- Podzieliłbym Ligę Narodów na dwa etapy, faza interkontynentalna i finał. Z pierwszego jestem bardzo zadowolony, z finału - nie bardzo. Przed rozgrywkami mało było ludzi, którzy wierzyli, że w takim eksperymentalnym składzie, z tyloma zmianami, awansujemy do Final Six - powiedział Jacek Kasprzyk.
- Byliśmy tutaj na pewno najmłodszą drużyną. Dziewięciu zawodników nigdy nie grało w Final Six. Decyzję podejmował Vital Heynen, on odpowiada za wynik, za drużynę. On ma jeden cel wyznaczony - mistrzostwa świata. My wszyscy traktowaliśmy Ligę Narodów jako poligon doświadczalny, poznanie określonych zawodników. Mamy cykl trzyletni i najważniejszy jest dla nas medal na igrzyskach olimpijskich - dodał.
- Jestem bardzo zadowolony z młodych. Właściwie takim jedynym debiutantem był Kwolek, bo reszta wcześniej już miała epizody. Każdy zagrał jakiś bardzo dobry mecz, inne słabsze, inne po prostu dobre. Jestem zadowolony, że zrobiliśmy przegląd wojska. Nawet gdyby było jakieś nieszczęście, to nie będzie żadnego uszczerbku w sile kadry - ocenił prezes PZPS.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Cudowny bidon Pickforda. "To element psychologicznej gry"
Dla większości zawodników reprezentacji Polski udział w rozgrywkach Ligi Narodów był pierwszą okazję posmakowania rywalizacji na najwyższym, międzynarodowym poziomie. Bartosz Kwolek, Aleksander Śliwka, DamianSchulz czy Maciej Muzaj praktycznie po raz pierwszy stanęli naprzeciwko światowej elity w Biało-Czerwonych barwach. Mimo to, większość graczy dźwignęła presję, co może stanowić dobry prognostyk przed kolejnymi turniejami. Zwłaszcza mundialem, na którym Polacy za kilka miesięcy bronić będą złotego medalu. W powtórzenie sukcesu sprzed czterech lat wierzy co prawda niewielu sympatyków siatkówki, jednak miejsce w szóstce, czyli kopia wyniku z tegorocznej edycji Ligi Narodów, wydaje się być celem realnym.
- Bardzo byśmy chcieli, żeby tak było. Liga Narodów pokazała, że jesteśmy mniej więcej w tym miejscu, a jeśli jeszcze potrenujemy, bo przed MŚ nie będziemy już tak dużo jeździć, to będzie ok. Chłopcy już znają trenera, wiedzą, czego wymaga, a treningi będą przynosić jeszcze większe zgranie, które jest tak ważne - uważa prezes PZPS.
Zmagania w Lidze Narodów reprezentacja Polski zakończyła na piątej pozycji, wyprzedzając Serbię, z którą w fazie grupowe przegrała 0:3. Zdaniem prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, duży wpływ na końcowy rezultat miało doświadczenie zawodników występujących w poszczególnych zespołach.
- Mecz z Serbią przegraliśmy 0:3, ale wszystkie sety 23:25. To efekt braku doświadczenia. Jeżeli ci chłopcy w przyszłym roku byliby w takiej sytuacji, to byśmy ugrali więcej. Chodzi też o czas spędzony razem na boisku. W Brazylii np. jest ten sam rozgrywający od lat, to ma ogromne doświadczenie. Canarinhos przegrali z Francją, ale dzień później pokazali, że kiedy walczą o coś, to się sprężają. To, co zrobili Lucas czy Bruno, to coś niesamowitego. To lata doświadczeń i zgranie - uważa sternik polskiej siatkówki.
- Może i zabrakło powołania na Final Six Piotra Nowakowskiego i Dawida Konarskiego, ale nasz cel był ustalony, była selekcja. Wcześniej ustaliliśmy z zawodnikami, że grają w konkretnych turniejach, a w innych mają wolne. Na Final Six nie można było powołać np. Michała Kubiaka, bo był po zabiegu. Po drugie nie grał z drużyną, nie funkcjonował z nią. Przyjechali wszyscy, którzy byli praktycznie cały czas w treningu - wyjaśnił prezes PZPS.
Bez względu na końcowe oceny, występ Polaków w tegorocznej Lidze Narodów należy uznać za owocny. Cel, o jakim mówił przed rozpoczęciem zmagań Vital Heynen, udało się zrealizować. Przegląd kadr został dokonany, selekcja przebiegła pomyślnie, a końcowy wynik należy potraktować jako bonus. Większość zawodników sprawdziła się bowiem w ogniu walki, co powinno stanowić dobry prognostyk przed turniejem mistrzostw świata. Ten fakt powinien cieszyć, tym bardziej że warunki rywalizacji były wyjątkowo trudne.
- Cementowanie składu było cały czas. Na jeden wyjazd była jedna ekipa, na drugi inna. Tam, gdzie najbardziej przegraliśmy w fazie interkontynentalnej, czyli w USA, był najmłodszy i najmniej doświadczony zespół. Starsi gracze mieli czas na odpoczynek, ale Bartosz Kurek jako jeden z najstarszych też przejechał trochę świata. Fabian Drzyzga, Grzesiek Łomacz, byli podporą, a do nich dojeżdżali młodsi zawodnicy. Było też paru zawodników, którzy spędzili w podróży pięć tygodni, np. Artur Szalpuk. On pierwszy raz przeżył taki maraton i musiał się trochę przystosować do tego grania - powiedział Jacek Kasprzyk.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)