Skra Bełchatów kontynuuje swój prymat w Polsce. W piątek w Rzeszowie drużyna trenera Daniela Castellaniego sięgnęła po swój piąty tyłu mistrzowski, podobnie jak przed rokiem, rozstrzygając na swoją korzyść finałową rywalizację w trzech spotkaniach. Drużyna Asseco Resovii ma jednak z czego się cieszyć, bo 2. miejsce w PlusLidze to ogromny sukces rzeszowskiego zespołu, który po latach posuchy powrócił do grona najlepszych drużyn w Polsce. - Tak jak zakładaliśmy przed sezonem, znaleźliśmy się w finale. W tym roku Skra okazała się dla nas zbyt mocnym zespołem. My cieszymy się bardzo ze srebrnego medalu, bo niewątpliwie dla naszego zespołu jest to ogromny krok do przodu. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie spiszemy się jeszcze lepiej. Musimy na pewno poprawić kilka elementów - mówi libero Asseco Resovii Krzysztof Ignaczak.
Piątkowe, trzecie spotkanie finałowe, miało zupełnie inny przebieg niż dwa mecze rozegrane przed tygodnie w Bełchatowie. Zgodnie z obietnicą, przed własną publicznością rzeszowska drużyn nawiązała wyrównana walkę z rywalem, a oba zespoły stworzyły naprawdę ciekawe widowisko.- Byliśmy dobrze dysponowani. Graliśmy jak równo z równym - mówi Ignaczak, który jednak podkreśla klasę bełchatowskiego zespołu. - Skra ma w swoich szeregach znakomitych graczy. Jeżeli jakieś ogniwo w ich zespole zaczyna szwankować, wchodzi siatkarz z ławki, zastępuje go i zostaje zawodnikiem meczu, tak jak dzisiaj było w przypadku Michała Bąkiewicza. Skra pokazała, że nie ma słabych stron i zasłużenie wygrała - mów siatkarz.
W piątkowym meczu po raz pierwszy od pięciu lat Resovii udało się wygrać ze Skrą seta. Po zwycięskiej dla rzeszowskiej drużyny drugiej partii wydawało się, że gospodarze chwycili wiatr w żagle i będą w stanie w tym spotkaniu pokusić się nawet o zwycięstwo. - Cały czas wierzyliśmy, że uda się odmienić losy meczui staraliśmy się grać na maksimum naszych możliwości. W tym roku okazało się to za mało - mówi Ignaczak.