Mecz będzinian i katowiczan jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wyrósł ponad rangę przeciętnego ligowego spotkania. Oprócz zwykłej walki o zwycięstwo, w grę weszły też lokalne animozje między Ślązakami a Zagłębiakami i rywalizacja o 12. miejsce w PlusLidze, ostatnie nad strefą barażową.
Siatkarze wiedzieli, że to ważne spotkanie. Determinacje oby drużyn było widać od pierwszych zagraniach. Już w początkowych akcjach Marcin Komenda wykreował Karola Butryna na lidera GieKSy w ofensywie. Większość posłanych do niego piłek dawała katowiczanom punkty, ale nie oznacza to, że goście mieli przewagę. Walka toczyła się punkt za punkt, bo po stronie Będzina dobrze spisywali się skrzydłowi (6:7). W kolejnych akcjach katowiczanie mieli szansę na wyjście na wyższe prowadzenie, bo ich zagrywka sprawiała rywalom spore problemy, ale seria prostych błędów w obronie przekreśliła szansę na przejęcie kontroli nad boiskowymi wydarzeniami (13:15). Wkrótce MKS Będzin wykorzystał problemy przeciwników. Rafał Faryna wszedł na zagrywkę i posłał dwa serwisy, które wyprowadziły Zagłębiaków na prowadzenie. Podopieczni Stelio DeRocco tak jak GKS, nie potrafili utrzymać wysokiego poziomu gry przez więcej niż dwie akcje z rzędu, w efekcie kibicie oglądali chaotyczną końcówkę seta, z której zwycięsko wyszli zawodnicy z Katowic (23:25).
ZOBACZ WIDEO Vital Heynen zaskoczył dziennikarzy. "Runda honorowa" nowego selekcjonera kadry Polski
Przegrana w pierwszej odsłonie tylko zwiększyła mobilizację zawodników z Będzina w drugiej partii. Przy zagrywkach Artura Ratajczaka, a później Rafaela Araujo gospodarze rozbili defensywę rywali. Na dodatek w kilku akcjach skutecznie ustawili blok, czego nie udawało im się zrobić w pierwszej odsłonie (8:2). Przyjezdni z Katowic długo nie potrafili znaleźć sposobu na zagrania duetu Łukasz Kozub - Marcin Waliński. Coraz gorzej radzili sobie też z blokiem zespołu znad Czarnej Przemszy, dlatego dominacja będzinian rosła (13:6). Podłamani goście zupełnie zgubili rytm gry, popełniali wiele błędów własnych i nawet interwencja trenera i zmiany nie naprawiły sytuacji. Gdy w polu serwisowym floty znów zaczął posyłać Ratajczak, stało się jasne, że MKS z łatwością wygra seta. Zespół rósł w siłę z każdą kolejną rozegraną akcją. Odsłonę zakończył atak po bloku Jaka Klobucara (25:14).
Zagłębiacy utrzymali dobrą dyspozycję w początkowej fazie trzeciej partii, jednak tym razem GKS nie pozwolił sobie na tak długi przestój, jak na starcie trzeciej odsłony. Po ataku Gonzalo Quirogi szybko wyszedł z niewygodnego ustawienia. Żaden z zespołów nie potrafił jednak odskoczyć od rywala na bezpieczny dystans (8:7). Wszystko zmieniło się chwilę później, gdy gracze MKS-u zachorowali na chorobę, która wcześniej męczyła ich rywali - zaczęli masowo popełniać błędy własne. Mylili się zarówno w ataku, przyjęciu, jak i na zagrywce (11:15). Przy takim obrocie spraw, katowiczanie zaczęli dyktować warunki gry. Prym w ofensywie wiódł Butryn, ale spore znaczenie miała też niezła dyspozycja katowickich środkowych. Trener DeRocco jeszcze starał się uratować seta zmianami, dzięki którym gospodarze odrobili część strat, ale ostatecznie przegrali (21:25).
Prowadząc 2:1 GKS robił wszystko, by jak najszybciej postawić kropkę nad "i". Dlatego zawodnicy postawili na agresywny blok i mocne serwisy. Taka taktyka się opłaciła, bo natychmiastowo przyniosła prowadzenie. Gospodarze nie zamierzali się jednak łatwo poddać, o czym świadczyła ich ofiarność w obronie, której nie potrafili przełożyć na skuteczne kontry (4:7). Wystarczyło jednak, że Zagłębiacy bardziej przyłożyli się do bloku i wynik od razu zaczął wyglądać inaczej. Pomogły również, jak to już wcześniej bywało, serwisy Ratajczaka. Doprowadzenie do remisu sprawiło, że rywalizacja rozpoczęła się od nowa. Walka o każdy punkt stała się niezwykle wyrównana. W ekipie z Będzina bardzo dobrze prezentował się Bartłomiej Grzechnik, który dobrze czytał poczynania rywali i grał skutecznie w ataku. Za sprawą jego zagrań i akcji brazylijskiego atakującego MKS wyszedł na prowadzenie (20:17), które udało się utrzymać do końca (25:21).
Wygrana gospodarzy oznaczała, że o tym kto zwycięży w spotkaniu zadecyduje piąta odsłona. Pierwsze akcje tie-breaka należały do środkowych obu zespołów. To właśnie przez środek rozgrywana była większość akcji. Lepiej w tej rywalizacji wypadali zawodnicy MKS-u. Widać było, że gracze obu drużyn są już zmęczeni, bo w zagraniach było coraz więcej niedokładności (6:5). Zespoły grały punkt za punkt przez większość seta. W decydujących, niezwykle emocjonujących akcjach, gracze z Będzina nie wytrzymali presji. Najpierw dotknęli siatki, później Waliński zagrał piłkę w antenkę. Pomyłki rywali dały zwycięstwo GieKSie.
MKS Będzin - GKS Katowice 2:3 (23:25, 25:14, 21:25, 25:21, 12:15)
MKS: Araujo, Ratajczak, Waliński, Klobucar, Grzechnik, Seif, Potera (libero) oraz Faryna, Peszko, Kozub, Grzechnik.
GKS: Pietraszko, Butryn, Sobański, Quiroga G., Komenda, Kohut, Mariański (libero) oraz Kalembka, Witczak, Fijałek, Kapelus, Stelmach.
MVP: Karol Butryn (GKS).