Zgodnie z przypuszczeniami, poza kwestiami organizacyjnymi Klubowe Mistrzostwa Świata, Polacy nie zostali dopuszczeni do głosu. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle odpadła z rozgrywek już w fazie grupowej, a PGE Skra Bełchatów dotarła do turnieju finałowego gdzie została sprowadzona do parteru przez rywali. Najbardziej brutalny z nich okazał się brazylijski kolektyw Marcelo Mendeza, Sada Cruizero. W starciu o 3. miejsce przyjezdni zdeklasowali PGE Skrę 0:3.
- Trudno jest myśleć o swojej indywidualnej postawie po takimi spotkaniu, w końcu kluczowy jest ten przegrany wynik. Nie możemy się załamywać, bo graliśmy z bardzo dobrym rywalem. Cały turniej był na wysokim poziomie. Cieszyliśmy się ogromnie z samego faktu, że weszliśmy do finałów w Krakowie. Mówiono, że mieliśmy słabą grupę, ale w tych zawodach każdy rywal jest dobry i z każdym trzeba grać jak najlepiej. Dzisiaj nam to nie wyszło - mówił Bartosz Bednorz.
23-letni przyjmujący był jednym z liderów bełchatowskiej Skry. W porównaniu do kolegów z drużyny zaprezentował się poprawnie mimo tego, że w trakcie turnieju walczył z chorobą. Zdaniem Bednorza bardziej w pamięć zapada stracona szansa z Cucine Lube w półfinale, aniżeli kompromitująca porażka z Sadą Cruzeiro.
- Mecz z Cucine Lube boli bardziej, bo z Sadą definitywnie polegliśmy, nie postawiliśmy się im, bo walczyliśmy o to, żeby się bardziej nie upokorzyć. Przegraliśmy sami ze sobą. Sobotnie spotkanie było na bardzo wysokim poziomie, a pierwsza partia zadecydowała o losach spotkania. Trzy sety do bodaj 23 świadczą o tym, że jeżeli chcemy to potrafimy grać. Dlaczego nie potrafiliśmy tego zrobić w niedzielę? Nie mam na to odpowiedzi - zakończył Bednorz.
Żółto-Czarni nie mają za wiele czasu na otrząśnięcie się ze wspomnianych dwóch porażek. Chwilę po rozstrzygnięciach KMŚ w Krakowie, siatkarze PGE Skry udali się w długą podróż do Nowosybirska, gdzie zagrają z tamtejszą drużyną Lokomotivu. Spotkanie grupy C. Ligi Mistrzów odbędzie się w środę 20 grudnia o godzinie 13:30 czasu polskiego.
ZOBACZ WIDEO: Udało się zneutralizować Lewandowskiego. Marek Wawrzynowski: Jest poważny problem