- Sytuacje, jakie miały miejsce na boisku, nie powinny się wydarzyć. Nie chodzi w żadnym wypadku o naszą grę. Owszem, można powiedzieć, że przegraliśmy niemal wygranego trzeciego seta, ale to może spotkać każdego. Podobne sytuacje zdarzają się w męskiej siatkówce. Trudno, stało się, ale w czwartym secie wyszliśmy, powalczyliśmy i wygraliśmy, doprowadzając do tie-breaka. Tam z kolei gramy punkt za punkt i w pewnym momencie zdarzają się sytuacje, z którymi nie możemy się zgodzić. Nie jest łatwo wówczas zachować spokój. Zespół wypruwa sobie żyły, wkłada całe serce w grę, a na słupku sędziowskim popełniane są ogromne błędy - powiedział Piotr Matela.
Bydgoskiego szkoleniowca konfrontacja z zespołem z Podkarpacia kosztowała mnóstwo zdrowia. W czwartym secie opiekun Pałacanek został ukarany żółtą kartką za zbyt ekspresyjne protesty pod adresem prowadzącej spotkanie Katarzyny Sokół. Arbiter główna chwilę wcześniej nie dostrzegła błędu Mai Tokarskiej, która popełniła błąd podwójnego odbicia. Podopieczne Lorenzo Micelliego doprowadziły wówczas do remisu 16:16. Całe zdarzenie zmotywowało Pałacanki do tego stopnia, że bez większych problemów zdołały doprowadzić do tie-breaka.
- Udało nam się zachować zimną krew. Sportowo udowodniłyśmy, że punkt nam się należy. Patrząc na wynik, można powiedzieć, że jest to nasz mały sukces. Nie byłyśmy w tym spotkaniu faworytem, ale wiedziałyśmy, że możemy powalczyć. Pokazałyśmy ambicję i myślę, że każda z nas może być dumna po tym spotkaniu. W żadnym stopniu możemy czuć się przegrane - przyznała Tamara Gałucha.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar to wyzwanie dla nadludzi. "Chylę przed nimi czoła"
- Jest radość z jednego punktu. Ja jestem dumny z dziewczyn i zespołu, bo każdy, kto był na meczu, doskonale widział, że włożyły w grę dużo serca. Mimo ciężkich sytuacji moje podopieczne walczą i nigdy się nie poddają. W tie-breaku przegrywaliśmy już trzema punktami, goniliśmy, graliśmy punkt za punkt i odrobiliśmy straty. W tej sytuacji trudno mieć do zawodniczek pretensje, tym bardziej że dokonały tego w starciu ze zdecydowanym faworytem. Niestety nie dano nam szansy, aby pokazać pełnię umiejętności. Myślę jednak, że nie ma już sensu wracać do tej pamiętnej sytuacji z tie-breaka - zakomunikował Piotr Matela.
Zdaniem wielu siatkarskich obserwatorów, pierwsze trzy spotkania rundy rewanżowej miały zweryfikować faktyczny potencjał ekipy Banku Pocztowego Pałac Bydgoszcz. Po pierwszej rundzie LSK drużyna znad Brdy uznana została za rewelację rozgrywek. Konfrontacje z ŁKS-em Commercecon Łódź i Developresem SkyRes Rzeszów, w których zespół z grodu Kazimierza Wielkiego wywalczył cztery punkty, tylko potwierdziły wcześniejsze opinie o sporym potencjale podopiecznych trenera Mateli.
- Nasze wyniki w pierwszych trzech meczach rundy rewanżowej pokazały, że miejsce, w którym się znajdujemy, to nie przypadek. Budujące jest to, że dziewczyny nie tracą głowy. Każdy mecz jest dla nich nowym wyzwaniem, które je nakręca i tak to powinno wyglądać. Bardzo się cieszę z tego, co udało się ugrać, ponieważ w pierwszej rundzie nie zdobyliśmy w pierwszych trzech meczach zbyt wiele punktów - powiedział 39-letni szkoleniowiec.
- Przed sezonem chyba nikt się nie spodziewał tego, że będziemy grały tak dobrze. To wszystko jest efektem ciężkiej pracy i miesięcy przygotowań. Fajnie, że po tej pierwszej rundzie nie popadłyśmy w samozadowolenie, tylko pokazujemy, że chcemy ugrać coś więcej - przyznała Tamara Gałucha.