Social media sprawiają, że kontakt z człowiekiem, którego nie znamy osobiście, jest banalnie prosty. Wystarczy być zawodowym sportowcem, przegrać i włączyć internet. Ci, którzy mają grubą skórę, powiedzą, że zupełnie ich to nie rusza. Inni wezmą to do siebie, a w skrajnych wypadkach nawet wejdą w dyskusję z nadawcami takich wiadomości.
Millenialsi w natarciu
- To bardzo podcina skrzydła - tłumaczył w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Bączek, trener mentalny. - Źródłem narastania hejtu w obecnych czasach jest to, że współcześni ludzie, przede wszystkim urodzeni w czasach dobrobytu, głównie millenialsi (pokolenie urodzone między 1980 a 2000 rokiem - przyp. red.), nie mają naturalnej formy wyładowania frustracji, zazdrości, złości i zawiści, jak to było kiedyś, kiedy można było spożytkować na działania wojenne, granie w piłkę na podwórku, na bicie się z kolegami albo strzelanie z procy do dziewczynek. W latach 70. i 80. XX wieku było dużo sposobów naturalnej aktywności, która zmniejszała frustrację. Teraz jest tak, że "igreki" nie wychodzą grać w piłkę, nie rywalizują, bo są chowane pod kloszem i siedząc przy komputerach, znajdują sposób na rozładowanie frustracji poprzez anonimowe komentowanie tego, co się dzieje wokół. Czują się bezkarne, bo polskie prawo sobie z tym nie radzi. Widzą, że innym to uchodzi, więc im też ujdzie, a na chwilę obniży ich poziom frustracji - podkreślił.
Osobnym przypadkiem są ludzie uzależnieni od hazardu, którzy swoje niepowodzenia odreagowują właśnie w taki sposób, że swoim faworytom, przegrywającym spotkania sportowcom, są w stanie nawet wysyłać groźby. Są to osoby, które mają uzależnienia behawioralne, czyli nie chodzi tu o alkohol czy nikotynę, ale pracoholizm, seksoholizm czy uzależnienie od internetu. - Oni bardzo często regulują swój poziom frustracji, na przykład oczerniając innych, pisząc fake newsy, komentując rzeczy, o których nie mają pojęcia. Jedną z form obniżenia ich poziomu złości jest atakowanie, nawet bardzo brutalne, drugiej osoby w internecie. Myślą: "też mogę napisać sportowcowi, że jest zerem, gównem" - to codzienność - wyjaśnił Bączek.
- To jest sposób na frustrację. Często hejterami są osoby, które osiągają dużo mniej w swoim życiu niż ci, których hejtują. Jeżeli młody człowiek czuje się niezdarą i nic wartościowego w swoim życiu nie zrobił, to mu przeszkadza to, że sportowiec robi karierę. Jedyną formą wyzwolenia takiej frustracji jest prywatne zaatakowanie zawodnika - powiedział ekspert.
Wchodzenie butami w cudzą przestrzeń
Jedna z tenisistek po porażce otrzymała wiadomość: "Postawiłem, że wygrasz I seta, a ty przegrałaś s...! Oddaj mi pieniądze, jestem spłukany. Tylko 250 euro, to nie tak dużo dla ciebie", a kiedy nie reagowała, nadawca skwitował to krótko: "Pier... się!". Powszechne są również wiadomości o sprzedawaniu meczów.
Nierzadko występuje również hejt na tle rasistowskim. Powszechny praktycznie we wszystkich dyscyplinach sportu, a w ostatnich dniach jego ofiarą był Milad Ebadipour. Irańczyk występujący w ekipie aktualnego mistrza Polski, PGE Skrze Bełchatów, po jednej z akcji niezbyt elegancko się zachował, ciesząc się w kierunku drużyny przeciwnej. Sędzia go za to nie ukarał. Na profilu na Instagramie Karola Kłosa jeden z użytkowników pozostawił po sobie niewybredny i rasistowski komentarz.
"Przypomnij sobie jak [Irańczycy] traktowali naszych chłopaków podczas prawie każdego meczu. Emocje emocjami, ale takich rzeczy, jakie oni robią (...) się nie zapomina" - napisał, dokładając do tego nie nadające się do zacytowania epitety. W obronie siatkarza z Iranu stanęli nie tylko jego koledzy z drużyny, ale również kibice. "Nie masz pojęcia o sporcie, o rywalizacji, a w tym bardziej o tym, co piszesz. Nie wiesz, co to szacunek dla drugiego człowieka. Szkoda, że tacy ludzie jak ty, mają dostęp do internetu i potrafią pisać" - odpowiedział mu Kłos.
Anna Lewandowska postanowiła zacząć walczyć z hejtem, zapowiedziała, że ruszy z kampanią społeczną. Choć mogłoby się wydawać, że byłej karateczki i prywatnie żony Roberta, takie rzeczy nie ruszają, obraźliwe komentarze dały jej się we znaki głównie po ostatnim mundialu. "Czekamy teraz na kolejne motto po niezwykle żenującym meczu", "Czemu teraz nie pochwalisz się swoim mężem?", "Nadal nic się nie stało? Jakie bezglutenowe pierożki zaserwujesz teraz reprezentacji?" - po fali hejtu Lewandowska zablokowała możliwość komentowania zdjęć i to jeszcze bardziej rozjuszyło internautów.
To samo zresztą działo się w mediach społecznościowych napastnika Bayernu Monachium, a także na profilach innych piłkarzy reprezentacji. Wszyscy dostali wolne przed powrotem do klubów, ale śmiało można powiedzieć, że dodawali znacznie mniej zdjęć niż zwykle. Pod każdym z nich pojawiały się komentarze w podobnym stylu: "Wakacje za udany mundial oczywiście się należą!". Wszystko z obawy przed hejtem.
