Tylko nieliczni wierzą w odrodzenie zespołu Ljubomira Travicy. Zawodnicy PGE Skry Bełchatów przygotowani są jednak na ciężką batalię w Rzeszowie. - Jedziemy z przeświadczeniem, że czeka nas bardzo ciężki mecz. Rzeszów będzie chciał wiele zmienić w swojej grze - jestem przekonany o tym, że zagrają inaczej - komentuje Mariusz Wlazły, atakujący Skry Bełchatów.
Wracając do ubiegłorocznego finału, kiedy to Bełchatów mierzył się o najwyższy tytuł z drużyną z Częstochowy, możemy zauważyć pewną analogię do obecnej batalii o mistrzostwo Polski - podobnie jak wtedy akademicy, tak teraz Rzeszów przegrał gładko dwa pierwsze spotkania. Trzeci mecz natomiast to już wyrównana, twarda walka, w której górą okazali się ostatecznie zawodnicy Daniela Castellaniego.
- Jeżeli taki scenariusz się powtórzy to dla nas bardzo dobrze, bo przecież wygraliśmy w zeszłym roku w Częstochowie 3:2. Od strony sportowej też byłoby super, bo kibice mogliby się emocjonować do końca. My jednak mamy trochę inny pomysł. Chcemy zakończyć ten finał jak najszybciej. Trzy sety byłyby optymalnym rozwiązaniem - twierdzi atakujący Skry. Sam jednak ma świadomość o klasie przeciwnika. - Resovia to naprawdę dobra drużyna i nie będzie to łatwe zadanie dla nas. To tylko sport i wszystko się może zdarzyć, tym bardziej że po drugiej stronie siatki będą stali zawodnicy, którzy też chcą wygrać i nie sądzę, żeby odpuścili - stwierdził Wlazły.