MŚ 2018: mistrz Pepa Guardioli zmierzy się z Polakami. Julio Velasco chce przerwać czarną serię

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Julio Velasco
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Julio Velasco

Jeżeli ktokolwiek ze świata siatkówki zasługuje na tytuł profesora tej dyscypliny sportu, to mowa przede wszystkim o Julio Velasco, twórcy włoskiej "generacji fenomenów". Czy jego wielka wiedza wystarczy, by Argentyna pokonała kadrę Polski?

W tym artykule dowiesz się o:

7 lipca 2002 roku. Tego dnia siatkarska reprezentacja Argentyny wygrała 3:0 z reprezentacją Polski w rozgrywanym w La Placie spotkaniu Ligi Światowej. Punkty dla gospodarzy zdobywali Marcos Milinkovic, Hugo Conte (nie mylić z synem Facundo) i Javier Weber, późniejszy selekcjoner tej kadry, a w składzie Biało-Czerwonych na tamten mecz można było znaleźć obecnego posła (Paweł Papke), kilku trenerów (Grzegorz Wagner, Robert Prygiel, Piotr Gruszka), prezesa klubu z Kędzierzyna-Koźla Sebastiana Świderskiego, dyrektora sportowego Marcina Nowaka, świętej pamięci Arkadiusza Gołasia...

Przez kolejnych 16 lat zdążyły rozbłysnąć i zgasnąć kolejne siatkarskie pokolenia, a Argentyńczycy wciąż nie potrafią pokonać rywali z dalekiej Polski w oficjalnym spotkaniu. Nic dziwnego, że kiedy kadra dowodzona przez Vitala Heynena trafiła na nich w drugiej fazie grupowej tegorocznych mistrzostw świata, niemal wszyscy z polskiego światka siatkówki zaczęli dopisywać naszym rodakom trzy punkty za spotkanie zaplanowane na 21 września.

Czy słusznie? "Polonia" nie leży siatkarskiej Argentynie od lat, ale nie można zapominać, że rywal ma potężną broń w postaci wspomnianego Facundo Conte, nazywanego za czasów gry w PGE Skrze Bełchatów "siatkarskim Messim". Określenie było może trochę na wyrost, ale skoro gracz wciąż zmagający się z własnym ciałem po rehabilitacji barku potrafi osiągnąć oszałamiające 30/36 w ataku przeciwko Japonii, nie można go nigdy lekceważyć. A za budową drużyny Conte stoi człowiek, którego sukcesy z lat 90. odcisnęły ślad na kolejnych siatkarskich dekadach dzięki następcom i naśladowcom. Takimi jak choćby Raul Lozano, który rozpoczął dzieło wznoszenia polskich siatkarzy na poziom światowy.

Julio Velasco to jedna z największych postaci w całej historii siatkówki i co do tego nie ma wątpliwości. Mówimy o srebrnym medaliście olimpijskim, dwukrotnym mistrzu świata i trzykrotnym mistrzu Europy, który uczynił z włoskiej kadry siatkarzy gigantów lat 90. w tym sporcie. Andrea Anastasi, Lorenzo Bernardi, Andrea Gardini, Andrea Giani, Ferdinando De Giorgi - to tylko początek listy "fenomenów", którym początek dał wielki nauczyciel Velasco. Do tego Argentyńczyk z La Platy notował świetne wyniki z klubem Pallavolo Modena w drugiej połowie lat 80., a współcześnie wyraźnie podniósł poziom gry reprezentacji Hiszpanii i Iranu. 66-latek to profesor siatkówki, któremu kłaniają się w pas w Teheranie, Rzymie i Buenos Aires. Gdziekolwiek się pojawiał, zostawiał gotowe wzorce do naśladowania, nawet w trakcie krótkiej przygody z żeńską kadrą Włoch. To z jego inicjatywy dwadzieścia lat temu powstał w Rzymie Club Italia, który do dziś kształci wybitne reprezentantki Italii.

Nie wszyscy pamiętają, że Argentyńczyk podjął się w 1998 roku wielkiego wyzwania, przenosząc się na cztery lata ze świata siatkówki do futbolu. I to nie peryferyjnego, a tego na najwyższym włoskim poziomie. Przygoda w Lazio Rzym, choć opłacalna finansowo, nie okazała się pomyślna, bo władze klubu nie dawały Velasco (zatrudnionemu w roli dyrektora sportowego) niemal żadnej samodzielności. Argentyńczyk dużo lepiej wspomina czasy pracy w Interze Mediolan, gdzie został "koordynatorem do spraw niepiłkarskich".

Zajmował się na przykład leczeniem i rehabilitacją Ronaldo Luisa Nazario de Limy. Praca w futbolu była dla Velasco ciekawym wyzwaniem (i silnym zastrzykiem gotówki pozwalającym na spokojniejsze życie), ale ostatecznie wygrała chęć zajęcia się trenerką. Kto wie, gdyby zdecydował inaczej, być może powtórzyłby drogę innego wybitnego szkoleniowca, Brazylijczyka Bebeto de Freitasa, który porzucił siatkówkę dla piłkarskiego Botafogo. A gdyby Velasco przyjął w 1991 roku ofertę Silvio Berlusconiego, który poważnie widział go w roli trenera AC Milan... Argentyńczyk stał się kandydatem na następcę Arrigo Sacchiego ze względu na swoją charyzmę i dyscyplinę pracy, ale sam zainteresowany uznał, że nie zna się na piłce na tyle, by brać na siebie taką odpowiedzialność.

Velasco trochę popracował w piłce, przemknął i zniknął? Absolutnie. To do niego z Brescii przyjeżdżał regularnie pewien były piłkarz Barcelony, który postanowił, że po zakończeniu kariery zostanie jednym z największych trenerów. Mowa o Pepie Guardioli, do dziś ciepło wspominającym Velasco i jego wpływ na całą trenerską filozofię, która wywróciła futbol do góry nogami i uczyniła z FC Barcelona światową potęgę. Obaj panowie spędzali długie godziny na dyskusjach o pobudzaniu zawodników do pracy i drużynowej hierarchii, także wtedy, gdy Guardiola przejął FC Barcelona. To od Velasco przejął zasadę, że równe traktowanie absolutnie wszystkich graczy to mit i wybitni liderzy potrzebują innego podejścia niż mniej wpływowi gracze.

Nic dziwnego, że obaj panowie świetnie się dogadywali i wzajemnie inspirowali, w końcu Velasco to absolwent filozofii, doskonale analizujący relacje między trenerem a zespołem oraz samymi zawodnikami. Obecny selekcjoner Argentyńczyków jest także serdecznym znajomym Jorge Sampaoliego, ale kiedy argentyńscy piłkarze w fatalnym stylu pożegnali się z tegorocznym mundialem, Velasco nie bał się wytknąć mu błędów w prowadzeniu drużyny. - Stawiamy wyżej jednostki, geniuszy ponad proces zwykłej pracy. A to nie prowadzi do niczego - przekonywał, odwołując się do Lionela Messiego. To nie pierwszy raz, gdy selekcjoner siatkarskich Albicelestes poruszał temat wad rodaków. Według niego Argentyńczycy zbyt mocno zachłystują się własnym talentem i zapominają, że świat nie stoi w miejscu.

Innymi słowy, Julio Velasco mógłby sobie podać rękę zarówno z Michałem Kubiakiem, który do entuzjastów piłki nożnej nie należy, oraz z naszym dziennikarzem Markiem Wawrzynowskim, który ostro odpowiedział w swoim felietonie na słowa kapitana kadry siatkarzy. Na pojednawcze gesty będzie czas dopiero po meczu w Warnie, na razie drużyny Polski i Argentyny szykują się na pierwsze starcie z szeregu tych, których stawką jest turniejowa śmierć lub życie. Velasco jako selekcjoner Argentyny przegrał ostatnie pięć spotkań z Polakami, ale z pewnością się tym nie załamie. Podstawy jego trenerskiej filozofii są proste: walka do samego końca, zakaz szukania alibi, rozwiązywanie problemów zamiast skupiania się na nich. Siatkarski nestor kończy tym turniejem swoją pracę w rodzimej kadrze i z pewnością chce w niej pozostawić po sobie ślad. To zawsze mu dobrze wychodziło.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Wiadomo, co Kubiak odpowiedział na środkowy palec Bułgara. "Każde spięcie wychodziło na ich korzyść"

Komentarze (0)