[b][tag=53410]
Michał Kaczmarczyk[/tag], WP SportoweFakty: Zakończenie kariery i tak zwane życie po życiu jest dla każdego sportowca trudne, dla niektórych wręcz traumatyczne. Natomiast pani dość szybko odnalazła się w mediach i pracy dziennikarskiej. Taki początek daje satysfakcję?[/b]
Milena Sadurek, była siatkarka i reprezentantka Polski, komentatorka NC+: Daje mi ogromną satysfakcję i bardzo się cieszę, że jestem właśnie w tym miejscu. Dziewięćdziesiąt procent sportowców nie myśli w trakcie kariery o tym, co będzie robiło po jej zakończeniu, bo zawsze ma się przeczucie, że jest jeszcze na to czas. Ale tak naprawdę nigdy się nie wie, kiedy ta przygoda się zakończy. Nagle nadchodzi dzień, w którym nie trzeba po raz pierwszy od wielu lat iść na trening... i trzeba zastanawiać się, co dalej. Miałam szczęście znaleźć się we właściwym miejscu i czasie oraz wśród właściwych ludzi, którzy pomogli mi wejść w nowe życie po siatkówce.
Spodziewała się pani jeszcze kilka lat temu przejścia na drugą stronę barykady, do grona dziennikarzy i ekspertów?
Nie, wręcz przeciwnie, byłam do tego nastawiona zupełnie inaczej. Myślałam, że to jest zupełnie nie dla mnie i pewnie bym się nie sprawdziła w takiej roli. Bałam się, że nie potrafiłabym zdobyć się na obiektywną ocenę, ale okazało się, że przysłowie "nigdy nie mów nigdy" jest jak najbardziej słuszne i sprawdziło się w moim wypadku. Myślę, że nie spisuję się najgorzej, cały czas rozwijam się w nowym fachu i z każdym sezonem będzie jeszcze lepiej.
Przede wszystkim staram się podchodzić do komentarza bez emocji, obiektywnie. Nie patrzę na to, czy mówię o swoich dalszych znajomych z parkietów czy bliskich koleżankach, staram się wszystkie traktować tak samo i nie brać pod uwagę jakichkolwiek zażyłości.
Zdarzyło się odebrać telefon od znajomej z parkietu po skomentowanym spotkaniu: "Milena, było trochę za ostro"?
Jeszcze się nie zdarzyło, może dlatego, że za krótko się tym zajmuję! Pamiętam, że coś takiego przezywał choćby Łukasz Kadziewicz, natomiast ja staram się przede wszystkich być obiektywna w swoich osądach. Na pewno ktoś mi zarzucił lub zdąży zarzucić, że kogoś zganiłam lub pochwaliłam, choć jego zdaniem nie było ku temu żadnych powodów. Dlatego zawsze, gdy oceniam czyjeś zagrania czy zachowania, staram się mieć mocne argumenty za swoją opinią. Nie zamierzam nikogo krzywdzić, ograniczam się w swojej ocenie do czysto siatkarskiej strony... i przede wszystkim wiem, o czym mówię.
NC+ bardzo ambitnie podchodzi do transmitowania siatkówki i zaangażował szerokie grono byłych siatkarzy i siatkarek, co na pewno nieco odświeżyło media zajmujące się tym sportem po latach monopolu Polsatu Sport. To wpłynie dobrze na jakość dziennikarstwa siatkarskiego?
Oczywiście, że tak, bo monopol na cokolwiek nigdy nie jest uważany za dobre rozwiązanie. Konkurencja zawsze wzmaga do większej pracy i tak też się dzieje w przypadku siatkówki w naszym kraju. Canal Plus podszedł bardzo ambitnie do tego sportu i stara się go pokazywać na naprawdę najwyższym światowym poziomie. Pierwsze porównanie z Polsatem Sport, jakie narzuca się na myśl, jest takie, że w naszej stacji mecze siatkówki kobiet komentują kobiety i to jest dla mnie bardzo dobre podejście. Niby to jest ten sam sport, ale mimo wszystko byłe siatkarki znają kulisy, mają za sobą lata doświadczeń i wychwytują typowe dla siebie zachowania, których mężczyźni nie zauważą i przede wszystkim nie zrozumieją.
Jak wspomina pani swoje początki z komentowaniem ligi włoskiej?
