Piast Szczecin - Stal Mielec 2:3 (30:32, 21:25, 25:23, 28:26, 13:15)
Składy drużyn:
Piast Szczecin: Anna Szydełko, Edyta Rzenno, Justyna Sachmacińska, Paulina Chojnacka, Małgorzata Sikora, Marta Szymańska, Marta Siwka (libero) oraz Irina Archangielskaja.
Stal Mielec: Dorota Ściurka, Justyna Ordak, Katarzyna Zaroślińska, Ewelina Dążbłaż, Agata Wilk, Iwona Niedźwiecka, Magdalena Banecka (libero) oraz Karolina Olczyk, Paulina Dutkiewicz, Małgorzata Skorupa, Marta Łukaszewska.
Sędziowie: Jacek Broński (pierwszy) oraz Zbigniew Wolski (drugi).
Stal Mielec miała komfortową sytuację przed trzecim pojedynkiem ze szczecińskim Piastem. Po dwóch zwycięstwach u siebie podopieczne Wiesława Popika mogły spać spokojnie i bez nerwów przygotowywać się do trzeciej rywalizacji. Tylko jedna wygrana dzieliła Stal przed utrzymaniem się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Najwyraźniej przez to przyjezdne wyszły na parkiet zbyt pewne siebie. Dlatego po kilku minutach rywalizacji w pierwszej odsłonie Piast prowadził 14:7. Jednak seria dwóch czasów, na życzenie trenera gości, obudziła nieco mielczanki, które odrobiły połowę strat jeszcze przed drugą przerwą techniczną (16:12). Widać było, że szczecinianki są zdeterminowane i chcą chociaż przedłużyć barażową rywalizację. Stąd też wynikała ich dobra gra. Utrzymały prowadzenie do samej końcówki i nawet miały dwie piłki setowe w górze (24:22). Ale przyjezdne nie poddały się, najpierw doprowadziły do remisu po 24, a następnie oba zespoły toczyły wyrównaną walkę na przewagi. Gdy wydawało się, że znowu w lepszej sytuacji są podopieczne Marka Mierzwińskiego, bo mają kolejną szansę na zwycięstwo w tej partii (30:29), wtedy do głosu doszła Ewelina Dążbłaż i zdobyła dwa kolejne punkty ze środka. Mocno zdenerwowała tym Pauline Chojnacką, która nie wytrzymała i po ataku posłała piłkę w aut (30:32). Tym samym Stal objęła prowadzenie w meczu 1:0. - Szkoda, że w pierwszym secie nie zagraliśmy konsekwentnie w taktyce, jaką sobie ustaliliśmy. Właśnie w tym upatruje porażkę w tej odsłonie - tłumaczył Marek Mierzwiński.
Druga partia przebiegała bardzo podobnie do pierwszej. Najpierw to miejscowe wyszły na prowadzenie, by pod koniec seta je utracić. Mimo takiego obrotu spraw trzeba podkreślić, że oba zespoły stoczyły bardzo zacięty bój i pokazały kawał siatkówki na najwyższym poziomie. Nie było widać różnicy klas, której można było się spodziewać przed tą rywalizacją. Najlepszym tego potwierdzeniem jest bardzo mała ilość błędów, która na pierwszoligowych parkietach jest niemal oczywistością. Gdy na tablicy wyników był 21:19, trener Piasta zdecydował się na przerwę po zagrywce w aut Chojnackiej. Jak się okazało był to chybiony pomysł, ponieważ gospodynie zupełnie straciły koncentrację. Wcześniej toczyła się wyrównana gra punkt za punkt, a szczecinianki utrzymywały prowadzenie (15:12, 18:15 , 21:18). Marek Mierzwiński próbował jeszcze reagować na początku tego przestoju, ale tym razem sędzia nie zezwolił na przerwę, ponieważ za późno ona była ona sygnalizowana. Zawodniczki myślały, że sygnał do rozpoczęcia gry jest tym na przerwę. W efekcie Szczecinianki schodziły z boiska, podczas gdy piłka po zagrywce lądowała w ich polu. - Zabrakło nam koncentracji. Gdzieś nam uciekły dwie piłki. Zawodniczki zaspały na przyjęciu zagrywki, myślały, że został wzięty czas, na który sędzia nie zezwolił. Mimo wszystko trudno mieć za ten set pretensje - mówił trener Piasta. Tym sposobem Stal po raz drugi w tym pojedynku pokazała swój spryt. - To, że w końcówkach pierwszego i drugiego seta wychodziliśmy na prowadzenia i wygrywaliśmy te partie, to wynika w dużej mierze z naszego ogrania w PlusLidze Kobiet - cieszył się Wiesław Popik.
W kolejnych dwóch setach gospodynie wyciągnęły odpowiednie wnioski z poprzednich odsłon. Tym razem to Piast wykazał się koncentracją do samego końca i pokazał to, czego oczekiwali od nich kibice, czyli walki do samego końca. - W secie trzecim i czwartym zagraliśmy fantastycznie. Ze stanu 15:20 przechyliliśmy szalę na swoją korzyść - chwalił swój zespół Mierzwiński. W obu przypadkach szczecinianki wygrały na przewagi. Najpierw było 25:23, a później 28:26 i z tragicznej sytuacji miejscowe wróciły do gry. - Podobna sytuacja była w Mielcu. Tam my prowadziliśmy 2:0, a później myśleliśmy, że mecz sam się wygra bez wielkiego wkładu sił. Tak się grać nie da i uczulałem na to swoje zawodniczki, że z drugiej strony są ambitne siatkarki, które mają umiejętności i trzeba je szanować - zwrócił uwagę Popik. Jak się okazało, te słowa nie trafiły do mielczanek, które trochę na własne życzenie doprowadziły do piątego, loteryjnego seta.
W tie-breaku wszystko mogło się wydarzyć. Od początku seta zdeterminowany Piast zdobywał przewagę, najwyższa była przy stanie 6:3, ale chwilę później przyjezdne odrobiły straty i doprowadziły do remisu po 12. Gospodynie zakończyły na tym zdobywanie punktów, a za sprawą Marty Łukaszewskiej i Doroty Ściurki Stal wygrała 15:12 i tym samym utrzymała się w PlusLidze Kobiet. - Cel, który był przede mną postawiony został zrealizowany. Udało się wygrać i bardzo się z tego cieszę - mówił po meczu Wiesław Popik, ale za chwilę studził nieco radość swoich zawodniczek. - Całe szczęście, że ta rywalizacja zakończyła się dobrze dla nas, bo dzisiejszy mecz powinniśmy przegrać za samą postawę.
Mimo tej porażki zawodniczki Piasta nie mają się czego wstydzić. Pokazały, że mogą stoczyć wyrównany bój z drużyną występującą w PlusLidze Kobiet. - Gratuluje drużynie z Mielca utrzymania w ekstraklasie. Myślę, że w Szczecinie też kiedyś nastanie taki dzień, że będziemy mogli oglądać najlepsze drużyny w Polsce - mówił po meczu Mierzwiński. - Myślę, że do postawy zawodniczek nie można mieć pretensji. Kto nie był niech żałuje. Moim zdaniem stworzyliśmy fantastyczne widowisko. W całej rywalizacji ze Stalą Mielec jedno zwycięstwo nam się należało. W pierwszym meczu mieliśmy ogromne szanse na wygraną. Teraz także przegraliśmy minimalnie. Jest to najlepszy dowód na to, że dziewczyny było stać na grę w PlusLidze Kobiet - dodał. Jednak tradycji stało się za dość. Jeszcze nigdy ekipa aspirująca do awansu nie wygrała rywalizacji z potencjalnym spadkowiczem. Na ewentualną historyczną wygraną pierwszoligowca będziemy musieli poczekać co najmniej rok. Choć według Marka Mierzwińskiego była na to duża szansa w tym roku. - Od samego początku twierdziłem, że Stal Mielec jest dużo słabsza od Budowlanych Łódź i było to widać choćby w pojedynkach z nami - zakończył.