Waldemar Kawka: Wielki (i) nieobecny

WP SportoweFakty / Marcin Olczyk / Jacek Nawrocki i Waldemar Kawka
WP SportoweFakty / Marcin Olczyk / Jacek Nawrocki i Waldemar Kawka

Kiedyś żegnano go białymi chusteczkami, teraz w Dąbrowie Górniczej słyszy się "Waldek, wróć". Czy wróci? To bardzo wątpliwe. Waldemar Kawka zbyt dobrze pamięta to, co spotkało go w MKS-ie. Zarówno dobre, jak i złe chwile.

Są ludzie, którym dużo się wybacza niezależnie od tego, ile nabroili i tacy, których trudno polubić niezależnie od tego, ile dobrego zrobili. Waldemar Kawka należy zdecydowanie do tej drugiej kategorii, o czym można się było w Dąbrowie Górniczej nieraz przekonać. Może to dlatego, że obecny drugi trener polskiej kadry siatkarek nie ma w zwyczaju szeroko się uśmiechać i nie jest wulkanem pozytywnej energii jak na przykład Andrea Anastasi? Może to introwertyczna osobowość, może kilka niepotrzebnych zgryźliwości, które zostały zapamiętane przez zbyt wielu ludzi?

Ale to dość ciekawe, że zdecydowana większość byłych i obecnych podopiecznych Waldemara Kawki ma o nim znacznie lepsza opinię niż siatkarscy kibice. Zawodniczki MKS-u Dąbrowa Górnicza, nawet jeśli nie zawsze były z nim najlepszych relacjach, zgodnie przyznawały w prywatnych rozmowach, że szanują Kawkę za autorytet, zdecydowanie i konkretne podejście do fachu.

[b]

Epitety każdego rodzaju[/b]

Co prawda kilka ładnych lat temu przechodząca do sopockiego Atomu Ewelina Sieczka ukradkiem wspomniała, że w nowym klubie uczy się na nowo przyjmować zagrywkę, ale szybko przekonała się, że kibice z Dąbrowy nie wybaczają nawet takich małych szpilek. Młode siatkarki SMS-u PZPS Szczyrk w większości dobrze wspominają zajęcia z tym szkoleniowcem, nawet jeśli na treningach bywał surowy i bezwzględny w swojej konsekwencji. I podkreślają, że gdy musiały decydować o swojej drodze po ukończeniu szkoły, szły w ciemno do trenera Kawki, bo ten zawsze umiał im dobrze podpowiedzieć.

Wuefista, amator, cień własnego cienia, dziadek bez sukcesów, nieudacznik - to najłagodniejsze z określeń, jakie padały pod adresem Waldemara Kawki przez wszystkie lata jego pracy w MKS-ie. Teraz, w najgorszym od lat sezonie dąbrowskiego klubu, niejeden dąbrowianin chciałby, by ten sam wuefista powrócił do klubu i poukładał wszystko jak należy. Ale to już raczej nie nastąpi, mimo tego, że zimna wojna pomiędzy nim a Robertem Koćmą nie jest już tak zapamiętała i obu panom zdarzyło się nieraz rozmawiać podczas meczów w Hali Centrum.

ZOBACZ WIDEO Kownacki idealnie obsłużył kolegę - skrót meczu Sampdoria Genua - SPAL [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]

Nie zmienia to faktu, że Kawka jest rozsądnym człowiekiem i dobrze wie, jak unikać niepotrzebnego ryzyka i bałaganu, zwłaszcza tam, gdzie go nie chcą. Do tego nie zapomina o dawnych urazach i pewnie do dziś wspomina, w jakiej atmosferze rozstawał się z posadą trenera zespołu, a następnie dyrektora sportowego klubu. Nie ma w sobie tyle wyrozumiałości co Magdalena Śliwa, która po latach wróciła do dąbrowskiego MKS-u w roli trenera mimo dość nieprzyjemnego pożegnania się z klubem po srebrnym sezonie 2012/2013. Kiedy zagłębiowski klub opublikował serię filmów na swoje 25-lecie, kibice często wytykali to, że brakuje w nich właśnie Kawki, celowo wymazanego z kart historii zespołu. Prawda jest taka, że ekipa realizująca tę serię specjalnie pojechała do Szczyrku, by tam namówić trenera na kilka słów do kamery. Ale odbiła się od ściany.

Nóż w plecach

Trenera Kawkę można było cenić za to, że nie gryzł się w język, kiedy chciał dać upust emocjom. Kiedy uważał, że mecz był nudny i słaby, a gra MKS-u była na poziomie mułu oceanicznego, po prostu o tym mówił. Podobno po porażce z Dynamem Krasnodar w półfinale Pucharu CEV (MKS wygrał w pierwszym meczu 3:0, ale w Krasnodarze w kontrowersyjnych okolicznościach przegrał 2:3 i 14:16 w złotym secie) miał powiedzieć, że czuje się jak "wydymana dzi**a, której nie zapłacili". A kiedy po druzgocącej porażce zespołu z Centrostalem Bydgoszcz w 2010 roku klub kibica krzyczał "zmiana trenera, w Dąbrowie zmiana trenera!", nie wahał się skontrować, że pozornie wierni i oddani fani klubu wbili drużynie nóż w plecy.

Podobno niedługo po tym meczu odbyło się tajne spotkanie co bardziej porywczych przedstawicieli klubu kibica MKS-u i Waldemara Kawki, który pytał oponentów, co powinien robić lepiej w pracy z zespołem. Nie doczekał się wyczerpującej odpowiedzi, obie strony przeszły nad tym do porządku dziennego. Dwa miesiące później MKS cieszył się z brązowego medalu ligi i o sprawie zapomniano. Do czasu, kiedy znów trener był winny całemu złu.

Problem z Kawką polega na tym, że jest on autorem największych sukcesów w historii klubu i nikt nie zabierze mu oczywistych zasług, ale jednocześnie firmuje on swoim nazwiskiem najbardziej widowiskowe klęski, a one zdecydowanie bardziej zapadają w kibicowską pamięć. Na przykład słynny tie-break w półfinale mistrzostw Polski 2011/2012 z Atomem Treflem Sopot, w którym MKS prowadził 8:0, a mimo to przegrał mecz w sposób - jak ujął sam bohater tego tekstu – frajerski.
[nextpage]Gniew i zmęczenie

Albo finałowa batalia rozegrana rok później, która z wiadomych względów przeszła do historii ekstraklasy siatkarek. Koszulka "Tauron MKS Dąbrowa Górnicza mistrzem Polski 2012/13", którą prezes Koćma chciał pokazać wszystkim widzom po ostatniej akcji trzeciego finałowego spotkania, koniec końców nie przydała się do świętowania i trafiła do rąk Marka Magiery na pamiątkę tamtych szalonych dni. Zagłębiowski MKS to klub, który wzbudzał ogromne emocje, ale najbardziej intensywną z nich było jednak rozczarowanie i poczucie niespełnionych ambicji, rozbudzonych zwłaszcza po przegranym mistrzostwie kraju. I to wszystko gromadziło się długo jak burzowe chmury wokół osoby Kawki, często zirytowanego nagonką na swoją osobę.

Nic dziwnego, że często czuł się niesprawiedliwie oceniany i wszystkie ciosy w plecy ze strony wiecznie niezadowolonych kibiców bolały go podwójnie. Po zakończeniu sezonu w Dąbrowie Górniczej powtarzał się stary scenariusz: Kawka oznajmiał nieoficjalnie, że ma już dość ekstraklasy i chce odejść, a potem jechał na jakiś czas do swojej daczy pod Aleksandrowem Łódzkim, by tam odpocząć w ulubionym ogrodzie przy przesadzaniu i komponowaniu roślinnych aranżacji.

I wracał, przekonując, że "jest wierny tylko Dąbrowie". Był przez lata napędzany przez autentyczną pasję, nawet jeżeli niektórzy mu jej odmawiali. Do czasu, kiedy niesnaski i spory wzięły górę nad przywiązaniem do klubu. Dopiero po chudych latach, w ciągu których wściekłość kibiców w Hali Centrum urosła do obecnych rozmiarów (i wygoniła większość sympatyków z hali), zaczęto doceniać "wuefistę". Dwa Puchary Polski, Superpuchary, trzy medale mistrzostw kraju i wspomnienia wywołujące przyjemny dreszcz na skórze - to wszystko należy do jego dorobku.

