Komplet punktów w sześciu spotkaniach Ligi Narodów rozegranych przed własną publicznością - to była stawka meczu Polaków z Niemcami. Selekcjoner Biało-Czerwonych Vital Heynen o drużynie, którą prowadził od 2012 do 2016 roku, wciąż mówi "moi Niemcy", czuje się z nią mocno związany, ale nikt nie wątpił, że w niedzielę odstawi sentymenty na bok.
- Trener wzniósł ten zespół na wyżyny i na pewno odnosi się do niej z dużą sympatią. Teraz jest jednak z nami i wspólnie rzucimy wszystkie siły, żeby Niemców pokonać - mówił przed meczem Dawid Konarski.
Aktualni wicemistrzowie Europy wydawali się silnym rywalem, ale na pewno nie faworytem. Choćby dlatego, że z pięciu wcześniejszych spotkań zwycięsko zakończyli tylko jedno, a w sobotę gładko przegrali z Francuzami, których przecież nasi siatkarze pokonali do zera. Tyle, że przeciwko Francuzom trener Niemców Andrea Giani wystawił niemal całkowicie inny skład (w szóstce został tylko atakujący Simon Hirsch), jakby to co najlepsze chciał zachować na Polaków. I ten sprytny plan okazał się bardzo skuteczny.
Szczególny powód, by z całych sił dopingować Biało-Czerwonych, mieli kibice na trybunach. W sobotę Heynen oficjalnie obiecał, że jeśli spotkanie zakończy się zwycięstwem Polski 3:0 lub 3:1, po jego zakończeniu będzie czekał przed halą i postawi piwo każdemu fanowi reprezentacji, który tego dnia pojawił się w Atlas Arenie. - Zrobimy co się da, żeby musiał dotrzymać słowa - zapewnił Konarski. - Pewnie i my dostaniemy po małym piwku - dodał.
ZOBACZ WIDEO Konarski o Leonie: Dołączy do nas najlepszy zawodnik na świecie
To nie jedyna obietnica, jaką złożył zwariowany Belg od kiedy został selekcjonerem naszej drużyny narodowej. Jeszcze zanim rozpoczęła się Liga Narodów zapowiedział, że będzie rotował składem ile się da, a piwo postawi każdemu, kto odgadnie pierwszą szóstkę, jaką w danym meczu wystawi do gry. Słowa dotrzymuje, bo zmian w wyjściowym składzie jest mnóstwo. A o takim, kto rozgryzłby Heynena choć raz, nikt jeszcze nie słyszał.
Przeciwko Niemcom od początku wyszli na boisko Grzegorz Łomacz, Piotr Nowakowski, Michał Kubiak, Aleksander Śliwka, Mateusz Bieniek i, po raz pierwszy w Lidze Narodów, Maciej Muzaj. Naszego najlepszego libero Pawła Zatorskiego tym razem zastąpił Michał Żurek.
Biało-Czerwoni rozpoczęli mecz tak, jakby chcieli uratować swojego trenera przed piwnym zobowiązaniem. Niedokładnie przyjmowali serwisy rywali, mieli kłopoty, by swoimi atakami wbić się w boisko i kilka punktów zawdzięczali niemrawości niemieckich obrońców. Przy licznych błędach Polaków Niemcom wystarczyła solidna, równa gra, by cały czas dyktować warunki. Na pierwszej przerwie technicznej zawodnicy trenera Gianiego prowadzili 8:5, na drugiej 16:12.
Wobec całkowitej niemocy naszej drużyny w zagrywce, w końcówce seta nie musieli specjalnie się wysilać, żeby tę wyraźną przewagę utrzymać. Polscy siatkarze przegrali tę partię do 18 po, a jakże, błędzie polu serwisowym, a kibice zaczynali oswajać się z myślą, że za piwo będą musieli zapłacić sobie sami.
Drugiego seta nasz zespół słabo, Heynen już przy wyniku 1:3 poprosił o czas, a męczącego się w każdym elemencie Śliwkę zastąpił Arturem Szalpukiem. Ten wniósł na boisko trochę energii, ale problemów nie rozwiązał. Nadal skuteczność w przyjęciu i ataku pozostawiała wiele do życzenia, nadal serwisem nie wywieraliśmy na przeciwniku prawie żadnej presji. Co prawda na chwilę udało się Polakom objąć prowadzenie (8:7), ale szybko je stracili i pozwolili odskoczyć Niemcom na trzy punkty (13:16).
