AZS Częstochowa na zakręcie. Sześciokrotny mistrz Polski może nie przystąpić do rozgrywek I ligi

AZS Częstochowa ma problemy finansowe i musi zwrócić część dotacji, którą otrzymał od miasta poprzedni zarząd. Przyszłość jednego z najbardziej utytułowanych polskich klubów rysuje się w ciemnych barwach.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
siatkarze AZS-u Częstochowa WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: siatkarze AZS-u Częstochowa
Ostatnie lata nie są udane dla AZS-u Częstochowa. Co prawda w poprzednim sezonie klub ten sięgnął po mistrzostwo I ligi i walczył w barażach o powrót do PlusLigi, ale było to jednak tylko papierkiem lakmusowym na problemy finansowe jednego z najbardziej utytułowanych polskich klubów. W AZS-ie panuje ogromna niepewność, a klub nie wie, czy będzie mógł liczyć na wsparcie miasta.

Miała być normalność

Rok temu władze w częstochowskim klubie przejęli Kamil Filipski i Mateusz Czaja. Wykupili oni pakiet kontrolny akcji. Wtedy AZS był spadkowiczem z PlusLigi, a atmosfera wokół zespołu była fatalna. Mecze Akademików oglądało kilkuset kibiców, a z najwyższej klasy rozgrywkowej sześciokrotnego mistrza Polski wyrzuciła Aluron Virtu Warta Zawiercie, dla której awans do elity był wówczas największym sukcesem. Dobitne było to, jak grupa fanów z Zawiercia zawładnęła trybunami hali w Częstochowie.

Kibice wtedy domagali się zmian. Chcieli, by Roman Lisowski i Ryszard Bosek oddali władzę. Tak też się stało. Do Hali Sportowej Częstochowa wróciła grupa najzagorzalszych fanów, która prowadziła doping. Wcześniej protestowali przeciwko władzom i bojkotowali spotkania AZS-u. Wydawało się, że po zmianie zarządu do klubu wróci normalność. Jednak po sezonie zakończonym mistrzostwem Akademicy maja ogromne długi. Związane jest to jednak z brakiem wsparcia ze strony miasta.

- Na etapie finalizowania całej transakcji miasto wypowiedziało umowę na tzw. reprezentowanie miasta na wysokim poziomie współzawodnictwa, które opiewało na kwotę 1,2 mln. Z tej umowy miasto zdążyło wypłacić naszym poprzednikom 600 tysięcy złotych. Po tym fakcie umowa została rozwiązana. Nie sprzeciwialiśmy się temu, bo te zapisy były tak skonstruowane, że miały obowiązywać na poziomie PlusLigi. Mimo zapewnień, że pieniądze zostaną AZS-owi przekazane w przyszłości, to do tego nie doszło. Wraz z końcem roku one przepadły i nie były uwzględnione w planie budżetowym na kolejny rok. Nie mamy pretensji co do rozwiązania umowy. Mamy je za to, że nie było woli pomocy klubowi - powiedział wiceprezes AZS-u, Mateusz Czaja.

- Często mówi się, że pieniądze z miasta są niepewne, a to jest spółka prywatna i powinniśmy budować budżet na funduszach od sponsorów. Daliśmy sobie wmówić, że niepewność jest normalnością. Słyszę, że kibice dziwią się, że część chłopaków poszło do Nysy. Tam jest normalność, a miasto zabezpieczyło pieniądze. My w naszej sytuacji jesteśmy pionkami, które można przesuwać zależnie od sytuacji. Bazujemy na niepewności - przyznał prezes AZS-u, Kamil Filipski.

Klub musi zwrócić dotację za poprzedników

Władze AZS-u przyznają, że gdyby brakujące 600 tysięcy zostało wypłacone, to klub nie miałby żadnych problemów finansowych. Nie jest to jednak jedyny problem. Częstochowski klub musi zwrócić blisko 300 tysięcy złotych z dotacji, którą otrzymali poprzednicy. To może być gwóźdź do trumny tego utytułowanego klubu. Powodem jest złe wydatkowanie tych pieniędzy. Urząd Miasta nie zaakceptował części faktur. Działacze AZS-u mieli nawet podejrzenie, że jedna z nich została sfałszowana i sprawa wylądowała w prokuraturze. Dodajmy, że w momencie przejmowania klubu, miasto mówiło o zaległościach oscylujących maksymalnie w granicy 50 tysięcy złotych.