Ręka do młodzieży

Kawka zawsze odnajdywał się w szkoleniu młodzieży, to on wychował choćby Ewelinę Brzezińską (Sieczkę), Krystynę Strasz (Tkaczewską) czy Joannę Wiatr, znakomitą siatkarkę plażową występującą z inną znaną dąbrowianką Katarzyną Szałankiewicz (Urban). Nic dziwnego, że po burzliwym roku w Dąbrowie osiadł w Bielsku-Białej jako koordynator ekip młodzieżowych, a potem trafił do startującego prawie od zera szczyrkowskiego SMS-u.

Czasem słychać było głosy, że Kawka nie nadaje się do szkolenia kadetek i juniorek ze względu na swoją oschłość i wiecznie krytykowanie poczynań młodych siatkarek, ale to tylko jedna strona medalu. Młodzież, która miała okazję trenować pod okiem Waldemara Kawki, nie tylko z uśmiechem wspomina jego tradycyjny żart o "ćwiczeniu palcówki", ale często podkreśla, że paradoksalnie ceniła jego szukanie dziury w całym. Trener traktuje uczennice SMS-u bez żadnego pobłażania, jak seniorki grające o najwyższą stawkę. I tym sobie zdobywa posłuch młodzieży.

Nie wszystkie siatkarki myślą o wieloletnim szkoleniowcu dąbrowskiego MKS-u w samych superlatywach. Na przykład Katarzyna Wąsowska (Walawender), która podczas przerwy na żądanie w jednym z meczów półfinałowych z Muszynianką Muszyna (sezon 2009/10) usłyszała od wściekłego Kawki "zamknij się, dobrze?!". Na nieszczęście trenera mecz był pokazywany w telewizji i ten niepotrzebny poryw emocji ("Trenera ponosi", skomentowała zajście chwilę potem Magdalena Śliwa) widziała cała siatkarska Polska.

[b]

Długie milczenie[/b]

Niejedna osoba przykleiła wtedy Kawce łatkę prostaka, ćwierćinteligenta i człowieka, któremu powinno zabronić się pracować z kobietami. I tutaj znowu przydaje się powiedzenie o dwóch stronach medalu, bo każdy, kto zamienił kilka słów z Waldemarem Kawką, wie, że jest to jeden z najbardziej inteligentnych i rzeczowych rozmówców w polskiej siatkówce. Tym bardziej szkoda, że w ostatnich latach wypowiada się tak rzadko, zwłaszcza na temat bliskiej sobie reprezentacji. A że bywa pamiętliwy i nieprzyjemny wobec każdego, kto choć trochę zaszedł mu za skórę, a do tego szorstki w obejściu? Każdy ma swoje wady.

Nie jest tajemnicą, że bywający dość często w Hali Centrum z racji swoich obowiązków Kawka ma swoje zdanie na temat porządków w dąbrowskim klubie i nie jest ono przychylne dla władz MKS-u. Zbyt wiele czasu spędził w tych ścianach, by patrzeć obojętnie na opustoszałe trybuny i trudną w odbiorze grę drużyny. Czasem zastanawiam się, czy odczuwa on jakąkolwiek satysfakcję z tego, że ci sami ludzie, którzy jeszcze całkiem niedawno wyganiali Kawkę z Hali Centrum i na jej trybunach machali białymi chusteczkami na pożegnanie, teraz piszą i krzyczą "Waldek, wróć".

Nawet jeśli, to ta satysfakcja z pewnością nie smakuje tak jak zdobycie pucharu albo medalu po latach ciężkiej pracy. Być może kiedyś uda mi się o to zapytać. Biorąc pod uwagę, że trener Kawka chciał mnie na wieki wieków wypędzić z dąbrowskiej hali po tym, jak ujawniłem kontuzję Elżbiety Skowrońskiej przed ostatnim meczem finałowym z 2013 roku, może to być bardzo wymagające zadanie, wszak, jak już wspomniałem, ten typ człowieka nie zwykł zapominać. Nie zmienia to faktu, że osobiście życzę mu powodzenia. Oby kiedyś doczekał się docenienia, na jakie zasłużył.

Przeczytaj inne teksty autora

Komentarze (0)