Biało-Czerwone pokonały kolejno Argentynę (3:0), Niemcy (3:1) oraz Belgię (3:1). W tym ostatnim spotkaniu przez pierwsze dwa i pół seta toczyła się bardzo zacięta batalia. Polki w trzeciej partii nawet przegrywały już 12:16, ale zdołały odrobić straty, wygrać tę część gry, a następnie kolejne i w konsekwencji całe spotkanie.
- Mimo że ciężko nam szło, zdołaliśmy wygrać. Wpływ na wynik miała końcówka seta trzeciego - zarówno dobre zmiany dziewczyn, jak i potasowanie przez nas w końcówce zawodniczek blokujących. Belgijki grały dość przejrzyście, a my znaleźliśmy na to metodę. Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem gry dziewczyn i ich postawy. Zagrały kapitalne zawody od początku do końca. Wielka chwała dla nich - powiedział trener Jacek Nawrocki po ostatnim gwizdku.
Przy wspominanym stanie 12:16 na drugiej przerwie technicznej w III secie trener Polek nieco wybuchł i użył kilku dosadnych oraz niecenzuralnych słów, co podczas meczów ma miejsce bardzo rzadko. Jednak właśnie po tej sytuacji jego zawodniczki odrobiły straty.
- Przykro mi bardzo, że użyłem kolokwialnego słownictwa, przepraszam zarówno dziewczyny, jak i kibiców. One chyba wiedzą, że to nie ma nic wspólnego z obrażaniem, tu chodzi o danie pozytywnego kopa do przodu. Nie ma w tym nic celowo złego, choć cenzuralne to słowa nie są. Dziewczyny miały świadomość że muszą wejść w spotkanie, a ja odnosiłem wrażenie, że potrzebowały bodźca - tłumaczył.
ZOBACZ WIDEO Polska - Chile. Wojciech Szczęsny: Wyglądało to lepiej niż przed Euro 2016. Brakowało świeżości
Żeby jednak nie było zbyt różowo, jest jeszcze sporo elementów, do których szkoleniowiec reprezentacji Polski ma spore zastrzeżenia. Jest jednak również za co chwalić prowadzone przez niego siatkarki.
- Dziewczyny mają już czasem dosyć mojego gadania o pewnych rzeczach. Zagrywka i blok to elementy, które przesądzały o naszych zwycięstwach w Bydgoszczy. Istotne było też bardzo dobre wykorzystanie w kontratakach Malwiny Smarzek, a także naszych środkowych. Bardzo ciężką pracę wykonują przyjmujące. Może mniej je widać, ale bez tego przyjęcia i obrony nasza gra nie miałaby podstaw. Walczymy jeszcze z mankamentami w ofensywie oraz przy piłce sytuacyjnej - skomentował selekcjoner Polek.
W oczach zagranicznych szkoleniowców reprezentacja Polski powoli znajduje uznanie. Do ścisłej czołówki jeszcze bardzo wiele brakuje, ale cel podstawowy, czyli utrzymanie w elicie Ligi Narodów Kobiet, już został osiągnięty.
- My dopracowujemy się już swojego stylu. Słyszałem opinie trenerów z zagranicy, że na boisku widać, że gra Polska. To miło się słyszy. Dorobienie się swojego stylu ma swoją wartość. Słyszałem, że gramy cały czas tym samym składem. Mamy naprawdę kilka wartościowych zmienniczek. Akurat to, że te dziewczyny dostały szansę od początku, sprawia, że tego składu się trzymamy, ale myślę, że w obrębie czternastki czy nawet szesnastki możemy mieć dobre zmienniczki.
Trener Nawrocki docenia również to, że mecze z udziałem jego drużyny oglądało po 3-4 tysiące widzów w bydgoskiej Łuczniczce. To również wytworzyło delikatną presję, z którą Polki sobie poradziły.
- Trybuny w Bydgoszczy bardzo nam pomogły i wzmocniły mentalnie zespół. Dziewczyny na co dzień nie mają okazji grać przy tak dużej publiczności, ale może w Łuczniczce się to właśnie zaczęło. Mieliśmy fajne mecze w USA i Chinach, gdzie przychodził komplet publiczności na potyczki z gospodarzami. To jest doświadczenie, którego nie zdobędzie się przez pół roku treningów bez wychodzenia z hali - ocenił.
Przed reprezentacją Polski trzy ostatnie mecze w Lidze Narodów. Ich rywalkami będą Japonki, Rosjanki oraz Dominikanki. Jacek Nawrocki zdradził, że "będzie okazja dać szansę do gry zawodniczkom, których dotąd nie oglądaliśmy na parkiecie".
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)