W 2014 roku Stephane Antiga namówił do gry w kadrze Mariusza Wlazłego, powołał też między innymi Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego i Bartosza Kurka. Kadra wyglądała imponująco i choć wyniki przed MŚ 2014 były różne, wszyscy mieli nadzieję, że przed polską publicznością uda się wywalczyć sukces.
Memoriał Wagnera miał pomóc podjąć kluczowe decyzje, jeśli chodzi o przyjmujących. Wydawało się, że na ostatniej prostej odpadnie Rafał Buszek, ale już po pierwszym z trzech meczów Antiga zdecydował: Kurek nie jedzie na mistrzostwa.
Swoją decyzję uzasadniał najmniejszą efektywnością wśród przyjmujących. Zapewniał, że to wybór czysto sportowy. Na początku był bardzo mocno krytykowany, pojawiały się głosy, że pojawił się konflikt, bo Kurek był zły, że nie dostawał szans. Wszystko ucichło, kiedy miesiąc później Antiga i jego zespół zdobyli mistrzostwo świata.
"Możesz być, kim chcesz" - głosiły plakaty reklamowe jednego z jogurtów, w kampanii którego wziął udział Kurek. Przewrotne, bo zamiast na mistrzostwa, wrócił do klubu. Po nieudanym sezonie we Włoszech (Lube nie zdobyło medalu ani żadnego trofeum) przyjechał do Polski. Związał się z Asseco Resovią Rzeszów, narażając się kibicom PGE Skry Bełchatów. Wraz z drużyną wywalczył srebro, a jego wartość wzrosła. Podobnie jak zainteresowanie jego osobą. Ostatecznie okazało się, że podpisał kontrakt z JT Thunders.
ZOBACZ WIDEO: MŚ 2018. Dawid Konarski: Amerykanie są jak walec. Oby to zwycięstwo smakowało jeszcze lepiej po finale
Po nieudanych dla Polaków igrzyskach olimpijskich zwlekał z wyjazdem do nowego klubu, w końcu nawet tam nie dotarł. Został w Polsce, wydał oświadczenie, w którym tłumaczył, że "zmęczenie skumulowane przez wiele lat zaowocowało narastającym osłabieniem organizmu i wypaleniem mentalnym, w efekcie straciłem coś, co zawsze mną kierowało, czyli pasję i chęć grania".
PGE Skra Bełchatów, były klub, z którym odnosił ogromne sukcesy w przeszłości, przyjął Kurka, dał mu czas, odpowiednie warunki do odpoczynku, ale i pozostania w treningu. Miał grać, tak jak w kadrze jako atakujący, ale wrócił na przyjęcie, wzmacniając zespół i pomagając mu zdobyć srebrny medal w rozgrywkach ligowych. Mógł zostać jeszcze na kolejny sezon Bełchatowie, ale wybrał Ziraat Bankasi Ankara.
Cztery ostatnie lata Bartosza Kurka to sinusoida. Wzloty i upadki, ale w żadnym momencie nie wzniósł się na poziom sprzed lat, kiedy zachwycał swoją grą. Dziwiono się, kiedy Vital Heynen uparcie na niego stawiał. Dawał szansę wszystkim powołanym atakującym, ale Kurek częściej zawodził niż zachwycał.
Belgijski szkoleniowiec tłumaczył, jak ważnym elementem układanki jest ten zawodnik: znakomity na treningach, wsparcie dla młodszych kolegów i ciężka praca. Mówił, że wystarczy mu, żeby Kurek wygrał mu na mistrzostwach jeden mecz.
Nie wiadomo, czy coś konkretnego się wydarzyło, ale treningi, zaufanie i budowanie zespołu nie tylko na boisku - poskutkowały. Kurek odblokował się i w ostatnich meczach grał znakomicie, znów można było mówić o tym, że bierze odpowiedzialność na swoje barki. Już dawno z taką pewnością nie kończył ataków.
I czasami jeszcze słychać w rozmowach tę nutkę żalu, że jego radość z medalu w 2014 roku nie dotyczyła, bo nie miał okazji tego przeżywać. Ale od tej pory będzie inaczej, bo w swoim siatkarskim CV będzie miał krążek z mistrzostw świata.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)