MŚ 2018: gospodarz może za dużo. "Siatkówka jest sportem zaściankowym"

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: turniej finałowy Ligi Światowej siatkarzy w 2017 roku
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: turniej finałowy Ligi Światowej siatkarzy w 2017 roku

Raz dziesiątki grup, grupek i grupeczek, a innym razem mieszanie terminarzem turnieju po losowaniu grup. W 2010 roku Polacy wygrali grupę i zostali za to... ukarani. My doskonale znamy powiedzenie "ryba psuje się od głowy", ale widocznie FIVB - nie.

Wydawało się, że większego kuriozum od tego, który obowiązywał na mistrzostwach świata we Włoszech osiem lat temu nie wymyśli już nikt. Okazuje się, że byliśmy w błędzie, bo Włochów przebili... sami Włosi, choć tym razem wspólnie z Bułgarami. To kolejny dowód na to, że siatkówka nie da rady przebić się do grona sportów elitarnych na świecie. Dyscyplin, które coś znaczą.

Wielkimi krokami zbliżają się 19. finały mistrzostw świata w siatkówce. Za każdym razem, nieprzerwanie od 1982 roku odbywały się innym systemem. Zdarzały się rzeczy absurdalne, jak baraże o rozstawienie w ćwierćfinale w 1990 i 1994 roku, ale w 2010 roku system stworzony przez Włochów sprawił, że kombinować zaczęły również drużyny.

W pierwszej fazie grupowej do kolejnej rundy przechodziły po trzy zespoły. Jednak od razu określone było, że konkretne miejsce w grupie podczas pierwszej fazy wiąże się z prawem gry w ściśle konkretnej grupie w kolejnej rundzie. Efekt? Jedną trójkę stanowiły np. Czechy, USA i Kamerun, a inną Brazylia, Bułgaria i Polska. Biało-Czerwoni wychodzili wówczas jako zwycięzcy grupy F (z Niemcami, Serbią i Kanadą). Postanowili nie kalkulować i... źle na tym wyszli.

Zwycięzca "polskiej" grupy trafiał bowiem do grupy śmierci. Już na tym etapie wpadli na siebie złoci, srebrni i brązowi medaliści poprzedniego mundialu. Szatański plan wyszedł Włochom wręcz idealnie. Serbowie z kolei, jako zespół z drugiego miejsca, w następnej fazie musieli zagrać z Kubą i Meksykiem. A ponieważ do trzeciej fazy w nie mniej ściśle określonej kolejności przechodziły po dwa zespoły, doszło do absurdalnej sytuacji z udziałem Brazylijczyków i Bułgarów.

Zespoły te najpierw pokonały Biało-Czerwonych, ale spotkały się również ze sobą. Mając w kieszeni pewny awans trener Canarinhos Bernardo Rezende uznał, że lepiej jest trafić do grupy z Niemcami i Czechami niż zagrać z Kubą i Hiszpanią, bo to pozwoli uniknąć wspominanej Serbii w półfinale. Z tego powodu mecz z Bułgarią kompletnie odpuścił wystawiając na pozycji rozgrywającego... Theo, nominalnego atakującego. Szatański plan się powiódł, bo Brazylia została mistrzem świata. Nie miało znaczenia, że podczas meczu z Bułgarami kibice zaczęli gwizdać i buczeć, a nawet odwracać się plecami do boiska. Serbowie też dobrze wyszli na tym, że nie wygrali z Polską w grupie i ostatecznie sięgnęli po brąz.

Często do systemu turnieju dorzuca się zapis o tym, że w przypadku, gdy gospodarz przejdzie do kolejnej fazy, swoje mecze rozegra w konkretnej hali o podanej godzinie, co wymusza pewne zmiany. To jednak zrozumiałe, wszak miasta dopłacają pieniądze po to, by sprowadzić do siebie reprezentację swojego kraju. I o to właśnie w 2014 roku pretensje miał... Bernardo Rezende, którego zespół zajął pierwsze miejsce w grupie podczas drugiej fazy, ale w kolejnej trafił do grupy z Polską. W efekcie Brazylijczycy musieli opuścić katowicki Spodek, w którym spędzili kilkanaście dni, by na dwa spotkania przenieść się do Łodzi, a następnie powrócić na Górny Śląsk na półfinał. Jednak był to tak naprawdę jedyny zgrzyt podczas poprzednich mistrzostw świata.

O tym, jak skandalicznej rzeczy dopuścili się organizatorzy tegorocznych finałów MŚ pisaliśmy już kilka dni temu. To jednak nie jest jedyna kwestia, która ma prawo bulwersować. Na tydzień przed meczem otwarcia ustalano (lub też zmieniano) regulamin dotyczący liczby zawodników mogących wziąć udział w każdym ze spotkań. Na początku był to zapis o czternastu zawodnikach, a później zmniejszono tę liczbę do dwunastu. Protest licznych czołowych reprezentacji sprawił, że wrócono do czternastu siatkarzy w protokole meczowym.

