Czy Michał Kubiak będzie w stanie wyjść na boisko? - to pytanie zadawała sobie w sobotę cała siatkarska Polska. Gdy zmożony chorobą kapitan drużyny nie wystąpił przeciwko Argentynie, nasza ekipa z bezwzględnej i dobrze zorganizowanej watahy zmieniła się zespół, który nie ma pomysłu na dorwanie niezbyt potężnej ofiary.
Dwie godziny przed meczem Vital Heynen poprosił wszystkich obecnych w Warnie polskich dziennikarzy o spotkanie i już wtedy poinformował, że Kubiak nie zagra przeciwko Francji. Poprosił też, żeby oszczędzić jego zawodnikom krytyki, że tą chce w całości wziąć na siebie. Dodał, że jego zespół wciąż ma dwie szanse na awans do czołowej szóstki, bo musi wygrać jedno z dwóch spotkań, ale mówił to tak, jakby bardziej nastawiał się na szansę niedzielną, w spotkaniu przeciwko Serbii.
Dobra wiadomość przed meczem była taka, że na pierwszego sędziego wybrano fachowca z najwyższej półki, Andrieja Zenowicza. Rosjanin gwarantował brak takich kontrowersji i przeciągających się kłótni, które załatwił dzień wcześniej Dominikańczyk Yuri Ramirez.
Zgodnie z zapowiedziami Heynena Kubiak nie pojawił się w wyjściowej szóstce. Zabrakło w niej także Fabiana Drzyzgi, który do tej pory był pierwszym rozgrywającym, oraz podstawowego atakującego Bartosza Kurka, zastąpili ich odpowiednio Grzegorz Łomacz i Damian Schulz. Wariant z oszczędzaniem sił na Serbów stawał się coraz bardziej widoczny.
Biało-Czerwoni zaczęli spotkanie dobrze, wybronili kilka ataków rywali i objęli prowadzenie 3:0, ale przewagą cieszyli się tylko do momentu, w którym na zagrywce pojawił się Earvin Ngapeth. Lider "Trójkolorowych" trzy razy huknął nie do odbioru, w kolejnych akcjach odrzucił Polaków od siatki i z wyniku 5:3 zrobiło się 5:11.
Na tym historia pierwszego seta się skończyła. Naszym zmiennikom zwyczajnie brakowało argumentów, żeby powalczyć z dobrze zorganizowaną francuską drużyną. Dobra postawa środkowych w ataku to było zdecydowanie zbyt mało, zwłaszcza przy bardzo niskiej skuteczności skrzydłowych. Po secie przegranym do 15 trzeba było liczyć na to, że albo nasza ekipa znajdzie jakiś sposób na wybudzenie się z letargu, albo łatwo wygrana partia uśpi przeciwników.
Początek drugiej odsłony był bliźniaczo podobny do tego, co zobaczyliśmy w secie numer 1. Niezły początek Biało-Czerwonych, kilkupunktowe prowadzenie (6:3), a potem seria błędów i nieudanych ataków, która pozwoliła rywalom odskoczyć. Zupełnie nie radził sobie Śliwka i przy wyniku 9:11 Heynen zdecydował się na środek, który traktował jako ostateczność - posłał na boisko Kubiaka.
Wejście chorego kapitana na nabierający okręt wody nie wstrząsnęło naszym zespołem, poczucie sportowej wyższości nie uśpiło drużyny Laurenta Tillie'ego w tej partii również nie udało się powalczyć. Francuzi trzymali blokiem polskich skrzydłowych, sami przy dobrym przyjęciu mogli polegać mądrych rozegraniach Benjamina Toniuttiego i skuteczności N'Gapetha oraz Kevina Tillie'ego. Konsekwentnie budowali swoją przewagę i bezproblemowo wygrali 25:18, w ostatniej akcji blokując na środku Mateusza Bieńka.
W trzecim secie Heynen postanowił dłużej nie narażać zdrowia Kubiaka, w jego miejsce wpuścił na plac gry Bartosza Kwolka. Wybawcy postanowił szukać w osobie Kurka, który od początku partii zastąpił nieefektywnego Schulza.
Obraz gry trochę się poprawił, przede wszystkim podniosła się skuteczność w ataku, a od czasu do czasu udawało się zapunktować w bloku lub utrudnić rywalom życie trudnym serwisem. Po "czapie" Bieńka na Tillie'em po raz pierwszy w tej odsłonie objęliśmy prowadzenie (13:12), chwilę później zagrywka Szalpuka przeleciała przez ręce N'Gapethowi i zrobiło się 15:12.
Utrzymanie tej przewagi kosztowało Polaków mnóstwo wysiłku, ale w końcu mieli swoje piłki setowe. Przy pierwszej z prawego skrzydła zapunktował Stephen Boyer, ale już przy drugiej ze środka potężnie huknął Kochanowski. Wygraliśmy 25:23, poprawiając wynik w setach na 1:2.
W czwartej partii Biało-Czerwoni kilkukrotnie obejmowali dwupunktowe prowadzenie, by za chwilę je stracić, a w końcu to Francuzi odskoczyli na 12:10 po skutecznym bloku na Bieńku. Polski środkowy dostał od Łomacza dwie kolejne szanse, żeby się poprawić, ale obie zmarnował i przewaga rywali wzrosła do czterech "oczek" (14:10).
To wystarczyło, by złamać opór naszej drużyny. Choć gra wyglądała lepiej, niż w pierwszej i drugiej partii, wynik na tablicy świetlnej był podobny, jak w tych dwóch kompletnie nieudanych odsłonach. Nadzieja zatliła się na moment, gdy przy stanie 17:22 na zagrywkę powędrował Kochanowski, jednak młody środkowy zepsuł już pierwszy serwis. W ostatniej piłce spotkania Szalpuk nie trafił w boisko z lewego skrzydła, przegraliśmy 18:25 i cały mecz 1:3.
W niedzielę z Serbią gramy o życie. Jeśli przegramy, wracamy do domu.
Mistrzostwa świata 2018, grupa H, Warna
Polska - Francja 1:3 (15:25, 18:25, 25:23, 18:25)
Polska: Artur Szalpuk, Damian Schulz, Grzegorz Łomacz, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Damian Wojtaszek, Bartosz Kwolek, Fabian Drzyzga, Dawid Konarski, Michał Kubiak, Bartosz Kurek.
Francja: Benjamin Toniutti, Kevin Tillie, Earvin N'Gapeth, Kevin Le Roux, Stephane Boyer, Nicolas Le Goff, Jenia Grebennikov (libero) oraz Julien Lyneel, Daryl Bultor, Antoine Brizard, Thibaut Rossard.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Wielicki ma nowy pomysł, jak zdobyć K2 zimą. "Musimy zmienić trzy rzeczy"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Ja już po meczu z Argentyną powiedziałem, że to koniec. I nie chodziło o wynik ale spisób i styl gry. Tam nie było drużyny lecz jakaś zbieranina przypadkowych Czytaj całość