Heynen posyłał do boju kolennych rezerwowych - Zatorskiego, Bartosza Kurka, Fabiana Drzyzgę, Bartosza Kwolka, ale obraz gry się nie zmieniał. Rywale zbijali skuteczniej, przeważali w bloku (w drugim secie mieli ich aż pięć), w długich akcjach to im sprzyjało szczęście. W końcówce Biało-Czerwoni próbowali jeszcze zerwać się do walki, ale sprawiali wrażenie, jakby brakowało im mocy. Przegrali do 21 i musieli rozpocząć walkę nie o trzy, a o dwa punkty w meczu. Z kolei publiczność wiedziała już, że obejdzie się smakiem.
Szukając sposobu na uratowanie zwycięstwa, trener Polaków przed trzecią odsłoną znów zmienił skład. Na ataku od początku zaczął Kurek, na przyjęciu obok Kubiaka pojawił się Kwolek, a nieobecnego w ataku i w bloku Nowakowskiego zmienił wybijający się na polskiego środkowego numer 1 Jakub Kochanowski.
W zestawieniu Łomacz, Kubiak, Kwolek, Kochanowski, Bieniek, Kurek i Zatorski nasz zespół w końcu zaczął działać jak należy. 20-letni Kwolek zapewnił zagrożenie z pola zagrywki, Kochanowski pokazał starszym kolegom, jak się blokuje, ożywił się kapitan Kubiak, a wraz z nim 11-tysięczna łódzka publiczność. Po raz pierwszy w całym meczu Polakom udało się narzucić swoje warunki i zdobyć kilka punktów przewagi.
Niemcy nie porzucili myśli o wygranej 3:0 i starali się do końca straszyć naszą drużynę, ale gdy Kochanowski zagrał asa na 23:19 byliśmy już niemal pewni, że mecz jeszcze trochę potrwa. W ostatniej akcji seta Kwolek mocno huknął z lewego skrzydła wynik zmienił się z przykrego 0:2 w dające nadzieję 1:2.
Wydawało się, że gdy już Heynenowi udało się znaleźć optymalną tego dnia wyjściową szóstkę, Polakom pójdzie już z górki. Zwiastowały to zresztą pierwsze minuty czwartej partii - Niemcy jakby wytracili impet, coraz częściej popełniali błędy w serwisie, atakowali mniej skutecznie i pozwolili naszej drużynie odskoczyć na trzy punkty.
Okazało się jednak, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, zwarli szyki odrobili straty i do końcowej fazy tej odsłony to oni przystępowali z minimalnym prowadzeniem (16:15). Od tego momentu bitwa na całego, z ciągłymi zwrotami akcji, trwała już do ostatniej piłki. Niestety, choć kapitan Michał Kubiak robił co mógł, by zakończyć swój udział w fazie grupowej VNL przynajmniej tie-breakiem, padła ona łupem Niemców. Zagrywka Lukasa Kampy przewinęła się przez taśmę i spadła po naszej stronie boiska. Skończyło się 25:27 i 1:3 w całym spotkaniu. Zamiast zwycięstwa za trzy punkty, jest porażka za zero.
Historyczna, pierwsza edycja Ligi Narodów, w polskich halach już nie zagości. Biało-Czerwonym nie udało się wyjechać w świat z kompletem zwycięstw przed własną publicznością. Starcie z Niemcami zostawia rysę na wizerunku, ale ogólny obraz naszej drużyny jest co najmniej dobry, tak jak bilans pięciu wygranych i tylko jednej przegranej.
W przyszłym tygodniu Polacy zagrają turniej w Japonii, potem w Stanach Zjednoczonych, a na koniec w Australii. Czekają tam na nich niezwykle mocni rywale - Brazylijczycy, Amerykanie, Włosi czy Serbowie. Wszystkich spotkań drużyna Heynena najpewniej nie wygra, ale czy to w Osace, czy w Melbourne, czy w Hoffman Estates pod Chicago, bez wątpienia nie raz pozytywnie zaskoczą.
Atlas Arena, Łódź, 6. kolejka Ligi Narodów 2018
Polska - Niemcy 1:3 (18:25, 21:25, 25:21, 25:27)
Polska: Piotr Nowakowski (1), Maciej Muzaj (4), Grzegorz Łomacz, Michał Kubiak (21), Aleksander Śliwka (2), Mateusz Bieniek (6), Michał Żurek (libero) oraz Bartosz Kurek (7), Jakub Kochanowski (3), Fabian Drzyzga, Artur Szalpuk (1), Bartosz Kwolek (6), Paweł Zatorski, Dawid Konarski (1).
Niemcy: Lukas Kampa (6), Christian Fromm (9), Tobias Krick (9), Marcus Boehme (10), Moritz Reichert (12), Simon Hirsch (12), Julian Zenger (libero) oraz David Sossenheimer, Ruben Schott (1), Jan Zimmermann.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Że miejsce mają zagwarantowane? Że się nie starali, bo nie musieli? Że nie gr Czytaj całość