Zostałam wtedy rzucona na głęboką wodę, bo od mojej pierwszej rozmowy z Żelkiem Żyżyńskim do skomentowania pierwszego spotkania minęły dwie doby! Nie miałam zbyt dużo czasu i byłam tym bardzo zdenerwowana; jedyne, co mi pozostało, to dobre przygotowanie do tego meczu. Nie było to bardzo trudne, bo grałam we Włoszech, bardzo lubię tę ligę i jestem z nią na bieżąco. Sam pierwszy mecz był o tyle ciężki, że nie wiedziałam, na co właściwie mogę sobie pozwolić: co mogę mówić, a czego nie, jak się zachowywać, jak pracować z mikrofonem... To była duża niewiadoma, ale w życiu nabierasz doświadczenia z każdym tygodniem, z każdą kolejną próbą. I teraz mogę stwierdzić, że jakościowo między moim pierwszym skomentowanym meczem a ostatnim, tym w Stambule, jest przepaść. Co nie zmienia faktu, że trening czyni mistrza i cały czas pracuję nad tym, żeby brzmieć jak najlepiej.
Nie ma pani wrażenia, patrząc na mecze Serie A1 i Ligę Siatkówki Kobiet, że oglądamy tak naprawdę dwie inne, choć podobne dyscypliny sportu?
Komentowanie ligi włoskiej to prawdziwa przyjemność, bo tam niemal każdy mecz stoi na najwyższym poziomie i to jest dla każdego widza, także komentatora, prawdziwa sportowa uczta. Choćby mecze Imoco Conegliano, Igora Gorgonzola Novary czy Savino del Bene Scandicci to są widowiska na poziomie godnym Europy. Jeśli miałabym po takim spotkaniu komentować na przykład mecz KSZO z BKS-em...
Szczerze mówiąc, bardzo się cieszę, że mogę komentować włoską Serię A1, bo w przypadku polskiej ligi obawiam się, że w niektórych przypadkach nie byłoby o czym mówić. Między tymi rozgrywkami jest przepaść, co wynika także ze zbyt dużej liczby zespołów w naszej Lidze Siatkówki Kobiet. Moim zdaniem niezbędne byłoby ograniczenie liczby uczestników ligi do ośmiu i dopiero wtedy jej poziom mógłby się podnieść.
Ma pani jeszcze jakieś przemyślenia na temat tego, dlaczego ekstraklasa siatkarek wygląda tak, a nie inaczej?
Widzieliśmy wszyscy, że po ostatnim sezonie musiał wycofać się klub z Muszyny, który od lat był bardzo stabilny i miał w swojej kadrze naprawdę bardzo dobre zawodniczki. To samo spotkało Trefl Proximę Kraków, który przejął tytuł sportowy od Atomu Trefla Sopot, również bardzo utytułowanego klubu. Z naszej ligi odpłynęło bardzo dużo zagranicznych gwiazd, kiedy okazało się, że strumień pieniędzy płynących do ligi siatkarek jest dużo mniejszy i nie jesteśmy w stanie konkurować finansowo z innymi krajami. Chyba nigdy nie byliśmy w stanie konkurować na poważnie z ligą włoską, turecką czy rosyjską, co nie zmienia faktu, że pojawiały się u nas uznane nazwiska.
Do tego swoje kariery pokończyły takie zawodniczki jak Gosia Glinka, Anna Werblińska czy Aleksandra Jagieło, które od lat podnosiły poziom rozgrywek. Teraz musimy bardzo uważnie szukać talentów, które być może je zastąpią, ale obawiam się, że to będzie bardzo trudne w aż dwunastozespołowej lidze. To absolutnie nie sprzyja rozwojowi młodych siatkarek, bo nagle okazuje się, że w ekstraklasie grają zawodniczki, które powinny występować na jej zapleczach, w pierwszej albo nawet drugiej lidze. Niektóre z nich, moim zdaniem, nie zasłużyły na to, by grać na tak wysokim poziomie.
Na kolejnej stronie przeczytasz m.in. która polska drużyna ma według Sadurek największe szanse w Lidze Mistrzyń i dlaczego koniec kariery sportowej nie oznacza problemów z realizacją długo odkładanych planów.
[nextpage]Widzi pani jakiś promyczek nadziei dla ligi i reprezentacji?
Prawie każdy spisywał naszą kadrę w tym roku na straty, bo mało kto wierzył, że powalczy ona w Lidze Narodów. A tymczasem dziewczyny pokazały się w niej z naprawdę dobrej strony i być może to jest ten promyk nadziei, którego szukamy. Ale i tak nie unikniemy wałkowania tych samych tematów. Dlaczego Chemik Police, który wygrywa niemal wszystko w Polsce, dostał takie lanie z Fenerbahce? Bo nie ma tutaj z kim konkurować, nie ma silnych rywali, z którymi mógłby sprawdzić się przed starciami w Lidze Mistrzyń. Na niektóre mecze policzanki jadą tylko po to, by je odbębnić w godzinę z prysznicem i zebrać się szybko w drogę powrotną. Dla mnie jedynym słuszny krokiem jest zmniejszenie LSK i mam nadzieję, że odpowiednie osoby z PLS i PZPS pójdą w tym kierunku. Inaczej nie widzę nadziei na poprawę.
Dla takich dziewczyn jak Malwina Smarzek czy Agnieszka Kąkolewska jedynym wyjście jest przeniesienie się do ligi zagranicznej, bo u siebie nie osiągną już niczego, mecze przestaną być jakimkolwiek wyzwaniem. Jakiś czas temu rozmawiałam z Malwiną, która mówiła mi: nie wiedziałam, że ja zmierzę się z taką ścianą, że będę potrzebowała aż tyle siły na każdy mecz. I to jest prawda, do tego od zagranicznych zawodniczek wymaga się tam dwa razy więcej niż od Włoszek i sama tego doświadczyłam. W Serie A1 w każdym meczu walczysz o życie i to się przekłada na poziom i jakość rozgrywek, w Polsce mobilizujesz się na trzy, cztery kluczowe spotkania. Wierzę, że ten wyjazd jej pomoże, choć początki nie były łatwe.
Skoro już zeszliśmy na temat Włoch: która Polka występująca w Serie A1 będzie najbardziej zadowolona z siebie po zakończeniu obecnego sezonu?
Asię trudno nazwać weteranką, ale spędziła we Włoszech kilka ładnych sezonów i naprawdę dobrze się tam czuje. Jest w zespole, który preferuje jej ulubioną, szybką siatkówkę, ma wokół siebie siatkarki predestynowane do takiej gry i widać, że świetnie się w tym odnajduje. Natomiast dla Malwiny i Agnieszki to jest dopiero pierwsze przetarcie z Włochami i nowym życiowym wyzwaniem, dlatego trudno porównywać ich sytuację z sytuacją Asi Wołosz, której lata spędzone w Italii dały niesamowicie dużo jako siatkarce. Miejmy nadzieję, że umiejętności Malwiny i Agnieszki również pójdą mocno w górę i skorzysta na tym nasza reprezentacja. One w każdym tygodniu mierzą się z naprawdę silnymi przeciwnikami i z każdym kolejnym sezonem w zagranicznej lidze ich doświadczenie będzie rosło.
Chciałabym, żeby Smarzek i Kąkolewska spędziły jeszcze trochę czasu we Włoszech, a przede wszystkim marzy mi się liga o podobnej jakości w naszym kraju. Tylko ona zachęci najlepsze siatkarki, także Polki, do występowania w Polsce. Teraz jedyne, co nam pozostaje, to wywieranie presji na decyzyjnych ludziach w związku, by zainicjowali szereg zmian na lepsze. Chyba, że chcemy zostawić poziom naszej siatkówki kobiet na obecnym poziomie, wtedy proszę bardzo, miejmy dalej dwanaście drużyn. Czyli rozgrywki nieatrakcyjne dla kibica, widza, właściwie nikogo.
Która z polskich drużyn ma obecnie największe szanse na dobry wynik w Lidze Mistrzyń?
Od początku mówiliśmy, że najlepiej w swoim losowaniu trafił Grot Budowlani Łódź i to oni mają największe szanse na dobry wynik. Niekonieczne dlatego, że jest najlepszy, tylko właśnie przez to, że trafił na rywali w większości w swoim zasięgu. Łodziankom znakomicie poszło w meczu u siebie z RC Cannes, do tego wydaje mi się, że Minczanka Mińsk może być na podobnym poziomie, co zespół z Francji. Budowlani na pewno powalczą i mają dużą szansę na to, by awansować z drugiego miejsca w grupie.
Za to ŁKS i Chemik trafiły na naprawdę trudne grupy, nie będzie im łatwo choćby spróbować zagrać o drugie miejsce. Tym bardziej, że z doskonałej strony pokazał się zespół ze Schwerinu, który sensacyjnie pokonał u siebie Imoco Conegliano. Klub Asi Wołosz chyba przeżywa mały kryzys, bo przegrał też ostatnio mecze z Novarą i Scandicci we własnej lidze, aczkolwiek nie spisywałabym go na straty, myślę, że wróci jeszcze na właściwe tory.
Po takich meczach, jak ostatnie starcie Chemika Police z Fenerbahce, trudno nie obawiać się, że za chwilę Europa zupełnie odjedzie Polsce i kluby LSK nie będą miały punktu zaczepienia w rywalizacji w ramach Ligi Mistrzyń.
