Polska i Włochy płakały rzewnymi łzami. 13 lat temu zginął Arkadiusz Gołaś

Agencja Gazeta / Kuba Atys / Na zdjęciu: Arkadiusz Gołaś
Agencja Gazeta / Kuba Atys / Na zdjęciu: Arkadiusz Gołaś

16 września 2005 roku siatkarskim środowiskiem wstrząsnęła tragiczna informacja. W wypadku samochodowym zginął Arkadiusz Gołaś. Jego śmierć opłakiwano nie tylko w Polsce, ale również poza granicami kraju.

W tym artykule dowiesz się o:

Na śmierć nigdy nie można być przygotowanym. W przypadku Arkadiusza Gołasia los okazał się wyjątkowo okrutny. Środkowy reprezentacji Polski był u progu wielkiej siatkarskiej kariery. Przeżywał najpiękniejszy okres swojego życia: awansował na mistrzostwa świata z reprezentacją Polski prowadzoną przez Raula Lozano, poślubił swoją partnerkę Agnieszkę, był w znakomitej formie i lada chwila miał dołączyć do jednej z najlepszych ekip na świecie - włoskiej ekipy Lube Banca Macerta.

- Dawno polski siatkarz nie grał w tak renomowanym klubie. Kontrakt Arkadiusza Gołasia, mówiąc obrazowo, można porównać do przejścia polskiego piłkarza do klubu klasy AC Milan czy FC Barcelona. To było coś cudownego. Nic nie zapowiadało, że ta wspaniała kariera zakończy się tak szybko, w tak nieoczekiwanym momencie - wspominał w jednym z wywiadów Ryszard Bosek.

Niestety, podróż w kierunku marzeń zakończyła się przedwcześnie, okrywając żałobą polskie środowisko siatkówki. 16 września 2005 roku na austriackiej autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu samochód, którym Arkadiusz Gołaś wraz z żoną podróżowali do Maceraty, zjechał na prawo i uderzył w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej...

Arkadiusz Gołaś przyszedł na świat 10 maja 1981 roku w Przasnyszu, lecz całą młodość spędził w Ostrołęce. Siatkówka od najmłodszych lat była jego wielką pasją. Zaczął w nią grać już w wieku 10 lat. W 1996 roku trafił do MKS-u MOS Warszawa, nazywanego kuźnią talentów. W 1998 roku zapisał na swoim koncie pierwszy sukces, wraz z drużyną kadetów sięgając po tytuł wicemistrza Polski. Rok później, jako junior ponownie stanął na drugim stopniu podium mistrzostw Polski, a w 2000 roku z MOS Wola wywalczył złote medale. Prezentował się znakomicie, dlatego kilka miesięcy później trafił do częstochowskiego AZS-u. Z tym klubem zdobył trzy tytuły wicemistrza kraju oraz jeden brązowy medal mistrzostw Polski seniorów.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Ciężkie chwile Michała Kubiaka. Kapitan reprezentacji nawet nie wspomniał o swoich problemach

W 2001 roku otrzymał powołanie od Ryszarda Boska do pierwszej reprezentacji. Zadebiutował w kadrze podczas finałów Ligi Światowej w katowickim Spodku, potwierdzając niesamowity talent. Brązowy medalista mistrzostw świata kadetów z 1999 roku, trzy lata później znalazł się w dwunastce na MŚ seniorów, a w 2004 wystąpił na olimpiadzie w Atenach.

- Arek miał to "coś", co emanowało z niego na boisku. Było widać, że dobra gra w kadrze i w zespole klubowym nie wpłynęła na jego zachowanie. Znałem go jeszcze z lat juniorskich i zachowywał się podobnie. Zapamiętałem go jako fantastycznego człowieka - wspominał w wywiadzie dla WP SportoweFakty Bartosz Kurek.

Kariera Arkadiusza Gołasia błyskawicznie nabierała tempa. Już w 2004 roku trafił do Włoch. O grze w Serie A marzyli wówczas wszyscy, jednak nie każdemu dane było tam występować. Młody środkowy w ciągu roku spłacił kredyt zaufania, jakim obdarzyli go działacze Sempre Volley Padwa. Prezentował się na tyle dobrze, że w kolejnym sezonie otrzymał ofertę gry z Lube Banca Macerata. Takiej propozycji się nie odrzuca. Reprezentant Polski związał się z nowym pracodawcą na trzy kolejne sezony.

