Pasjonująca walka o brąz w PlusLidze. Indykpol AZS Olsztyn niepewny w tie-breakach. "Nie powinno tak być"

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Indykpol AZS Olsztyn
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Indykpol AZS Olsztyn

Indykpol AZS Olsztyn siedem razy w tym sezonie prowadził 2:0, by ostatecznie przegrać po tie-breaku, dokładnie tak samo stało się w środę z Treflem Gdańsk.

W pierwszym środowym meczu o brązowy medal Indykpol AZS Olsztyn nie wykorzystał swojej szansy. Po dwóch wygranych setach, w kolejnych zwyciężał już Trefl Gdańsk. Poza premierową odsłoną, którą całkowicie zdominowali gospodarze, wszystkie pozostałe były już bardzo wyrównane.

Co się zmieniło w grze gości? - Zaczęli lepiej przyjmować naszą zagrywkę. My byliśmy mniej skuteczni, mniej odrzucaliśmy ich od siatki. Oni dogrywali piłkę do siatki i przez to byli skuteczniejsi w ataku. Z każdą akcją się nakręcali, a my zaczęliśmy mieć swoje problemy, popełnialiśmy więcej błędów. Przede wszystkim Trefl dobrze grał blokiem, bardzo dobrze wyłapywali nasze ataki, z każdą akcją to wyglądało lepiej, a my straciliśmy gdzieś rytm gry - wyjaśnił Mateusz Nykiel, scout AZS-u.

W drugiej partii Andrea Anastasi postanowił wprowadzić na parkiet Michała Kozłowskiego, drugiego rozgrywającego. Czy ten ruch wpłynął na grę Trefla, pomimo przegrania seta? - W jakimś stopniu na pewno, zawsze taka zmiana coś nowego wnosi na boisko. Jeśli chodzi o względy czysto sportowe czy taktyczne, to raczej nie. Natomiast od momentu, kiedy wszedł drugi rozgrywający ich gra wyglądała zupełnie inaczej - podkreślił nasz rozmówca. TJ Sanders od początku play-offów nie zachwycał, zarzucano mu szczególnie brak dokładności.

Atutem Trefla, w momencie, kiedy dochodzi do tie-breaka, jest znacznie większa pewność siebie, zespół w fazie zasadniczej wygrał wszystkie piąte sety, które musiał rozgrywać. - My w tym sezonie przegraliśmy siedem meczów, gdzie prowadziliśmy 2:0. To też na pewno ma swoje odzwierciedlenie na boisku. Nie powinno tak być, ale kiedy wychodzi się z szatni po 10-minutowej przerwie, to gdzieś w głowie jest, że rywal nie ma nic do stracenia i zacznie inaczej grać, będzie walczyć. Naszym problemem jest też to, że kiedy wracamy na boisko, to tracimy swój rytm gry z dwóch pierwszych setów. Bardzo szybko rywale nam odskakują, mimo że gonimy wynik. Czwarty set podobnie, tym razem daliśmy radę wyrównać, ale Trefl zachował więcej zimnej krwi w końcówce - podsumował Mateusz Nykiel.

ZOBACZ WIDEO Zaskakujący kandydat do sztabu Heynena. "Chcę mieć kogoś takiego"

Hala Urania przestała być twierdzą dla olsztynian. - W play-offach zupełnie inaczej to wygląda, nie wygraliśmy u siebie żadnego meczu, ale za to graliśmy trzy tie-breaki. To jest podobna sytuacja do tej z Resovią. Prowadziliśmy 2:0 i nagle wszystko się odwróciło. Myślę, że pojedziemy do Gdańska i będziemy walczyć tak samo jak w Rzeszowie - zapewnił.

Czy w tak krótkim czasie (kolejny mecz w sobotę - przyp. red.) można jeszcze coś zmienić? - Można na pewno kilka rzeczy taktycznie zrobić inaczej. Jeśli chodzi o kwestie sportowe, to ciężko, mamy jedynie rozruchy, żeby się pobudzić rano. W takich meczach decyduje forma dnia. Na pewno postaramy się coś z tego wyciągnąć i coś zmienić - zakończył.

Trefl ugości u siebie Akademików w sobotę o godz. 17:30. Jeśli olsztynianie wygrają, to kolejne, decydujące starcie, odbędzie się o tej samej godzinie w niedzielę.

Komentarze (0)