Siatkarze PGE Skry Bełchatów zapobiegli kontrowersji. "Woleliśmy sami to zgłosić"

Nauczeni doświadczeniem z poprzedniego sezonu siatkarze PGE Skry Bełchatów postanowili sami przyznać się do błędu i cofnąć akcję. Chodzi o ostatnie piłki wygranego przez nich meczu z Treflem Gdańsk (3:0) w minioną środę.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Artur Szalpuk (po lewej) i Grzegorz Łomacz (po prawej) WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Artur Szalpuk (po lewej) i Grzegorz Łomacz (po prawej)
W Hali "Energia" doszło do dość niecodziennej sytuacji. W trzeciej partii, przy stanie 24:18, Bartosz Bednorz skończył atak i w Bełchatowie rozpoczęło się świętowanie kolejnej ligowej wygranej. Później zespoły tradycyjnie zaczęły sobie dziękować, przyznano nagrodę MVP, po czym... zawodnicy powrócili do gry.

- Poszedł Bartek Bednorz na zagrywkę, a powinien Nikołaj Penczew. Woleliśmy sami to zgłosić, żeby cofnąć tę jedną piłkę i nie mieć problemów później. Chcieliśmy zapobiec jakimkolwiek protestom i kontrowersjom, aby mecz skończył się w prawidłowy sposób - powiedział Grzegorz Łomacz.

Przypomnijmy, że przed rokiem klub z Bełchatowa został ukarany walkowerem za posiadanie zbyt dużej liczby obcokrajowców na placu gry. Wówczas ich mecz z Espadonem Szczecin, który wygrali w trzech setach, został zweryfikowany jako walkower dla ówczesnego beniaminka.

Środowy mecz był spotkaniem zaległym z pierwszej kolejki. Przez pierwsze półtora partii niewiele wskazywało na to, że wicemistrzowie kraju utrzymają serię meczów bez straty seta we własnej hali.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Komiczne zagranie Aleksieja Spiridonowa

- To miał być ciężki mecz z ciężkim rywalem. W pierwszym secie były oznaki, że może być trudno, bo prowadziliśmy wysoko (17:10 - przyp. red.), a w końcówce wygraliśmy tylko dwoma punktami (25:23). W drugim secie dalej gdańszczanie dobrze zagrywali, utrudniali nam tę grę, ale z drugiej strony Milad Ebadipour zmienił ten mecz i wyciągnęliśmy to spotkanie - ocenił rozgrywający PGE Skry Bełchatów.

Irańczyk został po raz drugi w sezonie wyróżniony nagrodą MVP. Choć bezpośrednio z zagrywki zdobył "tylko" trzy oczka, wielokrotnie jego serwisy pozwalały budować przewagę jego zespołowi. - Miał "dzień konia", ale na treningach też potrafił tak zagrywać. To była tylko kwestia czasu, kiedy zaprezentuje to w spotkaniu - twierdzi Łomacz.

Nasz rozmówca miał nieco utrudnione zadanie, bo trener Piazza dużo rotował na skrzydłach. Wobec kontuzji Mariusza Wlazłego w szóstce mecz rozpoczął Szymon Romać, ale nie do końca się sprawdził, więc w połowie drugiego seta pojawił się za niego Nikołaj Penczew. W związku z tym PGE Skra przez pół spotkania musiała radzić sobie bez nominalnego atakującego. A na tej pozycji okazjonalnie (jak choćby przy ostatniej piłce meczu na 25:20) pojawiał się nawet Srećko Lisinac.

- Faktycznie, dość dużo zmieniali się przyjmujący na ataku. Chyba ze trzy czy cztery osoby tego dnia uderzały z prawego skrzydła. Taka jest też moja rola. Była taka potrzeba i trzeba było się do tego dostosować. Cieszę się, że poradziliśmy sobie mimo tych trudności - zakończył Grzegorz Łomacz.

Bełchatowianie umocnili się na drugiej pozycji w tabeli, ale to nie zwalnia ich z czujności w kolejnych starciach. W sobotę o 18:00 zagrają w Sosnowcu z MKS Będzin.

Kto powinien być atakującym w drużynie PGE Skry pod nieobecność Mariusza Wlazłego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×