Ostatni swój mecz rozegrał 8 września 2005 r. na mistrzostwach Europy we Włoszech i Serbii. Polska wygrała wówczas z Portugalią 3:0, kończąc turniej na 5. pozycji. 16 września siatkarz wraz ze swoją świeżo upieczoną żoną wyruszył w podróż do Maceraty. Do celu jednak nie dotarł.[nextpage]

- Nigdy nie zapomnę tej nocy, tego poranka. Wieczorem Arek z żoną Agnieszką byli u mnie w domu. Wyjeżdżali do Włoch, chcieli się pożegnać. Mieli nowy, bezpieczny samochód, nie było powodów, aby się martwić. Mimo wszystko prosiłem, aby uważali i z każdej granicy wysyłali mi SMS-a. Arek mówił, że bez sensu, bo będzie mnie budził w nocy sygnał przychodzących wiadomości. Uparłem się - mówił w wywiadzie udzielonym WP SportoweFakty Ryszard Bosek, który sportowo opiekował się Gołasiem.

W Maceracie z młodym środkowym wiązali ogromne nadzieje. Z niecierpliwością czekali na jego przyjazd na przedsezonową prezentację. Tłumy kibiców chciały zdobyć autograf przyszłej gwiazdy siatkówki, mieć wspólne zdjęcie. Gdy ogłoszono informację o tragicznej śmierci 24-latka, wszyscy zalali się łzami.

Śmierć jednego z najlepszych polskich siatkarzy wstrząsnęła nie tylko środowiskiem siatkarskim na całym świecie. "Żegnaj Arku, Padwa oddaje Ci hołd", "Gołaś blokuje w niebie" - pisały włoskie media. Klub z Padwy postanowił natomiast zastrzec dożywotnio numer 16 na koszulce, czyli ten, z którym grał reprezentant Polski.

22 września ciało zawodnika spoczęło tam, gdzie zaczęła się jego sportowa kariera - w Ostrołęce. Środkowy został pochowany na cmentarzu parafialnym. W uroczystościach pogrzebowych Arkadiusza Gołasia uczestniczyło kilka tysięcy osób, w tym władze miasta, koledzy z reprezentacji, kibice. Nie zabrakło także kilkusetosobowej delegacji z Częstochowy. Trumnę z ciałem sportowca nieśli koledzy z reprezentacji: Grzegorz Szymański, Łukasz Żygadło, Piotr Gacek, Piotr Gruszka, Jakub Oczko oraz Krzysztof Ignaczak. - Arkadiusz Gołaś awansował z kadry Polski do kadry niebiańskiej - mówił w czasie mszy proboszcz miejscowej parafii Witold Kamiński.

- Koledzy z reprezentacji Polski nigdy nie zapomnieli o Arkadiuszu Gołasiu. Srebrny medal zdobyty w 2006 roku, podczas XVI Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn, został zadedykowany tragicznie zmarłemu zawodnikowi. Podczas ceremonii wręczania medali wszyscy polscy zawodnicy weszli na podium w koszulkach z numerem 16, z którym środkowy występował w kadrze. - Stojąc na podium, czułem, że jest to jeden z najbardziej intensywnych momentów w moim życiu zawodowym, obok mistrzostwa Ameryki Południowej (...). Ale nigdy nie czułem takich emocji jak wówczas, gdy stanęliśmy na podium i ściągnęliśmy dresy, wszyscy mieliśmy koszulkę z numerem 16. To nasz hołd złożony najlepszemu z nas wszystkich, Arkowi Gołasiowi, człowiekowi, którego nie zapomnimy - napisał w swojej autobiografii "Moje miejsce" Raul Lozano.

16 grudnia 2006 r. Arkadiusz Gołaś został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Złotym Krzyżem Zasługi. Jego imieniem została nazwana hala sportowo-widowiskowa w Ostrołęce. Hołd reprezentacyjnemu koledze złożyli także Sebastian Świderski i Bartosz Kurek, którzy w barwach drużyny z Maceraty, występowali w koszulkach z numerem 16.

- Czy go brakuje? Na pewno! Brakuje jego obecności, sposobu bycia, gry, uśmiechu. Ale pozostał w sercach wielu: kochanych rodziców, ukochanej żony Agnieszki, kolegów z drużyn, trenerów czy wiernych kibiców. Jest i będzie obecny. Bo o dobrych ludziach się nie zapomina. A nawet, jeśli ktoś zapomni, to przecież czytamy w Ewangelii św. Łukasza: "Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą" - mówił w kazaniu do wiernych w Kościele Środowisk Twórczych pw. św. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła w Warszawie duszpasterz siatkarzy ksiądz Mirosław Choroszy, w pierwszą rocznicę śmierci Arkadiusza Gołasia. Mimo upływu lat, słowa te nadal pozostają aktualne.

Źródło artykułu: