- Jest to medal zdobyty przez nas w tym sezonie z wielkim trudem, wręcz wydrapany - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą Jerzy Matlak, który przypomina, że forma jego drużyny falowała w tym sezonie. Po fatalnym początku przyszedł okres świetnej gry, kiedy to pilanki wygrywały z każdym na krajowych i europejskich boiskach. - I ten okres powoduje, że jakiś tam niedosyt we mnie tkwi. Bo wówczas wydawało się, że możemy być w finale. Mało tego, wydawało się tak jeszcze w półfinałowej rywalizacji z Muszynianką - mówi Matlak, który przypomina, że w starciu z Muszyną Farmutil miał pięć piłek meczowych, dzięki którym mógł doprowadzić do piątego pojedynku.
- Mnie może być tęskno za złotem czy srebrem, które zdobywałem wcześniej, ale dziewczyny dały z siebie wszystko i osiągnęły tyle, ile można było w tym składzie osiągnąć - zaznacza Matlak, który nie ukrywa, że potencjału jego drużyny nie można było porównać do zespołów z Muszyny i Bielska-Białej. - Ja śmiem formułować tezę, że zachowując odpowiednie proporcje, my przy naszym składzie osiągnęliśmy więcej niż np. Aluprof Bielsko-Biała osiągnął przy swoim - mówi na łamach Gazety Wyborczej.
Teraz Matlak żegna się z Piłą, gdzie pracował od 1998 r. z dwuletnią przerwą. Szkoleniowiec już wcześniej nie ukrywał, że chociaż obejmie posadę trenera reprezentacji Polski, nadal chciałby być związany z pilską drużyną. - Wstępnie działacze wspomnieli mi, że życzyliby sobie, abym z klubem współpracował. Szczegółowo na razie nie mamy czasu tego omówić - wyjaśnia.
Szkoleniowiec jest zdania, że nowy trener Farmutilu będzie miał niezwykle ciężkie zadanie.- Praca w Pile to rozpoczynanie budowy zespołu wciąż od początku i wygląda na to, że to się nie zmieni. Już słychać o tym, że nieco bogatsze od nas kluby mają ochotę ściągnąć Agnieszkę Bednarek itd. - mówi.