Kiedy tuż po rozpoczęciu mistrzostw świata siatkarzy, które trwają aktualnie we Włoszech i w Bułgarii pisałem o tym, że siatkówka "obrała kurs na samounicestwienie" (tutaj przeczytasz cały tekst -->>) , nie sądziłem, że to samounicestwienie przyjdzie tak szybko. A przyszło. Bo to, co widzieliśmy podczas meczu Polska - Argentyna, nie było strzałem w stopę światowej siatkówki. Nie było nawet strzałem w kolano. Otóż działacze Międzynarodowej Federacji Siatkówki strzelili swojej ukochanej dyscyplinie prosto w skroń. Z bliska. Bardzo bliska. Bez ostrzeżenia. Pacjent nie miał szans, zmarł na miejscu. A krew rozbryzgła się po podłodze, ścianach. Jest wszędzie. Horror!
Bo jak inaczej nazwać to, co widzieli kibice na całym świecie? Kolejne kłótnie przy siatce, trenerzy proszący o challenge (dla kibiców piłkarskich wyjaśnienie: to taki VAR). Do tego długo czekający na ostateczne, a w końcu i tak niezrozumiałe decyzje, Julio Velasco pokazujący po meczu w kierunku sędziów i działaczy "gest Kozakiewicza".
Lont został podpalony jeszcze przed mundialem. Chodzi o interpretację sytuacji, w której atakujący "wykorzystuje" blok rywala, by zdobyć punkt. Nie musimy tego - jako kibice - tak do końca rozumieć. Warto byłoby jednak, aby rozumieli to zawodnicy, trenerzy, a przede wszystkim sędziowie. A tak nie jest.
Otóż dopiero po I fazie MŚ ktoś w FIVB się obudził, że właściwie to w meczach, które odbywały się we Włoszech sędziowie interpretowali te sporne sytuacje "po nowemu" (czyli ze zmianami, jakie FIVB wprowadziła przed turniejem), ale już w Bułgarii - nie. I Vital Heynen o tym, że w ogóle są nowe regulacje dowiedział się po... pięciu zwycięstwach w turnieju. Przynajmniej się dowiedział. Lepiej późno niż wcale.
Bo sędzia główny spotkania Polska - Argentyna, albo nie został poinformowany, albo akurat usnął/wyszedł na papierosa (niepotrzebne skreślić), kiedy to było omawiane na spotkaniu arbitrów. Otóż Yuri Martinez Ortiz z Dominikany przez całe spotkanie prowadził zawody "po staremu", wprowadzając obu trenerów (ale głównie Heynena) w stan przedzawałowy. Siatkarski VAR na nic się zdawał, bo on oceniał zupełnie coś innego. Dobrze, że drugi sędzia - Andriej Zenowicz z Rosji - akurat nie zasnął na tej części szkolenia i starał się ratować sytuację. Chaos!
Chaos na mistrzostwach świata. Najbardziej wyczekanych zawodach odbywających się co cztery lata. Zawodach, gdzie wszystko powinno być zapięte na ostatni guzik i działać perfekcyjnie. A tak... Śmieją się kibice piłkarscy, koszykarscy, nawet pani Zosia, która ze sportem kojarzy tylko Adama Małysza. Wróć! Teraz przecież Kamila Stocha. Śmieją się, bo mają do tego prawo. - Le cabaret - jak mawiał klasyk. Siatkówka pokazała, że jest dyscypliną niepoważną, niezrozumiałą, świetlicową.
Jak wyjść z twarzą z tej sytuacji, skoro cały świat kpi? Zaproponowałem w jednej z twitterowych dyskusji zasadę grubej kreski. Należy przerwać trwające mistrzostwa, anulować wszystkie wyniki i wysłać siatkarzy do domów. A za tydzień spotkać się znowu i jakby nigdy nic zacząć wszystko od nowa. Niech mundial jeszcze raz się rozpocznie. Problem w tym, że co do tej drugiej części pomysłu nie mam przekonania.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Wielicki ma nowy pomysł, jak zdobyć K2 zimą. "Musimy zmienić trzy rzeczy"
Tworzysz pan rewolucyjne teorie, na poziomie dorównującym poziomowi sędziowania arbitra Yurija z Dominikany.
Wyluzuj pan trochę.
Może kino albo guma do żucia ?