Koło się zamyka i wracamy po raz kolejny do tematów, które już omówiliśmy. Jeżeli polska liga będzie wyglądała tak, jak wygląda, to nie ma absolutnie żadnych szans na to, by powalczyć na arenie europejskiej. Pamiętamy przecież Chemika Police, który w 2015 roku organizował Final Four Ligi Mistrzyń, a przecież wcale go nie zawojował. I to mimo takich gwiazd w swoim składzie jak Maja Ognjenović czy Ania Werblińska i Gosia Glinka. Na papierze ich zespół wyglądał zdecydowanie lepiej do Busto Arsizio, ale to Włoszki wręcz zmiotły polski zespół z parkietu w półfinale.
I w tym nie było nic dziwnego, bo jeżeli nie ma u siebie na co dzień presji i konkurencji, to nie będziesz w stanie nagle wejść na najwyższy poziom od święta, w ramach rozgrywek w Europie i nawet najlepsza drużyna niewiele na to pomoże. Pospolite ruszenie kadry Piotra Makowskiego w 2014 roku też zakończyło się niepowodzeniem mimo wielu uznanych nazwisk, bo Polki zostały pokonane gładko przez Belgię. Dlatego poprawmy poziom ligi, bo nie będziemy mieli czego szukać w Europie.
Kto pani zdaniem może wygrać w tej edycji Ligi Mistrzyń?
Wydaje mi się, że wygrać może Eczacibasi Stambuł, choć wiadomo, że równie mocnym kandydatem do tytułu jest VakifBank, który od lat jest w czołówce Ligi Mistrzyń i nieraz ją wygrywał. Przy okazji wyjazdu do Stambułu przeprowadziliśmy długi wywiad z Zoranem Terziciem, prowadzącym Fenerbahce i poruszyliśmy także kwestię ogromnych, wręcz nieograniczonych budżetów klubów z Turcji. Jeśli masz takie pieniądze, że stać cię na absolutnie każdą siatkarkę na świecie, to trener ma ogromną rolę w tym, by dobrać taki skład, który będzie dobrze funkcjonował, a nie będzie błyszczał jedynie nazwiskami. A Eczacibasi ma skład, który może spokojnie walczyć o złoto Ligi Mistrzyń.
Zakończenie kariery sportowej wiąże się też z tym, że można planować chociażby święta bez oglądania się na terminarz ligi...
Nie do końca! Myślałam po zakończeniu kariery, że zacznę żyć trochę swobodniej i na przykład zacznę jeździć na nartach, na które nie mogłam sobie pozwolić przez zakazy i ograniczenia w kontraktach. I bardzo się cieszę, że zostałam przy siatkówce, ale komentuję ligę włoską, która przecież nie ma przerwy świątecznej i noworocznej. Wychodzi na to, że nawet po karierze jestem podporządkowana siatkówce i nawet teraz nie mogę sobie poukładać wszystkiego, jakbym chciała.
Ale rodzina na pewno korzysta z tego, że może pani poświęcić jej więcej czasu niż kilka lat temu.
Teraz mam zdecydowanie lepszy, a na pewno częstszy kontakt z rodziną. Kiedy występowałam za granicą, często nie miałam okazji, by przylecieć do Polski na święta Bożego Narodzenia lub Wielkanoc, bo musiałam wtedy stawiać się na treningach i rozgrywać mecze. Teraz mam dużo więcej czasu i widzę, jak mocno odbiło się to na moich relacjach z rodziną, oczywiście pozytywnie.
Skoro wchodzimy w grudniowy okres życzeń: czego życzy pani sobie i siatkówce w Polsce na kolejne lata?
Polskiej siatkówce wypada życzyć przede wszystkim sukcesów i mądrych decyzji ludzi, którzy za nią odpowiadają. A sobie? Zdrowia, bo jeżeli ono jest, to wszystko pozostałe też jest na swoim miejscu. Po latach widzę, że to ono jest najważniejsze.
W sezonie 2018/2019 spotkania siatkarskiej Ligi Mistrzyń i Ligi Mistrzyń transmitowane są na kanałach stacji NC+. Grono ekspertów stacji zasilają takie postacie polskiej siatkówki jak m.in. Daniel Pliński, Milena Sadurek, Natalia Bamber-Laskowska, Oskar Kaczmarczyk, Katarzyna Gajgał-Anioł i Paweł Zagumny.
Najbliższe mecze najlepszych drużyn PlusLigi i Ligi Siatkówki Kobiet rywalizujących w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie odbędą się w dniach od 15 do 17 stycznia (LM siatkarzy) i od 22 do 24 stycznia (LM siatkarek).
ZOBACZ WIDEO Kto sportowcem roku w Polsce? "Stoch zrobił tyle, że więcej się nie da. A może nie wygrać"