[b]
Piotr Dobrowolski, WP SportoweFakty: Pomimo zwycięstwa w pierwszym meczu o dziewiąte miejsce z Cerradem Czarnymi, w drugim spotkaniu przegraliście gładko 0:3. W "złotym secie" pomogli wam jednak kibice, którzy w bardzo dużej liczbie, jak podczas każdego wyjazdowego pojedynku, stawili się w radomskiej hali.[/b]
Grzegorz Pająk, rozgrywający Aluronu Virtu Warty Zawiercie: Nie pierwszy raz udowodnili, że pomagają nam i nas wspierają, nieważne z kim i jak gramy. Fajnie, że do końca w nas wierzyli. Nie graliśmy specjalnie źle, tylko po prostu nie mogliśmy "wejść w mecz". Może gdyby była taka zasada tego dwumeczu, że liczą się punkty meczowe, a nie zwycięstwa, to może byśmy mieli w głowach to, że musimy wygrać dwa sety i będzie koniec. W głowach siedziało jednak to, że mamy jakby co tego "złotego seta", więc może i krzyczeliśmy na siebie na boisku, że musimy wziąć się do roboty i poprawić naszą grę, byliśmy zdenerwowani, że nam nie idzie, ale chyba każdy z tyłu głowy miał myśl, że mamy jeszcze ten "złoty set". To jest tylko 15 punktów. Przed meczem powiedziałem, że może właśnie w tym "złotym secie" wyjdziemy na boisko, zablokujemy dwa razy, ktoś zrobi dwa asy i będzie po zawodach. Tak się wydarzyło. Bardzo się cieszymy, że mamy to dziewiąte miejsce.
W kluczowych momentach dodatkowej partii wszystkie piłki kierował pan do Grzegorza Boćka, któremu ani przez chwilę nie zadrżała ręka.
To jest jego rola, to jest lider w ataku, to jest kawał "zwierzyny". On jest od takich rzeczy. Przez cały sezon gra w trudnych momentach opierała się na nim. To nie tylko tak, że ja w tym "złotym secie" włączyłem "tryb Bociek" i wszystko grałem do niego, bo było kilka wcześniejszych meczów, w których "Bociuś" ratował nam tyłki. On wiedział o tym, że będzie musiał wziąć na siebie ciężar gry, nawet jeśli zagramy te trzy sety słabo, to w tie-breaku będzie musiał pociągnąć swój zespół do zwycięstwa. Nie mówiłem mu tego, że będę rozgrywał piłki do niego, bo chyba lepiej tego nie wiedzieć, tylko wyjść z "chłodną głową" i zrobić swoje. On w swoim stylu, po rękach te piłki wybijał, chyba nawet nie patrząc, co się dzieje na siatce. No i poszło.
Za beniaminkiem z Zawiercia bardzo udany sezon, zakończony na dziewiątym miejscu. Poza ostatnim spotkaniem rozgrywek, pamięta pan jeszcze jakiś słaby występ?
Powiem szczerze, że przydarzył nam się jeden słaby mecz, który zagraliśmy w Bydgoszczy, i teraz te trzy sety z Czarnymi, które były słabe. Kończymy jednak zadowoleni, więc niedługo nikt tak naprawdę nie będzie o tych spotkaniach pamiętał. Liczy się set, który zagraliśmy na końcu.
A jak pan oceni całe zmagania?
Co do zespołu, to stworzyliśmy fajną ekipę. Osiągnęliśmy wynik ponad minimum, bo było nim utrzymanie w lidze. Moim indywidualnym celem, jeśli już walczyliśmy o to miejsce, było właśnie zajęcie tej dziewiątej lokaty. Dziesiąta pozycja byłaby oddzieleniem nas od bardzo dobrych i dobrych zespołów, od słabszej końcówki. To dziewiąte miejsce "wrzuca" nas do tej silnej grupy. Cieszę się, że w ten sposób skończyliśmy ligę.
ZOBACZ WIDEO Heynen nawiąże współpracę z Zagumnym? "Jeszcze nie jest gotów, ale będzie dobrym trenerem"
PlusLigę opuściły zespoły z Kielc i Bielska-Białej, w czym i wy mieliście udział, ponieważ w końcówce rundy zasadniczej pokonaliście obie ekipy, pomagając tym samym Łuczniczce, która może teraz rywalizować w barażach.
Nie pomogliśmy Łuczniczce, sama to sobie wywalczyła. My chcieliśmy rywalizować o dziewiąte miejsce, wygrać jak najwięcej meczów, i do tego cały czas dążyliśmy. To nie było tak, że z którymś rywalem mogliśmy przegrać, kombinować, nawet przez myśl nikomu nic takiego nie przeszło. Sezon jest taki, jak rok czy dwa lata temu. U góry wszystko wygląda tak samo. Zobaczymy, jak to wszystko się zakończy. Szczerze, to uważam, że sprawiedliwie drużyny z Kielc i Bielska-Białej opuściły ligę, bo cały sezon te zespoły miały taki, a nie inny. Nie zdobywały dużo punktów, więc nie ma co się użalać. Przed sezonem każdy znał regulamin i wiedział, co trzeba zrobić, żeby się utrzymać. Taki jest sport.
Wiadomo, że w Aluronie Virtu Warcie pozostanie Taichiro Koga. Pan także?
Nie mogę powiedzieć, takie pytania należy kierować do prezesa.
A kiedy możemy poznać informację na temat pańskiej przyszłości?
Nie wiem, jak klub chce rozegrać sytuację z tym, kto zostaje, a kto nie. Ja to wiem, znam moją sytuację, ale nie chciałbym tego mówić. Po rozmowie z menedżerem wiem, że to klub chce mieć pierwszeństwo, i wcale mu się nie dziwię. Te informacje na pewno stopniowo będą się pojawiać, aby utrzymać zainteresowanie przy drużynie, bo przed nami cztery-pięć miesięcy przerwy. Nie chciałbym tego odbierać prezesowi i klubowi.
Pod koniec sezonu zostaliście pasowani na Jurajskich Rycerzy. Podobała się panu ta inicjatywa?
Zdaliśmy egzamin rycerski i utrzymujemy te czapeczki. Bardzo fajny pomysł, było ich mnóstwo!
Jak choćby słynny "Zawierciański Koń Trojański" w Sosnowcu.
To jest w ogóle rewelacja! Powiem szczerze, że taki mecz powinien być w telewizji. To byłby ogromny hit, bo ta sytuacja, kiedy na siedem minut przed meczem dosłownie cała trybuna w hali w Sosnowcu zdjęła bluzy i zrobiło się żółto, to my sami nie mogliśmy się otrząsnąć z tego widoku. Kibice się bawią, jeżdżą za nami całymi rodzinami, ale też prywatnie i z klubem, podoba im się to. Chyba nie ma tylu autobusów w firmach transportowych w Zawierciu, aby pomieścić tylu kibiców, więc bodajże do Będzina przyjechało ich około dwustu samochodami. To jest niby 40 kilometrów, ale w większości klubów tylu fanów nie jeździ nawet na najbliższe mecze wyjazdowe. Wielki szacunek dla nich za to, co robią.
Myśli pan, że wasi kibice zaskoczą czymś jeszcze bardziej oryginalnym w przyszłym sezonie?
Są oryginalni. Mają dużo mega fajnych pomysłów, oni też się ciągle rozwijają, nie "stanęli" w miejscu i to nie jest tak, że nic nie będą robić. Teraz będą mieli kilka miesięcy na nowe pomysły i zobaczymy, jak wystartują w kolejnym sezonie.