Łatwiej znieść krytykę w drużynie
Zdecydowanie trudniej jest zawodnikom uprawiającym sporty indywidualne, bo muszą brać całą odpowiedzialność na siebie. W sportach drużynowych rozkłada się ona na sześć, siedem czy jedenaście osób, które walczą o wspólny cel.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga o Vitalu Heynenie: Ten gościu jest z kompletnie innej bajki [3/5]
Niestety radzenie sobie z anonimowym hejtem nie jest łatwe. - U mnie na kozetce bardzo często kładą się sportowcy, którzy mówią, że hejt podcina im skrzydła, obniża pewność siebie, poczucie własnej wartości. Sprawia, że stają się napięci, zaczynają kwestionować swoją karierę. Miałem takiego sportowca, bardzo znanego, który po fali hejtu, po nieudanym pojedynku, powiedział mi "Kuba, ja chyba to rzucę!". Nie dlatego, że tego nie kochał, że nie był na topie, ale dlatego, że po prostu parę tysięcy Polaków uznało, że on jest zerem po jednej przegranej walce. Jeśli takie myśli chodzą sportowcom po głowie, to możemy z całą pewnością powiedzieć, że hejt niszczy człowieka - wyjawił Bączek.
Podczas MŚ 2014 w sztabie reprezentacji Polski siatkarzy znalazł się właśnie Jakub Bączek, który pomagał kadrze przez cały turniej. Po jedynym przegranym meczu, miał dla zawodników zadanie. - Powiedziałem im: "Panowie, nie czytamy dziś w internecie kompletnie nic". Większość przyznała mi potem rację, że to był bardzo dobry pomysł, bo gdyby przeczytali opinie niektórych ekspertów czy kibiców, to pewnie podcięłoby im to skrzydła jeszcze bardziej niż ta porażka z USA - tłumaczył trener mentalny.
Trudna recepta na zignorowanie krytyki
- Rad na hejt jest wiele. Jeśli pracuję na konkretnym turnieju, to robię coś takiego, jak dieta niskoinformacyjna. Polega to na tym, że zawodnicy przyjmują do siebie jak najmniej informacji zewnętrznych, bo dzięki temu mogą się skupić na zawodach i graniu. Oczywiście nie każdy z nich się na to decyduje, bo ci, którzy są uzależnieni od Facebooka, na pewno sprawdzają informacje i potem tego żałują. Ale ci, którzy mnie posłuchają, zazwyczaj dają mi taki feedback, dziękując za radę, bo to im pozwoliło przetrwać turniej bez przejmowania się błahostkami i dało im szansę na zajęcie się sportem - dodał Bączek.
Samo odcięcie od informacji, prywatnych wiadomości jest trudne. Radą, szczególnie dla tych, którzy na sporcie zarabiają, jest zatrudnienie menadżera od social mediów. Taka osoba miałaby filtrować treści, usuwać groźby i hejt, a także odpowiadać na komentarze, łagodząc ewentualne konflikty. - Jeżeli mamy do czynienia ze sportowcem, którego obserwuje milion Polaków, to jest w 100 proc. pewne, że pojawi się tam hejt. Wtedy taki menadżer ma za zadanie nie informować o tym, tylko zdawać po prostu raporty na temat tego, co się dzieje pozytywnego - wyjaśnił.
Najważniejsze dla zawodników jest wsparcie, zdecydowanie łatwiej jest im radzić sobie z hejtem, jeżeli mają wokół siebie bliskich sobie ludzi, rozumiejących specyfikę zawodowego sportu. Równocześnie osoby budujące pewność siebie sportowca, powtarzające, że jest najlepszy, podkreślające wiarę w to, co robi. Problemem jest umysł człowieka, który mimo wielu pozytywnych komentarzy, zakoduje sobie ten jeden negatywny.
Jeżeli ktoś nazywa sportowca (ale nie tylko, dotyczy to każdej osoby) oszustem, oskarża o kradzież czy na przykład sprzedanie meczu, można to zgłosić do prokuratury. Mówi o tym artykuł 212 Kodeksu Karnego, co oznacza, że jest to przestępstwo.
- Możemy to potraktować jako pomówienie. Prokuratura przekazuje policji, a policja się zgłasza do autora pomówienia i poucza go, że to przestępstwo. Często takie działania odnoszą skutek i delikwent więcej nie będzie tak robić, zrozumie, że takie zachowanie niszczy drugą osobę. Jeżeli w wiadomości są same wulgaryzmy, nie ma gróźb karalnych albo pomówień, to takie osoby trzeba po prostu blokować. Nie zaprosiłbym do siebie nikogo, kto będzie krytykować moją żonę, jedzenie i moje miejsce - to dla mnie oczywiste. Tak samo nie powinniśmy zapraszać na swoje social media osób, które nas obrażają. To też jest dla nas w pewnym stopniu przestrzeń, którą sobie budujemy. Warto jednak pamiętać, że jeśli krytyka jest konstruktywna, to warto się nad nią pochylić, ale jeżeli ktoś pisze, że jesteśmy gównem albo idiotą, tutaj nie ma miejsca na dyskusje - zakończył Bączek.
"I co się stało? To młodzi ludzie"- odpowiada Zbigniew Boniek na pytanie o dyskotekę, do której piłkarze poszli po meczu z Czechami. - Nic się nie stało! Tylko nie wygrali meczu od blisk Czytaj całość