- Śmiechu warte jest to, co robią włoska i bułgarska federacja. Gdzie w tym wszystkim jest FIVB? To karygodne i niedopuszczalne. Dobrze, że w regulaminie został zapis o tym, że zabiera się ze sobą wszystkie zwycięstwa do drugiej rundy. Formuła takich turniejów powinna być stała. Nie można co chwilę zmieniać zasad. Wszystko powinno zostać ujednolicone. Gospodarze nie powinni mieć możliwości dostosowania terminarza do możliwości swojej drużyny - uważa Krzysztof Ignaczak, mistrz świata z 2014 roku, który opinię wyraził w transmisji na żywo na swoim profilu na Instagramie.

To przykre, że regulamin drugiej - po igrzyskach olimpijskich - najważniejszej imprezy czterolecia zmienia się na chwilę przed jej startem. Jeszcze inna sprawa, że na oficjalnej stronie turnieju w dniu jego rozpoczęcia nadal nie ma czternastoosobowych kadr na mundial. Kibic musi zadowolić się szerokim, 22-osobowym składem. Wygląda więc na to, że nie ma żadnego terminu wyznaczonego przez światową federację na ogłoszenie ostatecznej kadry.

- Dziś opieramy cały sport o marketing. Dopiero się uczymy, a powinniśmy się uczyć dużo szybciej. Można sięgnąć za ocean, zobaczyć, jak to się robi w NBA, NHL, NFL? Nie twierdzę, że trzeba tego kopiować w skali 1:1, ale próbujmy przenosić te wartości, które są dla nas dobre. Dużo pracy jeszcze przed naszymi władzami. Jest pokolenie siatkarzy, które przedostaje się do kręgów rządzących w FIVB czy CEV po zakończeniu kariery. Może powoli zaczną przenosić to myślenie, by rozwijać tę dyscyplinę - dodał "Igła".

Oczywiście nie da się uniknąć sytuacji, by mecze na mistrzostwach świata się nie pokrywały. Ale organizatorzy tegorocznego mundialu postanowili zrobić jeden wielki kocioł, jeśli chodzi o godzinowy rozkład meczów. Na polskim mundialu starano się chociaż rozbić wszystko tak, by przez większość turnieju odbywały się maksymalnie po dwa mecze w tym samym czasie. Tak czy inaczej wszystko miało swój rytm.

- Chcemy jako piłka siatkowa rosnąć. Jednak trzeba powiedzieć, że jesteśmy sportem zaściankowym - popularnym w Polsce, ale w innych krajach niespecjalnie. Światowa federacja dopiero zaczyna coś robić - choćby patrząc na ostatni turniej Final Six Ligi Narodów - ale nie wiem, czy idziemy w dobrym kierunku. Aby rosnąć jako dyscyplina, trzeba ściągać sponsorów, bo oni dają pieniądze, dzięki którym można będzie się rozwijać. To jest siła na przykład piłki nożnej. Ten sport ma wokół siebie największe firmy. Dlaczego? Bo one też na tym zarabiają - tłumaczy Ignaczak.

- W siatkówce ciągle zachodzą zmiany, by ta dyscyplina bardziej współgrała z telewizją. Każda zmiana przynosi nie tylko rzeczy dobre, ale również te złe. Spójrzmy na ostatnie lata: jak niewiele zmieniło się w tenisie, piłce ręcznej, czy nawet piłce nożnej - zauważa legenda serbskiej siatkówki Vladimir Grbić w wywiadzie dla Telewizji TOYA.

FIVB przegapiła też doskonały moment na pokazanie się światu. Tuż po zakończeniu piłkarskiego mundialu, w lipcu lub sierpniu kibic na świecie miał sportową lukę, którą na moment wypełniły mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce. Dlaczego nie można było zorganizować mistrzostw świata o miesiąc wcześniej, gdy pozostałe dyscypliny miały przerwę? To już pytanie do światowych władz.

- Dopóki federacja nie zrozumie tego, że trzeba podpisywać długoterminowe kontrakty i sprzedawać zawodników po to, żeby sponsorzy, którzy się angażują w siatkówkę, myśleli o zarabianiu na niej pieniędzy, a nie wydawaniu na nią, nie ruszy z miejsca. Trzeba dać narzędzie, by te pieniądze można było pomnażać - powiedział były libero reprezentacji Polski podczas instagramowej relacji.

Choć w Polsce przez ostatnie dwie dekady siatkówka wyszła z zaścianka, na świecie - poza Brazylią, Włochami, Rosją czy Japonią - nadal nie jest sportem nośnym. Coraz częściej obserwujemy ruchy, które są antypromocją dyscypliny. Niektórzy nawet są zdania, że "wałków już nawet nie trzeba ukrywać". Ale przecież mało kogo to oburza, bo świat siatkarski jest malutki w stosunku do tego tenisowego czy koszykarskiego, o piłkarskim nawet nie wspominając.

ZOBACZ WIDEO: Urszula Radwańska: Mój cel to powrót do czołowej "30" światowego tenisa

Źródło artykułu: