PGE Skra Bełchatów w normalnych warunkach śmiało mogłaby mówić, że jedzie do Warszawy po zwycięstwo i nikt by się temu nie dziwił. W obliczu problemów kadrowych nie była jednak faworytem, choć wygrana nad Cuprum Lubin i powrót Milada Ebadipoura sprawiły, że sytuacja zespołu zaczęła wyglądać znacznie lepiej.
Tymczasem okazało się, że ONICO Warszawa jest do ugryzienia, nawet jeśli trener Roberto Piazza nie ma do dyspozycji Mariusza Wlazłego, Artura Szalpuka ani pola manewru na środku siatki.
Czytaj też: Tomasz D. tymczasowo aresztowany. "Przyznał się. Przedstawił swoją linię obrony, która będzie weryfikowana"
Po dwóch wygranych partiach, w trzeciej bełchatowianie nie wykorzystali piłki meczowej. Stołeczna drużyna doprowadziła do tie-breaka, a w nim po pasjonującej walce lepsi okazali się goście. - Cieszymy się ze zwycięstwa, wiedzieliśmy, że to będzie ciężki mecz i taki był. W ostatnich spotkaniach walczyliśmy o punkty i zwycięstwo, niestety przegrywaliśmy. Teraz mogliśmy zamknąć mecz w trzecim secie, ale dwa punkty też nas cieszą - zapewnił Grzegorz Łomacz w rozmowie z Polsatem Sport.
Co czeka polskich siatkarzy w 2019 roku? "Najważniejsze będą kwalifikacje do igrzysk"
O ile rozgrywający nie może narzekać na brak zmiany, tak na środku i ataku, trener Piazza nie ma pola manewru. - Wrócił dopiero pierwszy zawodnik z kontuzjowanych (Ebadipour - przyp. red.). Chodzi o to, żeby była rotacja, żeby dać odetchnąć innym - tłumaczył.
Dla PGE Skry zwycięstwo nad ONICO jest niezwykle cenne, bo walka o Top 6 trwa. Czy bełchatowianie obserwują to, co się dzieje za ich plecami? - Oczywiście, ale głównie skupiamy się na sobie. Jeżeli będziemy wygrywali, to będziemy mieć upragniony awans do tej szóstki - skwitował Łomacz.
Czytaj też: PlusLiga: ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wróciła na zwycięskie tory
Mistrzowie Polski w najbliższą niedzielę przed własną publicznością stoczą bój z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie.