Micah Christenson z niedosytem po Final Six: Ciągle rozpamiętuję porażkę z Francją

WP SportoweFakty / Olga Król / Na zdjęciu: Micah Christenson (nr 11)
WP SportoweFakty / Olga Król / Na zdjęciu: Micah Christenson (nr 11)

Reprezentacja USA musiała obejść się smakiem, choć była o dwie piłki od finału, ostatecznie pozostała jej walka o brąz. W tym starciu Amerykanie okazali się lepsi od Brazylii (3:0). - Trudno było zapomnieć o półfinale - wyjawił Micah Christenson.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Brązowy medal spełnia wasze oczekiwania czy jednak stać was było w tym roku w Lidze Narodów na więcej?

Micah Christenson, rozgrywający reprezentacji USA: Oczywiście chcieliśmy wywalczyć złoto, z tą myślą przyjechaliśmy do Lille na Final Six. Jednak przydarzyła się taka sytuacja, że przegraliśmy w finale, więc zrobiliśmy wszystko co się dało, żeby wygrać z Brazylią i wywalczyć brąz. Cieszymy się z tego medalu, bo udało nam się wrócić do gry, pokazaliśmy charakter jako drużyna, że gramy do końca, niezależnie od sytuacji.

Wasz półfinałowy mecz z Francją był przedwczesnym finałem, przegraliście o zaledwie dwa punkty. Czy udało wam się zapomnieć o tym meczu, by z czystą głową przystąpić do walki o brąz? 

Ależ skąd, ciągle o tym pamiętam! Nadał zastanawiam się, jak to się stało. Ale kiedy wchodzę na boisko, zapominam o wszystkim innym, skupiam się na konkretnym meczu, zadaniach, założeniach i tym, co mamy zrobić. Cieszę się, że udało nam się to uczynić, moglibyśmy przecież grać znacznie słabiej, pamiętając o tym, co się wydarzyło. Niezwykle trudno jest przegrać w półfinale, a następnego dnia grać kolejny mecz. Polegliśmy nieznacznie, dopiero po grze na przewagi, mogliśmy przecież wygrać i rywalizować o złoto, a tymczasem została nam walka o brąz i równie dobrze mogliśmy wyjechać z niczym.

Po pięciu tygodniach fazy interkontynentalnej, tygodniu przerwy i kolejnym turnieju, pewnie wszyscy czuliście się już zmęczeni?

Było naprawdę trudno. To był ostatni mecz całych rozgrywek. Mieliśmy swoje problemy, kontuzje. Graliśmy raz lepiej, raz gorzej, ale udało się to wszystko zakończyć pozytywnie. Jestem bardzo podekscytowany tym, że czeka mnie w końcu odpoczynek.

Czy był to w takim razie najtrudniejszy, pod względem fizycznym, turniej w pana karierze? 

Może tak. Trzy mecze w trzy dni to trudna sprawa dla organizmu, szczególnie na tak wysokim poziomie sportowym, a jeśli mówimy o takiej serii przez pięć tygodni, to rzeczywiście jest sporym wyczynem. Puchar Świata też jest bardzo trudny 11 spotkań w 15 dni, to też ogromne wyzwanie. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski i za rok będziemy walczyć już o złoto.

Jednym z pana nowych klubowych kolegów będzie Bartosz Bednorz, z którym miał pan okazję się tu mierzyć w meczu grupowym (Polska przegrała z USA 0:3 - przyp. red.). 

Tak, graliśmy przeciwko sobie już kilka razy, na przykład w Lidze Mistrzów, kiedy Lube mierzyło się z PGE Skrą, więc oczywiście znamy się z boiska. Cieszę się, że będziemy walczyć w jednej drużynie. Świetnie atakuje, pokazał w Lille, że robi to na najwyższym poziomie. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy razem pracować, podobnie jak z resztą moich kolegów z drużyny.

Czym kierował się pan zamieniając Cucine Lube na Modenę? Miało znaczenie to, że szkoleniowcem będzie Julio Velasco?

To piękne miasto, bardzo siatkarskie. Drużyna zawsze walczy o najwyższe cele, zbudowano zresztą bardzo silny skład. Nowy trener również jest znakomity, jestem ciekaw, jak będzie wyglądać praca z nim.

Ze względu na swoje pochodzenie ma pan nadane jakieś hawajskie imię, tak? 

Zgadza się, to imię brzmi Makanamaikalani, to znaczy "dar z nieba", moja mama miała pewne trudności w czasie ciąży. Mogło się skończyć różnie, mogło mnie w ogóle nie być na świecie. Rodzice uważają, że jestem darem, dlatego tak właśnie mnie nazwali.

Dominika Pawlik z Lille

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Nawałka poszedł o krok za daleko. "Chciał działać jak Czerczesow przed Euro 2016"

Źródło artykułu: