Światowej można było tłumaczyć w najróżniejszy sposób. Począwszy od tego, że wspomniana impreza stanowi jeden z etapów przygotowań do najważniejszego turnieju sezonu, skończywszy na budowaniu formy, której szczyt miał nadejść pod koniec sierpnia, gdy rozpoczynało się Euro. Zarząd zachowywał więc spokój, obdarzając trenera kredytem zaufania.
Im bliżej wielkiego wydarzenia, tym powodów do obaw było więcej. Memoriał Wagnera zorganizowany w Krakowie pokazał bowiem, że drużynie daleko do dyspozycji, jaka upoważniałaby nas do wskazywania Polaków jako kandydata do medalu. Wynik końcowy był co prawda zadowalający, ale styl wręcz przeciwnie. Dokonania ostatecznych wyborów nie ułatwiły "Młode Wilki", sensacyjnie rozbijając Rosjan w ostatnim spotkaniu memoriału. To tylko powieliło wątpliwości dotyczące tego, na kogo należy postawić podczas najważniejszej imprezy roku. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że Ferdinando De Giorgi nie docenił potencjału drzemiącego w rezerwach.
Mistrzostwa Europy okazały się ogromnym rozczarowaniem. Podobnym, jakie Polakom zafundowali piłkarze pięć lat wcześniej. Tym razem jednak nikt nie zamierzał śpiewać prześmiewczo "Polacy nic się nie stało", czy "Polska mistrzem Polski". Wyjście z fazy grupowej było dla mistrzów świata obowiązkiem, a awans do 1/4 finału minimum przyzwoitości. Ewentualną, późniejszą porażkę z Rosją w walce o ćwierćfinał, można byłoby przełknąć, choć z trudem. Skoro jednak otrzymaliśmy lekcję siatkówki od Słowenii, na dodatek w trzech setach, należało znaleźć winnych. Poszukiwania ruszyły więc pełną parą.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: Trener De Giorgi nie widział swojej winy, tego mi zabrakło
Szkoda, że w całej sytuacji nikt z członków zespołu, nie potrafił zachować się po męsku i wziąć winy za blamaż na swoje barki. Trener próbował wmawiać wszystkim dookoła, że mimo braku wyniku wszystko jest pod kontrolą, a gorszy występ jest jedynie pokłosiem realizacji wieloletniego planu. Sami zawodnicy również nie byli w stanie wyjaśnić co tak naprawdę się stało, że turniej zakończył się dla nas zanim na dobre się rozpoczął. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że przegrała nie drużyna, bo drużyny chyba nawet nie było, ale cała polska siatkówka. Ferdinando De Giorgi w roli szkoleniowca mistrzów świata pogubił się na tyle, że po reprezentacji Polski budzącej w kibicach dumę i pozytywne emocje, pozostało jedynie wspomnienie. Biało-Czerwoni stali się tonącym okrętem, powoli zmierzającym w kierunku dna.
Klęska, która rozbiła zespół, paradoksalnie skonsolidowała całe środowisko siatkarskie. Większość działaczy, kibice i dziennikarze, po raz pierwszy od dawna zaczęli mówić jednym głosem. Wszyscy, niemal jednogłośnie, domagali się zwolnienia z funkcji trenera Ferdinando De Giorgiego. Jak się okazało, prezes PZPS wsłuchał się w głos ogółu i podjął decyzję, która wydawała się mało prawdopodobna. Kontrakt Włocha obowiązywał do 2020 roku, a jego rozwiązanie wiązało się ze sporymi kosztami. Dobro drużyny narodowej okazało się jednak bezcenne. Chwała za to osobom odpowiedzialnym za polską siatkówkę, bowiem "lepiej późno niż wcale" przyznać się do błędu, jakim było zatrudnienie szkoleniowca z Półwyspu Apenińskiego. Być może odważna decyzja podjęta we wrześniowy wieczór, zaowocuje za rok podczas mundialu.
Tymczasem przed działaczami kolejny okres wytężonej pracy. Należy jak najszybciej powołać nowego selekcjonera, który będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby rozpocząć realizację własnej wizji budowania zespołu. Odbudować kadrę trzeba niemal z gruzów, a rozgrywki PlusLigi, gdzie występować będzie pewnie większa część przyszłej drużyny narodowej za pasem. W tej sytuacji trudno raczej spodziewać się głośnych nazwisk na liście kandydatów i konkursu, który wyłoniłby następce Ferdindando De Giorgiego. Tym bardziej, że w kraju po wielu latach przeważa opinia, iż należałoby ponownie postawić na rodaka.
Kandydatów do pracy z polską kadrą raczej nie będzie prawdopodobnie zbyt wielu. Po drużynie mistrzów świata pozostało tylko wspomnienie, dlatego teraz tym bardziej należałoby zaufać i docenić rodzimych szkoleniowców, którym bez wątpienia nie zabraknie motywacji i cierpliwości w budowaniu zespołu. Przeszkody nie powinien stanowić najczęściej przytaczany w dyskusji argument o braku doświadczenia. Stephane Antiga udowodnił, że nie jest ono niezbędne, jeżeli trener ma wizję, którą potrafi wprowadzić w życie. Historia zna zresztą więcej takich przypadków. Legendarny Hubert Jerzy Wagner, również obejmował zespół jako młody trener, a mimo to zdołał wprowadzić go na szczyt i osiągnąć wyniki, których mimo upływu lat nikt nie zdołał powtórzyć. Nie bójmy się więc zaryzykować. Postawmy na młodego szkoleniowca, który będzie potrafił dostrzec potencjał drzemiący w młodych graczach. Reprezentacja znalazła się bowiem w sytuacji, w której może być już tylko lepiej.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
jakie skonsolidowanie środowiska? szczególnie tą konsolidację widać w komentarzach na waszym portalu,a winy za wyniki reprezentacji męskiej można szukać w tym samym miejscu, gdzie i przed kilkoma laty kobiet,
brak sensownego skutecznego szkolenia młodzieży, słaba kadra trenerska, stosowanie złych rozwiązań systemowych, typu SOS-y, które są w większości rozwalaniem publicznych pieniędzy,
bo zastanówmy się, co w ramach SOS-ów mogą zrobić trenerzy, którzy wcześniej również zajmowali się "szkoleniem" i nie osiągali sukcesów? a tak właśnie ten program wygląda,
na co można liczyć jesli chodzi i szkoły mistrzostwa sportowego? tylko i wyłącznie na dobre roczniki, bo kadra poza wyjątkami też jest na poziomie delikatnie mówiąc słabym,
nie chcę tu rzucać nazwiskami, ale dobrze chyba znawcy tematu wiedzą, na jakiej zasadzie niektórzy trenerzy dostają do prowadzenia grupy w SMS-ach i tym samym reprezentacje kraju, drodzy działacze związku, poczynając od samej góry, a na tych lokalnych kończąc, weźcie się wreszcie do roboty, albo sobie odpuśćcie, bo bez rewolucji w związku, w szkoleniu, ta dyscyplina za chwilę znów będzie dołować Czytaj całość