Będzinianie mieli prawo czuć się wyjątkowo pewnie przed niedzielną konfrontacją z bydgoską Łuczniczką. MKS wygrał wszystkie trzy starcia z tym rywalem w obecnym sezonie ligi, w tym ostatnie (3:2), szczególnie ważne, bo będące jednym z etapów walki o uniknięcie rozgrywania barażu z pierwszoligowcem. Do tego siatkarze Gido Vermeulena wyjątkowo dobrze czują się w sosnowieckiej hali i to było widać już od pierwszych akcji niedzielnego meczu. Trener Jakub Bednaruk musiał interweniować przerwą na żądanie przy stanie 8:4 dla przeciwnika po tym, jak Jakub Peszko "upolował" zagrywką Jewgienija Gorchaniuka. Przyjezdni mieli ambicje i argumenty, by zmniejszać sukcesywnie straty, ale nie mogli zatrzymać Rafaela Araujo, który dbał o to, by Zagłębiacy szybko skończyli seta.
[tag=36704]
Bartosz Filipiak[/tag], blokowany nazbyt często przez będzinian, starał się odpłacić pięknym za nadobne zagrywką i sprawił nią gospodarzom sporo problemów (22:18). MKS grał jednak zbyt pewnie i różnorodnie, by pozwolił sobie na wytrącenie z rąk stuprocentowej szansy na dobre otwarcie spotkania. Bydgoszczanie nie mieli zbyt wielu skutecznych opcji w ofensywie, a do tego znów byli podatni na zagrywki Peszki, ale dzięki Metodiemu Ananiewowi zdołali szybko wyjść na remis w kolejnej partii (7:7). Potem dzięki asowi Filipiaka postraszyli oponentów, którzy marnowali kolejne serwisy i w ten sposób podawali Łuczniczce pomocną dłoń.
Ekipa gości nie umiała jednak skorzystać z zagłębiowskiej niestabilności, nawet po zagrywkach Mateusza Sacharewicza i zdecydowanych uderzeniach Filipiaka. Będzinianie nawet w słabszych chwilach mogli liczyć na kapitana Marcina Walińskiego, a do tego wiedzieli, kiedy pokazać swoje najlepsze zagrania. Wystarczyła seria niefortunnych zdarzeń przy serwisie Jakuba Peszki, by gracze Łuczniczki stracili pięć punktów z rzędu i dali się zablokować rozgrywającemu kapitalne zawody w tym elemencie Jonah Seifowi (25:19).
Jeżeli kibice bydgoszczan liczyli na magiczną odmianę postawy swoich ulubieńców po drugim secie, musieli się zawieść. Było nieznacznie lepiej, bo drużyna znad Brdy zaczęła punktować blokiem, ale wciąż nie umiała zastopować Raphaela Araujo. Po trzech punktach z rzędu Brazylijczyka i udanej próbie Bartłomieja Grzechnika ze środka zrobiło się 11:7 dla MKS-u i stało się jasne, że miejscowi nie zamierzają zwalniać pędu ku wygranej. Chwilę potem Artur Ratajczak i Peszko uradowali kibiców punktami w bloku i na zagrywce, a jednocześnie doprowadzili rywali niemal do rozpaczy.
ZOBACZ WIDEO: Vital Heynen o Bartoszu Kurku. "To prawdopodobnie najbardziej zmotywowany zawodnik"
Bydgoska kadra starała się odwlekać egzekucję tak długo, jak tylko było to możliwe, ale nie byli w stanie przełamać swoich słabości i wejść na poziom, jaki prezentowali Zagłębiacy. Raphael Araujo w dalszym ciągu był nieuchwytny dla bloku Łuczniczki, do tego godnie mu partnerował Marcin Waliński. Tym samym okazało się, że nie będzie potrzeby rozgrywania trzeciego spotkania. Będziński MKS mógł odetchnąć z ulgą i myśleć spokojnie o kolejnym sezonie w ekstraklasie, a siatkarze trenera Bednaruka będą musieli szykować się na mecze o pozostanie w PlusLidze.
MKS Będzin - Łuczniczka Bydgoszcz 3:0 (25:19, 25:19, 25:20), stan rywalizacji 2:0 dla MKS-u
MKS: Araujo, Seif, Waliński, Grzechnik, Ratajczak, Peszko, Potera (libero)
Łuczniczka: Sacharewicz, Gorchaniuk, Filipiak, Goas, Ananiew, Szalacha, Kowalski (libero) oraz Bieńkowski, Akala, Sieńko, Jurkiewicz
MVP: Michał Potera (MKS)