- Od samego początku zauważyłem, że Polacy mają zupełnie inny sposób mówienia, który czasem wydaje mi się dziwny. Gdy ktoś wyraża swoje zdanie na jakiś temat, robi to w taki sposób, jak gdyby to, co powiedział, było święte - pisał w swojej autobiografii "Moje miejsce" były trener reprezentacji Polski siatkarzy, Raul Lozano, a ja mogę tylko przytaknąć na jego słowa. Niespełna pięć miesięcy temu cała siatkarska Polska, w obliczu budowanej śmiesznej atmosfery napięcia podczas gali "Siatkarskie Plusy" w warszawskim hotelu Hilton, dowiedziała się, który szkoleniowiec przejmie schedę po Lozano. Konkurs, otoczony komiczną mgłą wielu niedopowiedzeń oraz cynicznych komentarzy, wygrał były już trener pięciokrotnego mistrza Polski, PGE Skry Bełchatów, Daniel Castellani.
Już w trakcie trwania maratonu po zaszczytny tytuł trenera kadry mogliśmy usłyszeć wiele śmiałych wypowiedzi, zarówno od strony osób bezpośrednio związanych z siatkówką, jak i często mało obiektywnych kibiców. "Mogliśmy mieć każdego - mamy Castellaniego" - padały komentarze raniące nowego selekcjonera reprezentacji, który nawet nie wykonał żadnego ruchu, skazującego go na tak niezwykle nieprzyjemne opinie. Zapomniano, że by kogoś krytykować, należy mieć ku temu po prostu jakieś powody. Zapomniano, że jeżeli chcemy, by nasza reprezentacja odnosiła sukcesy, musimy z przychylnością przyglądać się pracy Daniela Castellaniego, bo jego sukces będzie bezpośrednim odzwierciedleniem powodzenia naszej reprezentacji. Musimy mu zaufać, a swoje gusta personalne zakryć póki co przykrywką zapomnienia i ewentualnie owe przekonania użyć w dyskusji po weryfikacji wyników Polaków podczas ważnej imprezy.
A takim mianem nie można nazwać komercyjnej "Światówki", która będzie pierwszym turniejem naszej reprezentacji pod batutą nowego trenera, Daniela Castellaniego. Po odejściu Raula Lozano do Niemiec pojawiło się wiele spekulacji, jak Ligę Światową potraktuje następca Argentyńczyka i czy podobnie jak on ugnie się pod presją spragnionych zwycięstw polskich kibiców i rzuci na szalę najlepszych zawodników. Były dowódca PGE Skry Bełchatów już od samego początku obiecywał zmiany pokoleniowe, choć oczywiście większość uważała to za pyszne trele - dopiero po tym jak w dziewiętnastoosobowym składzie na dwudziestą edycję World League pojawiły się nazwiska trzech juniorów, którzy po gładkich zwycięstwach w kwalifikacjach do Mistrzostw Świata we włoskim La Spezia nad Rumunią, Izraelem oraz Włochami o najwyższe laury będę bić się w sierpniu w Indiach, doszło do nich, że Castellani, nie tylko potrafi mówić, choć niekoniecznie po polsku, ale też swoje wcześniej założone plany wprowadzać w życie reprezentacji i skrupulatnie budować wokół niej pozytywną atmosferę.
I choć na ten moment trudno oceniać skutki ów posunięcia, należy przypomnieć, że według niektórych ekspertów jednym z powodów kompromitującego występu Polaków podczas Mistrzostw Europy w 2007 roku, kiedy to po porażce między innymi z zajmującą wtedy siedemdziesiąte piąte miejsce w rankingu FIVB Belgią, zajęliśmy jedenaste miejsce, nie będące odzwierciedleniem naszych rzekomych ambicji, była nadmierna eksploatacja zawodników podczas występów w tak popularnej w Polsce Lidze Światowej.
I w tym roku również występy naszych reprezentantów w Łodzi, Wrocławiu i Bydgoszczy będą oglądać tłumy widzów, choć Castellani powołał eksperymentalny skład, bez największych gwiazd polskiej siatkówki. Przywołując od razu spotkania Polski z Brazylią w ramach pierwszego weekendu "Światówki" należy pod lupę wziąć często szeroko opisywaną mentalność, tak zupełnie sprzeczną w przypadku obu tych drużyn. Dziwi mnie jednak to, że niektórzy uważają, iż mentalność zwycięzców można w jednej chwili stracić, jak i zdobyć...
Moim zdaniem pewne zautomatyzowane cechy zawodników dojrzewają latami, kształtują się poprzez zbierane doświadczenia. W przypadku siatkówki nie widzę innej metody na zmianę nastawienia, jak po prostu stopniowe budowanie swojej potęgi. Już sama otoczka towarzysząca spotkaniom Polaków z Brazylijczykami sprawia, że na myśl: "Canarinhos", w głowie zapala się lampeczka "To ci, wielcy, do których tak nam daleko". Jak pisał Monteskiusz, pycha jest zwierciadłem, które pomniejsza nasze wady, a powiększa nasze zalety. Chciałabym, by nasi reprezentanci w najbliższy weekend wyszli z takim nastawieniem.
Jeżeli ktoś na myśl o odległych latach reprezentacji, czyli przede wszystkim igrzyskach olimpijskich oraz domowych mistrzostwach świata, dostaje swoistego ataku niepohamowanego uczucia bojaźni o skład kadry, tym bardziej z nutką nadziei powinien oczekiwać tegorocznych występów polskiej reprezentacji w Lidze Światowej. Z psychologicznego punktu widzenia jeśli się czegoś boisz, powinieneś ryzykować, by później mieć satysfakcję z tego, że ci się udało pokonać lęk, a przede wszystkim swoją drogę dzielić na poszczególne okresy...
Tak jak osoba z lękiem wysokości pragnąca zjechać na nartach z wysokiego stoku, trasę dzieli na określone odcinki odnosząc satysfakcję z przejechania każdego z nich. W podobny sposób można odnieść się do punktu, w jakim znalazła się w tym momencie nasza drużyna. I choć jak każdy kibic drżę o wyniki i przyszłość narodowego teamu, szczegółowe analizy wolę zostawić na odpowiedni czas. Dajmy nowemu trenerowi czysty arkusz papieru - niech sam zadecyduje, jak wpisze się do historii polskiej siatkówki.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)