Dramatyczny apel kibiców Stoczni Szczecin. Ciągle wierzą w cud, zbierają pieniądze

WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Akcja kibiców Stoczni Szczecin podczas meczu z Treflem Gdańsk (0:3)
WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Akcja kibiców Stoczni Szczecin podczas meczu z Treflem Gdańsk (0:3)

3 miliony złotych - Klub Kibica beniaminka PlusLigi na tyle "wycenił" przyszłość zespołu. Jak na razie udało się zebrać zaledwie ułamek procenta tej kwoty. Nie pomagają jednak sami szefowie Stoczni. Szkoda.

W tym artykule dowiesz się o:

Czy Stocznia Szczecin dokończy sezon w siatkarskiej PlusLidze? To pytanie, które trapi nie tylko polskich kibiców. Problemy finansowo-organizacyjne klubu, który w perspektywie kilku lat miał się stać jednym z czołowych na świecie, odbijają się głośnym echem w mediach zagranicznych. Nic dziwnego, odejście kilku najważniejszych zawodników (m.in. Bartosza Kurka), rezygnacja z pracy dyrektora sportowego Radostina Stojczewa, w końcu brak jakichkolwiek informacji ze strony szefów klubu, to wszystko tworzy obraz potężnego zamieszania.

- Wierzymy, że to się jakoś wyjaśni, że uda się uratować klub - przyznał rozgrywający Stoczni, Łukasz Żygadło, w rozmowie z Jerzym Mielewskim, dziennikarzem Polsatu Sport.

Spontaniczny pomysł, chcą zebrać 3 mln zł

Wierzą także przedstawiciele Klubu Kibica Stoczni Szczecin. Dlatego postanowili konkretnie działać. Zorganizowali poprzez serwis zrzutka.pl akcję, która ma na celu zebranie 3 milionów złotych. - Chcemy w ten sposób pomóc klubowi w jego sytuacji finansowej - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty jeden z głównych organizatorów tej akcji, Paweł Kamiński.

Kamiński to członek Klubu Kibica, wierny fan jeszcze od czasów, kiedy klub nosił nazwę Espadon. Siatkówka to jego wielka pasja, nie tylko z poziomu trybun hali. - Gram trochę amatorsko - przyznaje.

Zrzutka nie została skonsultowana z szefami Stoczni, ale dyrektor generalny Stoczni Szczecin, a w przeszłości czynny zawodnik, Krzysztof Śmigiel, udostępnił link do niej na swoim profilu FB. Tym samym wyrażając poparcie tej idei. Niestety, mimo kilku prób nie udało nam się skontaktować z byłym siatkarzem. - Pomysł narodził się spontanicznie w głowie jednej z naszych koleżanek, a po dokładnej analizie regulaminu postanowiłem wziąć całą operację na swoje barki - dodaje Kamiński.

"Pieniądze nie przepadną"

Jak na razie udało się zebrać zaledwie ułamek procenta całej kwoty (mniej niż 10 tysięcy złotych - stan na 4.12.). Problem polega na tym, że tak naprawdę nie wiadomo, czy jest w ogóle sens pomagać klubowi. Ani prezes Jakub Markiewicz, ani wspomniany wyżej Śmigiel nie zabrali oficjalnie głosu. Pojawiła się jedynie nieoficjalna informacja (padła z ust m.in. Żygadły), że w poniedziałek (3.12.) zostanie wystosowane oświadczenie ze strony klubu, niestety, okazało się, że nic takiego się nie stało. "Rzeczpospolita" poinformowała, że z kolei w środę (5.12.) ma dojść do spotkania na linii szefowie Stoczni - PlusLiga. Być może wtedy czegoś się dowiemy.

- Nie rozumiem tego, co się stało w Szczecinie, jak w kraju, który jest mistrzem świata w siatkówce może dojść do takiej sytuacji - żalił się Żygadło. - Słyszałem o zbiórce kibiców. Bardzo chcę im podziękować, to dla nas dużo znaczy. Jednak nie tędy droga. Wierzę, że klubowi uda się pozyskać finansowanie, a zebrane przez nich pieniądze przeznaczymy na cele charytatywne.

Kamiński uspokaja tych, którzy już wpłacili, albo zamierzają to zrobić. - Jeżeli doszłoby do czarnego scenariusza i klub ogłosi upadłość, to wszystkie środki finansowe wrócą do osób, które zdecydowały się na pomoc - mówi. - Nie ma ryzyka, że wpłaty pójdą na marne, albo przepadną. To wszystko gwarantuje regulamin i prawo.

Bez noclegu, nie ma pieniędzy

Kibice nie mają pretensji do siatkarzy, którzy rozwiązali umowy ze Stocznią, tym samym postanowili ewakuować się z tonącego okrętu. A przypomnijmy, że zrobili to już: Bartosz Kurek, Aleksander Maziarz, Lukas Tichacek, Nicholas Hoag, Asparuch Asparuchow oraz Matej Kazijski. W klubie zostało już tylko ośmiu zawodników. Mimo tego pod wodzą trenera Michała Gogola przygotowują się do kolejnego meczu ligowego, w najbliższą sobotę (8.12.) w Bydgoszczy. Już wiedzą, że ze względów ekonomicznych pojadą autobusem w sobotę rano i wrócą zaraz po meczu. Nie ma możliwości wynajęcia hotelu. Zagrają po 4 godzinach spędzonych w autobusie.

Kibice Stoczni Szczecin wierzą w to, że klub zostanie uratowany. Pierwszy z prawej to Paweł Kamiński. Fot. archiwum prywatne Pawła Kamińskiego.
Kibice Stoczni Szczecin wierzą w to, że klub zostanie uratowany. Pierwszy z prawej to Paweł Kamiński. Fot. archiwum prywatne Pawła Kamińskiego.

- Ja, i pewnie większość kibiców, nie mam pretensji do tych zawodników, którzy odeszli - twierdzi Kamiński. - Mieli taką możliwość zapisaną w umowach, nie otrzymywali wynagrodzenia, a przecież każdy ma jakieś zobowiązania finansowe, więc nie mogli już dłużej czekać. To nie jest ich wina. Liczę, że uda się jakoś dokończyć sezon, a jakby jeszcze ktoś odszedł, to sam chętnie wskoczę w strój i wyjdę na boisko.

Klub Kibica stara się też nie szukać winnych tej sytuacji. - Zdania są podzielone - tłumaczy Kamiński. - Nie znamy całej prawdy, nie widzieliśmy dokumentów, więc trudno nam się wypowiadać. W tej chwili to jednak nie jest ważne.

Pełna hala to kapitał

Ważne jest utrzymanie klubu na powierzchni. Nie ma znaczenia, czy winna jest szczecińska Stocznia, która zdaniem niektórych obiecała góry pieniędzy, a potem wycofała się z tego pomysłu, czy szefowie zespołu, którzy uwierzyli sponsorom "na gębę", a może długi ciągnące się za szczecińską siatkówką jeszcze z poprzedniego (poprzednich?) sezonów? A może - jak niektórzy twierdzą - Orlen, który zamierzał wejść w sponsoring, ale ostatecznie zdecydował się na wsparcie reprezentacji Polski oraz… Roberta Kubicy.

Pomijając przyczyny obecnego kryzysu Stoczni, kibice liczą, że nie wszystko zostało jeszcze stracone. Średnia frekwencja na dotychczasowych meczach beniaminka PlusLigi (grubo ponad 4 tysiące widzów) to wielki kapitał. Pełna hala to nie tylko bezpośrednie wpływy ze sprzedaży biletów, ale także i większe zainteresowanie ze strony potencjalnych sponsorów. - Tak, zainteresowanie siatkówką w naszym mieście to nasz ogromny atut - przekonuje Kamiński.

I przypomina problemy finansowe Trefla Gdańsk - sprzed roku. Przypomnijmy, że w tym przypadku również istniało zagrożenie wycofania się z rozgrywek. Stało się tak dlatego, że ze sponsoringu gdańskiego klubu wycofał (a właściwie nie przedłużył umowy) Lotos. Nagle w kasie zabrakło pieniędzy. Szybka zrzutka kibiców w połączeniu ze współpracą z klubem pozwoliła na zalepienie dziury budżetowej, a Trefl nie tylko, że nie upadł to jeszcze wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski.

Z tym, że w Gdańsku brakowało 150 tysięcy złotych. W Szczecinie tyle miał zarabiać jeden siatkarz. Miesięcznie. W kasie brakuje kilku milionów. A i współpracy ze strony szefów klubu w ratowaniu Stoczni nie widać.

ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki

Źródło artykułu: