Kryspin Baran, prezes Warty Zawiercie: Czasem otwiera się nóż w kieszeni. Ale nie będę stał na czele barykady

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Z drugiej strony jeśli sam się nie pochwalisz, to nikt cię nie pochwali.

Nie można zapominać, że wchodziliśmy do PlusLigi wręcz w atmosferze skandalu. Żyliśmy wtedy w napięciu, AZS Częstochowa składał protest za protestem, a liga zaakceptowała nasza aplikację w ostatnich dniach terminu po długich tygodniach rozważań. Tkwił w nas dąs na całą sytuację i zamieszanie związane z tamtym okresem, ale zarazem on dał nam ładunek energii, by wszystkim mówić o tym, że jesteśmy fajni i normalni, kiedy inni przekonywali, że nie jesteśmy. Byliśmy grzeczni, kulturalni i profesjonalni, ale nikt nie miał prawa założyć nam kagańca. Boi się pan momentu, kiedy trzeba będzie porzucić fantazję i stać się poważnym klubem?

To chyba już się częściowo dzieje. Jako klub i zespół nie zdarza nam się tak wariować jak wcześniej, ale nasz kolorowy i głośny klub kibica raczej się nie zmieni. I nie mam z tym absolutnie problemu. Nie chcę tworzyć zbyt rozbuchanych porównań, ale kibice klubu z Perugii, ich białe koszulki i wielkie emocje pokazują, że można tworzyć klub z wielkimi ambicjami i budżetem, a jednocześnie być wspieranym przez rzesze żywiołowych fanów z krwi i kości, a nie panów z smokingach i kapeluszach. I tego sobie życzę, by nawet w bardziej statecznych czasach naszego klubu zachować ten koloryt i radość, jaki gwarantują nasi fani. Oby im i nam nie zabrakło wspólnych, dobrych emocji.

Wyobraża pan sobie, jak będzie wyglądała kolejna wizyta klubu z Zawiercia w sosnowieckiej hali MOSiR?

Nie, ale dla mnie cała sytuacja była dość żenująca. Nie wiem, co bardziej mnie dziwi: to, że klub z Będzina zrejterował i oddał władzę nad biletami w ręce naburmuszonego, piłkarskiego w swoich emocjach klubu kibica, czy to, że liga nie zareagowała na te wydarzenia. Nie chodzi wcale o liczbę biletów dla naszych kibiców, ale sam fakt złośliwej blokady hali.

Do sprzedaży internetowej trafiło bodajże dziesięć biletów, zresztą zostały one wszystkie nabyte przez kibiców z Zawiercia, a reszta poszła za darmo po szkołach. Po raz pierwszy w historii rozgrywek zażądano od klubu kibica imiennej listy gości, podawania numerów dowodów osobistych, choć nie była to impreza podwyższonego ryzyka. Innymi słowy, potraktowano przyjezdnych jak bandytów.

Mediom lokalnym unieważniono na ten mecz akredytacje... Z kimkolwiek z ligi nie rozmawiałem o tamtej sytuacji, przyznawano nam rację, ale reakcji nie było. Co żenuje mnie nie mniej, niż porażka władz MKS-u w tej sprawie. Trudno mi sobie wyobrazić dalszą komunikację z będzińskim klubem w razie kolejnego spotkania. Nie spodziewam się agresji, natomiast trudno mi przewidzieć, czy nasi kibice będą chcieli wykazywać się na mecze z MKS-em innowacyjnością i kreatywnością po takich przejawach złośliwości.

Kibice z Będzina argumentowali, że chcieliście po raz kolejny grać po swojemu i zawłaszczyć trybuny dla siebie, nie patrząc na ich pojemność i interes MKS-u. Czyli po raz kolejny wyszliście samolubnie przed szereg.

Tak zostaliśmy odebrani. Natomiast przypomnę, że akcja "Zawierciański Koń Trojański" wynikła z tego, że starano się zablokować naszych kibiców tak, by nie było ich więcej niż fanów gospodarzy. Stąd pomysł naszych fanów, by kupić bilety w kasie jako osoby prywatne. Podczas kolejnego starcia klubów w Sosnowcu zablokowano obiekt dla wszystkich kibiców poza tymi, których kibice MKS-u uznają za właściwych. To jest precedens w historii PlusLigi i wszyscy w lidze przyznają, że to postępowanie niezgodne z duchem sportu. Nawet władze klubu z Będzina, którym najwidoczniej brakuje odwagi, by decydować w pełni o organizacji spotkań i postawić się kibicom.

Nie zgadzam się na przeinaczenia, że coś sobie wymyśliliśmy albo uzurpowaliśmy sobie do czegoś prawo. Chcieliśmy kupić bilety i zobaczyć widowisko, to wszystko. Argumentem przeciwko nam może być to, że sami nie jesteśmy w stanie sprzedać fanom z Będzina pięciuset biletów na kolejny mecz, bo ich zwyczajnie nie mamy. Jestem tego świadomy, ale jeżeli kolejka kibiców MKS-u ustawi się po dwieście biletów, które trafia do otwartej sprzedaży, gwarantuję, że je nabędą. Bez pokazywania dowodów ani innych formalności.

Decyzja o zatrudnieniu trenera Marka Lebedewa była najlepsza w historii klubu?

Przywiązuję dużą wagę do budowania sztabu, jak i zespołu. I jest to najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć w tamtym czasie.

Dlatego, że ten typ człowieka i szkoleniowca był panu bliższy? Czy chodziło raczej o odmianę po bardziej stanowczym stylu Emanuele Zaniniego?

Był bliższy, poza tym faktycznie zmiana była konieczna. Medialnie mogło to wyglądać tak, że trener Zanini został zwolniony, ale tak naprawdę już w lutym poinformowałem go, że nie zamierzamy przedłużać z nim umowy, a dopiero później rozpocząłem poszukiwania trenera i kilka tygodni później podpisałem umowę z Markiem Lebedewem na kolejny sezon. Nie była to decyzja pod wpływem emocji albo rozczarowania wynikiem, bo nasz rezultat w debiutanckim sezonie był świetny. Choć mam podstawy do przemyśleń, na ile końcówka sezonu została wygrana przez zespół, a ile było w niej determinacji Zaniniego, który sprawiał wrażenie, że nieco odpuszcza. W tamtym momencie potrzebowaliśmy takiej osoby jak Mark i trafiliśmy z wyborem.

Inwestuje pan od lat w Dominika Kwapisiewicza, choćby przez środki na jego zagraniczne wyjazdy po naukę. Przekonywał też go pan do pozostania w klubie, gdy rok temu zastąpił go Zanini i Kwapisiewicz zaczynał nie widzieć miejsca dla siebie w Zawierciu. A przecież taka inwestycja nie musi się zwrócić.

Sztab miał być naszym mocnym argumentem i nim jest. Jeżeli ktoś szuka problemów albo zagrożeń w naszej drużynie i zastanawia się nad jakością naszych trenerów, odpowiadam, że mam silny kręgosłup w postaci sztabu trenerskiego. Ktoś mnie szturchał przed sezonem pytaniami, czy zespół nie wejdzie na głowę za spokojnemu trenerowi Lebedewowi, ale nie ma takiej możliwości. Pozostali trenerzy są murem za pierwszym szkoleniowcem i pierwsi rzucą się na kogoś, kto będzie chciał wywołać konflikt. Poza tym Lebedew jest siatkarskim idolem Dominika, który jeździł do niego na staże i wręcz zakochał się w naszej decyzji o jego zatrudnieniu Marka.

Dominik cały czas się rozwija i dojrzewa trenersko oraz osobowościowo. Ale to nie dotyczy tylko jego, bo choćby Krzysiek Makaryk, nasz statystyk, trafił do nas po wielkim niepowodzeniu w klubie z Kielc, bez perspektyw pracy w regionie. Obecnie uważany za jednego z lepszych statystyków w lidze, zaś sam Mark, pasjonat liczb, jest po prostu zachwycony współpracą z Krzysztofem. Kubę Gniado, naszego trenera przygotowania fizycznego, ściągnęliśmy z drugiego końca świata, bo nikt w Polsce nie pamiętał, że taki człowiek istnieje. Rok temu zainteresował się nim Vital Heynen, który ściągnął go do reprezentacji. Ten mocny szkielet drużyny jest atutem, który nie wszyscy u nas dostrzegają.

Trener Jakub Bednaruk mówił ostatnio o waszym trenerze w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego: "Podważył podstawowe zasady siatkówki istniejące od 20 lat, inaczej je sformułował". Chciałby pan zostać zapamiętany jako człowiek, który skutecznie podważył podstawy zarządzania klubem i dał przykład innymi?

Zabrzmiało górnolotnie! Dziękuję trenerowi Bednarukowi za taką opinię, też zgadzam się z tym, że trener Lebedew ma nieco inne spojrzenie na siatkówkę niż wszyscy i to działa. Ja takich głębokich przemyśleń nie mam, ale może pomyślę o tym, by gdzieś je utrwalić i podzielić się nimi. Często podejmujemy decyzje na zasadzie ich słuszności i dopiero potem się okazuje, że wpisują się one w pewien koncept i nie ma w nich przypadku. Nie mam pod biurkiem instrukcji, jak dobrze działać w klubie, ale gdyby po jakimś czasie zebrać nasze doświadczenia i decyzje, to pewnie powstałaby ciekawa podpowiedź na temat zarządzania klubem trochę inaczej, niż zwykło się to robić.

Czy zgadasz się z opiniami Kryspina Barana na temat PLS?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×