Awaria bełchatowskiej machiny
Po ubiegłorocznym trzecim miejscu w prestiżowych rozgrywkach Champions League wszyscy w Bełchatowie obrali jeden tylko cel - powtórzenie ów sukcesu, a najlepiej sięgnięcie jeszcze odrobinę bliżej gwiazd, czyli finału LM. Poczyniono ku temu odpowiednie kroki. Nie bez powodu bełchatowscy działacze nie szczędzili pieniędzy na nowe zakupy. Firmy takie jak choćby Dawid Murek czy Miguel Angel Falasca miały zapewnić Skrze kolejne sukcesy na europejskich parkietach. Zresztą trudno się było temu dziwić - na arenie krajowej team Daniela Castellaniego (a od przyszłego sezonu Jacka Nawrockiego) osiągnął już praktycznie wszystko z obronionymi podwójnymi koronami (mistrzostwo Polski + Puchar Polski) na czele. Teraz więc oceniono, iż nadszedł czas na podbój Starego Kontynentu.
Niestety już sam początek rozgrywek Ligi Mistrzów nie zwiastował nadzwyczajnych wyników. Słaba gra i w konsekwencji porażka w fatalnym wręcz stylu z niemieckim VfB Friedrichshafen nie nastrajała optymistycznie. Ogólnie rzecz biorąc Skrę stać było na zdecydowanie lepszy wynik w grupie F. Ostatecznie jednak mistrzowie Polski uplasowali się na trzecim i jednocześnie ostatnim miejscu dającym im awans do dalszej fazy, choć przed ostatnim meczem (swoją drogą przegranym, ponownie 0:3 i ponownie w złym stylu z VfB) miała jeszcze szansę na dużo korzystniejszą pozycję, gwarantującą rozstawienie w dalszych losowaniach.
Mimo wielu naszych obaw Skra bardzo dobrze wystartowała w 1/8 finału. Wygrała dwumecz z silnymi przeciwnikami z Dynama Moskwa. Jednak los wciąż nie był łaskawy i ponownie połączył ze sobą drogi Iskry Odincowo i Skry Bełchatów. Obu klubom przyszło się ze sobą zmierzyć jeszcze w fazie grupowej (najpierw 3:0 dla Skry, a później 3:0 dla Iskry). Wyniki wtedy osiągnięte zwiastowały nieobliczalne i bogate w liczne zwroty akcji spotkania 1/4 finału. Szczególnym smaczkiem był fakt, iż dwumecz polsko-rosyjski bezpośrednio decydował o wejściu do Final Four Ligi Mistrzów. Niestety nasi reprezentanci nie pokazali maksimum swoich możliwości. O ile jeszcze pierwszy mecz, wygrany przez bełchatowian w tie-breaku, stał na wysokim poziomie sportowym, o tyle w drugim pojedynku mistrzowie kraju byli jedynie tłem dla swoich rywali z wielkim Gibą na czele.
Tak więc przygoda Skry Bełchatów z Ligą Mistrzów w sezonie 2008/09 skończyła się nadspodziewanie szybko. Wszyscy kibice, a także sami zawodnicy z całą pewnością liczyli na dużo więcej. Niestety nie udało się ani obronić podium, ani tym bardziej wspiąć się odrobinę wyżej w siatkarskiej hierarchii rozgrywek Champions League. Jednak kolejną szansę na sukces bełchatowianie dostaną już w kolejnym sezonie, bowiem po raz kolejny staną do boju z najlepszymi drużynami Europy. Może więc w końcu się uda spełnić nasze marzenia o pięknym śnie w Lidze Mistrzów.
Faza grupowa LM:
PGE Skra Bełchatów - VfB Friedrichshafen 0:3 (22:25, 22:25, 18:25)
Panathinaikos Ateny - PGE Skra Bełchatów 0:3 (16:25, 27:29, 21:25)
PGE Skra Bełchatów - Iskra Odincowo 3:0 (25:22, 25:22, 25:17)
Iskra Odincowo - PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:14, 25:22, 25:20)
PGE Skra Bełchatów - Panathinaikos Ateny 3:1 (25:21, 25:23, 17:25, 25:17)
VfB Friedrichshafen - PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:22, 25:20, 25:18)
1/8 finału
Dynamo Moskwa - PGE Skra Bełchatów 3:2 (25:21, 22:25, 25:23, 28:30, 15:13)
PGE Skra Bełchatów - Dynamo Moskwa 3:1 (18:25, 25:21, 25:21, 25:19)
1/4 finału
PGE Skra Bełchatów - Iskra Odincowo 3:2 (25:27, 25:15, 25:23, 23:25, 17:15)
Iskra Odincowo - PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:20, 25:18, 25:16)
Kto by się tego spodziewał...
W zupełnie innym świetlne występy w tegorocznej edycji siatkarskiej Ligi Mistrzów stawiają ubiegłorocznych wicemistrzów Polski. Zespół Radosława Panasa z szarej myszki Champions League, którą każdy z góry skazywał na sromotną porażkę, stała się postrachem wielu możnych siatkarskiego świata. Mimo że AZS Częstochowa ukończył rozgrywki na tym samym etapie co Skra Bełchatów, chłopców spod Jasnej Góry można jedynie chwalić za ich postawę w europejskich pucharach.
Faza grupowa w wykonaniu częstochowian nie od początku układała się po ich myśli. Kiedy jednak podopieczni Panasa zwietrzyli swoją szansą na sukces i poczuli, że mogą coś jednak ugrać zarówno dla klubu, jak i dla samych siebie, wprost nie mogli wypuścić z rąk takiej okazji. Dwa przekonujące zwycięstwa nad CSKA Sofią, a także jedna, acz niezwykle istotna wiktoria nad Iraklisem Saloniki otworzyła przed nimi drogę do prawdziwej elity.
W dalszej części rozgrywek nie mogło być już mowy o żadnych sentymentach. Rywale także byli już z tej zdecydowanie wyższej półki. Tak jak Skra Bełchatów niczym magnes przyciągała rosyjskie teamy, tak AZS Częstochowa musiał zmierzyć się z zespołami najlepszej ligi świata - włoskiej Serie A1. Na pierwszy ogień poszedł ubiegłoroczny finalista LM - Copra Piacenza. Mimo wielu buńczucznych wypowiedzi siatkarze z płw. Apenińskiego okazali się gorsi od "młodych wilczków" z Częstochowy, którzy zadziwili Europę eliminując Coprę z dalszych rozgrywek. Niestety później na ich drodze stanął główny pretendent do tytułu najlepszej drużyny we Włoszech - Itas Trentino z Michałem Winiarskim oraz Łukaszem Żygadło w składzie. Włosi kilkoma zdecydowanymi ruchami zgasili płonące gorącym płomieniem nadziei serca polskich kibiców, eliminując częstochowski team z tych jakże elitarnych rozgrywek. Mimo to AZS nie ma się czego wstydzić - pogromcą Częstochowy nie był byle kto, lecz zwycięzca Ligi Mistrzów w sezonie 2008/09.
Reasumując - przed rozpoczęciem sezonu mało kto stawiał na AZS Częstochowa. Jednak ambitna drużyna, która już nieraz zadziwiła nas wolą walki do ostatniej kropli krwi, pokazała co to znaczy mieć ogromne serce do siatkówki. AZS w każdym praktycznie meczu przełamywał pewne bariery i stereotypy, dając nam nadzieję na to, iż mamy w Polsce godnych następców aktualnych filarów naszej kadry i jednocześnie przyszłych reprezentantów Polski.
Faza grupowa LM:
Fenerbahce Stambuł - Domex Tytan AZS Częstochowa 3:0 (25:22, 25:19, 25:21)
Domex Tytan AZS Częstochowa - Iraklis Saloniki 2:3 (21:25, 20:25, 25:23, 25:23, 11:15)
CSKA Sofia - Domex Tytan AZS Częstochowa 1:3 (23:25, 16:25, 25:20, 20:25)
Domex Tytan AZS Częstochowa - CSKA Sofia 3:0 (25:13, 25:20, 25:16)
Iraklis Saloniki - Domex Tytan AZS Częstochowa 3:1 (25:22, 18:25, 25:17, 25:23)
Domex Tytan AZS Częstochowa - Fenerbahce Stambuł 3:0 (25:21, 25:23, 25:19)
1/8 finału
Copra Nord Meccanica Piacenza - Domex Tytan AZS Częstochowa 2:3 (23:25, 23:25, 25:23, 25:17, 14:16)
Domex Tytan AZS Częstochowa - Copra Nord Meccanica Piacenza 3:0 (25:22, 25:20, 25:23)
1/4 finału
Domex Tytan AZS Częstochowa - Trentino Volley 3:1 (25:22, 21:25, 17:25, 18:25)
Trentino Volley - Domex Tytan AZS Częstochowa 3:0 (25:19, 25:14, 25:12)
Niezaspokojony głód zwycięstwa
Przygoda Jastrzębskiego Węgla z europejskimi pucharami nie rozpoczęła się najlepiej. W Pucharze CEV podopieczni Roberto Santillego trafili na Olympiakos Pireus, który w dwumeczu okazał się lepszy od polskiej ekipy. Nie oznaczało to jednak końca europejskich zmagań jastrzębia, którzy przystąpili do rywalizacji w Challenge Cup.
Tam wiodło im się zdecydowanie lepiej. Zwycięstwa odpowiednio nad portugalskim A.J. Fonte Bastardo, ukraińskim Lokomotiwem Kijów oraz włoskim Sisleyem Treviso dały siatkarzom Jastrzębskiego Węgla prawo udziału w Final Four Challenge Cup. Szczególnie wiktoria nad świetnym do niedawna Sisleyem wlała w nasze serca ogromne nadzieje na sukces, którego byliśmy tak mocno spragnieni. Zawodnicy Jastrzębia, szczególnie ci, którzy już od kilku lat nie zmieniają barw klubowych, odczuwali z pewnością nieodpartą potrzebę osiągnięcia znaczącego wyniku. Liczne miejsca na podium polskiej ligi pozostawiały po sobie niedosyt, bowiem tytuł od kilku lat niezmiennie przypada Skrze Bełchatów. Dlatego też jastrzębianie postanowili wrócić do Polski z pucharem Challenge Cup.
Półfinał Final Four w Izmirze poszedł po myśli podopiecznych Santillego. Jastrzębski Węgiel dostał się tym samy do finału, w którym po przeciwnej stronie siatki stanąć mieli gospodarze z Piotrem Gruszką w składzie. Niestety ten najważniejszy jak dotąd pojedynek dla siatkarzy z Jastrzębia nie położył się po ich myśli. Nawet teraz, kiedy emocje już opadły i można trzeźwo spojrzeć na całą sytuacją i grę zespołu, trudno jest jednoznacznie wskazać przyczyny porażki 2:3 w finale. Z pewnością nie wynikała ona z przyczyn czysto sportowych, co boli chyba podwójnie, bo każdy sportowiec woli przegrać z honorem i po walce. Trzeba jednak oddać jastrzębianom to, że godnie reprezentowali Polskę w europejskich pucharach, uzyskując bardzo dobry rezultat, jakim jest drugie miejsce w Challenge Cup.
Puchar CEV
1. runda (1/16 finału)
Olympiakos Pireus - Jastrzębski Węgiel 3:2 (18:25, 25:21, 25:23, 21:25, 15:7)
Jastrzębski Węgiel - Olympiakos Pireus 1:3 (20:25, 16:25, 18:25, 25:19)
Challenge Cup
1/16 finału
Jastrzębski Węgiel - A.J. Fonte Bastardo 3:2 (22:25, 26:24, 25:16, 22:25, 15:7)
A.J. Fonte Bastardo - Jastrzębski Węgiel 0:3 (20:25, 19:25, 24:26)
1/8 finału
Jastrzębski Węgiel - Lokomotiw Kijów 3:0 (25:18, 25:23, 25:19)
Lokomotiw Kijów - Jastrzębski Węgiel 1:3 (20:25, 25:19, 20:25, 20:25)
1/4 finału
Jastrzębski Węgiel - Sisley Treviso 2:3 (25:19, 22:25, 25:15, 18:25, 10:15)
Sisley Treviso - Jastrzębski Węgiel 1:3 (24:26, 25:19, 22:25, 19:25)
Final Four w Izmirze
Tomis Constanta - Jastrzębski Węgiel 1:3 (23:25, 33:35, 25:19, 21:25)
Arkas Izmir - Jastrzębski Węgiel 3:2 (18:25, 25:21, 18:25, 26:24, 15:12)
Szybko, łatwo i mało przyjemnie
Przygoda AZS Olsztyn, zarówno z Pucharem CEV, jak i Challenge Cup, kończyła się szybciej niż zaczynała. W obu przypadkach olsztynianie nie mieli szczęścia. Trafiali bowiem na rywali z wyższej półki, co przyniosło nadzwyczaj słabe wyniki. Podopieczni Mariusza Sordyla odpadli najpierw z Pucharu CEV po dwóch przegranych po 0:3 meczach z Lokomotivem Biełgorod. Następnie czekało ich rozczarowanie w Challenge Cup. Także i tym razem przeciwnicy okazali się być poza ich zasięgiem. Włosi z Sisleya Treviso zaszli później stosunkowo daleko, przegrywając jedynie z Jastrzębskiem Węglem w ostatnim etapie poprzedzającym Final Four. Jednak fakt, iż ich pogromcami byli polscy siatkarze, nie mógł być wielką pociechą dla olsztynian, którzy rozegrali bardzo słaby sezon pod względem występów w europejskich pucharach.
Puchar CEV
1. runda (1/16 finału)
Lokomotiv Biełgorod - Mlekpol AZS Olsztyn 3:0 (25:23, 25:17, 25:21)
AZS Olsztyn - Lokomotiv Biełgorod 0:3 (17:25, 13:25, 22:25)
Challenge Cup
1/16 finału
AZS Olsztyn - Sisley Treviso 0:3 (19:25, 20:25, 20:25)
Sisley Treviso - AZS Olsztyn 3:0 (25:17, 25:18, 25:20)
Tragikomedia?
To, co stało się z drużyną Ljubomira Travicy, trudno jest określić w kilku słowach. Przydałaby się tu prawdziwa diagnoza, na którą stać jedynie specjalnie wykwalifikowane jednostki. Trudno bowiem przyczyn druzgocącej porażki ze słabym białoruskim zespołem upatrywać jedynie w słabym zgraniu nowo powstałej ekipy, której trzon został wymieniony po poprzednim sezonie. Nie można też całej odpowiedzialności zrzucać na nowego trenera, który przychodząc z zewnątrz nie miał jeszcze odpowiedniej ilości czasu do tego, by wtopić się w rzeszowskie środowisko, dogadać się z ekipą, a także ustawić ją zarówno pod względem technicznym, jak i taktycznym.
Jako że Resovia Rzeszów w sezonie 2007/08 zajęła piąte miejsce w lidze, uzyskała prawo gry w Challenge Cup - trzecim pod względem prestiżu pucharze europejskim. W pierwszej rundzie ekipa Travicy miała wolny los, lecz w drugiej pozwoliła sobie na zbyt dużą dekoncentrację. O ile jeszcze porażkę w premierowym spotkaniu można zrozumieć, o tyle wypadki w drugiej konfrontacji są wręcz niewytłumaczalne. Resovia wygrała w rewanżu 3:0, by złotym setem pogrzebać swoje szanse na awans do kolejnej rundy, przegrywając 9:15.
Obecnie jednak Resovia gra w finałach mistrzostw Polski, stąd też wniosek, iż porażka z białoruską ekipą była jedynie falstartem i wypadkiem przy pracy. Pozostańmy więc przy tej wersji.
1. runda - wolny los
2. runda
Metallurg Żłobin - Asseco Resovia Rzeszów 3:0 (25:17, 25:22, 25:21)
Asseco Resovia Rzeszów - Metallurg Żłobin 3:0 (25:14, 25:18, 25:19)
Złoty set: 15:9 dla Metallurga Żłobin
Nadzieje na przyszłość
Mimo że PlusLiga nie dotarła jeszcze do mety, już teraz możemy być pewni, iż w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów reprezentować nas będą Skra Bełchatów i Resovia Rzeszów (finaliści mistrzostw Polski). Z kolei w Pucharze CEV powalczą Jastrzębski Węgiel oraz ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, które wciąż jeszcze walczą o brązowe medale tegorocznych rozgrywek. Nierozstrzygnięta pozostaje tylko kwestia tego, kto w kolejnym roku zagra w Challenge Cup. Tym szczęśliwcem będzie klub, który zajmie piąte miejsce w lidze, a więc AZS Częstochowa lub AZS Olsztyn. Tak naprawdę nieważne jest jednak to, kto zagra w europejskich pucharach, lecz czy osiągniemy w nich sukces, który potwierdzi nasze aspiracje do miana trzeciej ligi świata.