- Stwierdziliśmy, że przejmując spółkę, przejmujemy historię spółki. Wzięliśmy to na klatę. Nie było sensu wchodzić w jakieś spory i chcieliśmy budować partnerski układ na przyszłość. W okolicach lutego w klubie pojawiła się czkawka finansowa. Konkursy nie były ogłoszone, a w tle rozgrywało się rozliczenie 600 tysięcy, które otrzymali nasi poprzednicy. Nieco później dotarła do nas wiadomość, że z tych pieniędzy jesteśmy zobowiązani około 300 tysięcy złotych. Był to bardzo duży cios dla klubu - dodał prezes AZS-u.

Władze klubu nie uciekały od odpowiedzialności i to mimo tego, że z rozliczeniem dotacji nie miały nic wspólnego. Prosiły, by rozłożyć płatność na raty, ale od kilku miesięcy oczekują na odpowiedź miasta. Do działaczy dochodzą sprzeczne sygnały, co negatywnie wpływa na przyszłość klubu. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że zwrot 300 tysięcy nas nie ominie. Próbowaliśmy budować partnerski układ, nie odwołaliśmy się nawet od tej decyzji i staraliśmy się rozwiązać ten problem podczas rozmów. Złożyliśmy prośbę o rozłożenie tych pieniędzy na raty z karencją pierwszej raty, by klub mógł otrzymać środki z miasta i zacząć spłacać zaległości i odzyskać płynność finansową - stwierdził Filipski.

Perspektywa jest fatalna

Przyszłość AZS-u rysuje się w ciemnych barwach. Jeszcze w tym tygodniu mają zapaść kluczowe decyzje. - Wypadałoby zacząć przygotowania, ale nie wiemy na czym stoimy. Nie mamy zamkniętego zeszłorocznego budżetu i mija kolejny miesiąc, w którym oczekujemy na jakąś informację, jak będzie wyglądała przyszłość AZS-u. Nie jesteśmy ludźmi, którzy zrobią skład za milion i będziemy świecić oczami. W takich warunkach trudno planować, pracować i przeprowadzać transfery - dodał Filipski.

- Perspektywa jest fatalna. W środę będzie nadzwyczajne posiedzenie zarządu, gdzie będą podejmowane decyzje. Jedną z możliwości jest wycofanie zespołu z rozgrywek I ligi. Zdajemy sobie sprawę z tego, jaki jest teraz okres. Jesteśmy w takiej sytuacji, a nie innej i najgorsza jest niepewność. Nie wiemy, co się stanie - powiedział prezes AZS-u.

- Rozmowy ze sponsorami są prowadzone od dawna. Jesteśmy blisko pozyskania sponsora tytularnego. Jeżeli chcemy, by darczyńcy patrzyli na klub poważnie, to on musi tak wyglądać. Mamy fatalny PR i nie jesteśmy w stanie zrobić niczego, bo nikt nas nie będzie traktował poważnie - dodał.

ZOBACZ WIDEO Mamy nagranie z historycznego zjazdu Bargiela. Te ujęcia zapierają dech w piersiach!

Działacze "żartują" nawet, że problemem może być brak układów. - W AZS-ie zawsze popularne jest to, że tu pracuje się społecznie. Przez ostatnie pięć lat takiej pracy w AZS-ie było niewiele. To było pierwsze, co sprawdziłem po przejęciu klubu. My poświęciliśmy rok życia, by ten klub wyciągnąć i być może to jest problemem. Te pieniądze mają należeć do AZS-u Częstochowa. Z naszej strony jest tak czysta intencja, że poświęcamy temu klubowi dużo. Dziwi mnie to, że rozmawiamy w kategorii, czy miasto da Filipskiemu i Czai pieniądze. To nie jest kasa dla nas, a dla kibiców, by była tutaj fajna siatkówka, byśmy mogli nawiązać do emocji, które przeżywali w przeszłości - stwierdził Filipski.

Z AZS-u odeszli niemal wszyscy kluczowi zawodnicy i trener. Jeszcze kilka tygodni temu deklarowali pozostanie pod Jasną Górą. Jednak w sytuacji niepewności każdy z nich nie chciał ryzykować. Działacze prowadzą rozmowy z zawodnikami, ale nikt nie wie jaka będzie przyszłość zespołu z Częstochowy.

Czy AZS Częstochowa uzdrowi swoją sytuację finansową?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×