- Teraz pracuję jako fizjoterapeuta z dzieciaczkami i spełniam się jako żona. Planuję zrobić wiele kursów, by stale podnosić swoje kwalifikacje i móc jak najlepiej poprawiać jakość życia moich małych pacjentów - mówiła Ewa Żak (znana też pod nazwiskiem panieńskim Śliwińska), która pożegnała się z siatkarskimi parkietami zaledwie w wieku 25 lat. O decyzji przyjmującej poinformował jej ostatni klub Developres SkyRes Rzeszów, w którym Żak rozegrała pięć sezonów i z którym sięgnęła po brązowy medal mistrzostw Polski w 2017 roku.
Wychowanka MKS-u MDK Warszawa i wielokrotna medalistka młodzieżowych mistrzostw Polski szczerze wyjaśniła, dlaczego zdecydowała się na przerwanie obranej drogi w teoretycznie najlepszym czasie dla siatkarki.
- Skończyłam z profesjonalnym graniem, ponieważ byłam zmęczona życiem na walizkach. Ponadto w ostatnim czasie dużo w moim życiu się zmieniło. Skończyłam studia, więc zawód mam już w ręku i wyszłam za mąż. Stwierdziłam, ze wcześniej czy później będę musiał pójść do normalnej pracy, ponieważ jak będę już starsza, to bez doświadczenia nikt nie będzie mnie chciał zatrudnić. Poza tym, jeżeli chcę być dobrym fizjoterapeutą, muszę się jeszcze dużo nauczyć i zdobywać doświadczenie w pracy. Wiem, że to, na co zapracuję, się opłaci, w siatkówce niestety jest o to trudno. W sporcie nie decydują tylko umiejętności, ale również wiele innych czynników - wytłumaczyła Ewa Żak.
Co bardziej szokujące, była siatkarka rzeszowskiego klubu otwarcie mówiła o poczuciu braku sensu, który odnalazła dopiero w pracy fizjoterapeuty. - Nie odcinam się zupełnie od treningów. Staram się regularnie chodzić na siłownie i w końcu robić to, co ja chcę, a nie co mi każą inni - stwierdziła bez ogródek Żak pytana o dalsze życiowe wyzwania.
ZOBACZ WIDEO "To dobrze, że dużo mówi". Wilfredo Leon chwali Vitala Heynena
[color=#000000]
[/color]
Była skrzydłowa Developresu, która trafiła do Rzeszowa w 2013 roku tuż po przymusowym opuszczeniu Wisły Kraków, wspominała także lata spędzone na Podkarpaciu i przede wszystkim dziękowała klubowi za możliwość rozpoczętych w Krakowie studiów. Nie zabrakło także mniej przyjemnego akcentu.
- Ostatni sezon niestety utkwi mi w pamięci jako sezon stracony i niestety pełen rozgoryczenia. Owszem, można nie grać i "grzać" ławę, to są decyzje trenera, z którymi nie chcę polemizować. Ale nawet zawodnik rezerwowy musi się czuć potrzebny drużynie i przede wszystkim być traktowany z szacunkiem. Niestety, w ostatnich miesiącach tak nie było. Myślę, że to się przeniosło na tegoroczny wynik i zajęłyśmy najbardziej niewdzięczne dla sportowca czwarte miejsce - powiedziała była reprezentantka Polski w kategoriach juniorki i seniorki.