- Obie drużyny zagrały dobre zawody, natomiast rywal zagrał od trzeciego seta lepiej w polu zagrywki, nam za to zdarzyło się kilka gorszych zagrań w przyjęciu i to miało swój wpływ na nasz atak, a potem na ostateczny wynik. Ale to nie koniec wojny, za tydzień wracamy do Kędzierzyna i zapowiada się kolejna walka. Zamierzamy udowodnić, że stać nas na kolejną niespodziankę - tak komentował przebieg ostatniego meczu Aluronu Virtu Warty Zawiercie z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle (2:3) atakujący Mateusz Malinowski.
Aluron Virtu Warta domaga się ukarania sędziego. "Zmiana standardów oceny i nie utrzymanie celownika, wpłynęły na wynik"
Zawiercianie wygrywali 2:0 i byli bardzo blisko sprawienia jednej z największych sensacji w tym sezonie PlusLigi, jednak nie utrzymali mistrzowskiej jakości gry do końca. Siatkarze ZAKSY wytrzymali najbardziej nerwowe fragmenty spotkania, a do tego w stu procentach sprawdziła się taktyczna roszada Andrei Gardiniego. Włoski trener zdecydował się na ściągnięcie z boiska przeciętnego Łukasza Kaczmarka, w jego miejsce wprowadził Aleksandra Śliwkę, a na przyjęciu obok Sama Deroo pojawił się Rafał Szymura. Okazało się, że dokładnie tego trzeba było wicemistrzom kraju.
- Była to pewna nowość, można zakładać, że ta zmiana była podyktowana słabsza postawą Łukasza Kaczmarka w drugim secie. Zagranie pokerowe, ale jak się okazało, skuteczne. Myślę, że wpływ na taki wybór trenera mogły mieć problemy ZAKSY z drugim atakującym, ciągnące się przez cały sezon. Szukali alternatywy i wybór padł na zawodnika najbardziej uniwersalnego, który poradziłby sobie w takiej sytuacji na lewym skrzydle. Przez to gra ZAKSY była uproszczona, ale jak było widać, na nas to starczyło - stwierdził niepocieszony "Malina".
ZOBACZ WIDEO Debiut Leona w kadrze Polski coraz bliżej. "Mieć go w drużynie to jak oszukiwać. Jest po prostu za dobry!"
Klub z Zawiercia po raz drugi z rzędu rozegrał pięciosetowy bój z ZAKSĄ, tym razem przegrany. Siatkarze Marka Lebedewa starali się przekonywać po spotkaniu, że nie wydarzyła się wielka tragedia i piłka wciąż jest w grze, ale po ich twarzach widać było, że czują mniejszy lub większy zawód. - Nie ma co zwieszać głów, nasze starcia stoją na wysokim poziomie. Żałujemy tej porażki, bo wiemy, że mieliśmy szanse na wygranie tego spotkania. Może gdybyśmy zachowali więcej spokoju na początku trzeciego seta? Nie chciałbym tego meczu długo rozpamiętywać: pamiętajmy, że ZAKSA to najlepszy zespół rundy zasadniczej i jeżeli jakiś zespół mógł wrócić do swojej gry po dwóch przegranych setach, to właśnie siatkarze z Kędzierzyna. Za to im chwała. Zobaczymy, czy wytrzymają tę presję w trzecim spotkaniu - przekonywał zawodnik Aluronu Virtu Warty.
Sam Malinowski spisał się w środowym starciu bardzo dobrze, zdobywając 18 punktów przy 57 procentach skuteczności. Postawa byłego gracza Espadonu Szczecin i Jastrzębskiego Węgla jest jednym z większych zaskoczeń tego sezonu PlusLigi. Mało kto wierzył, że 26-latek jest w stanie nie tylko stać się podstawowym zawodnikiem klubu z Zawiercia, ale i zostać wyrazistym liderem Jurajskich Rycerzy w ofensywie.
- Różnie się wiodło w mojej karierze, ale karty się odwróciły i teraz mogę w pełni się realizować, pokazywać ten potencjał, który od zawsze miałem, ale gdzieś był schowany i zablokowany. Można powiedzieć, że wszedłem na wyższy poziom grania, bo walczenie o medale, rozegranie niemal całej rundy zasadniczej i fazy play-off to jednak coś więcej niż na przykład wchodzenie na zmiany. Spełniam się jako siatkarz, czuję, że to mój dobry okres i tym bardziej chciałbym go przypieczętować medalem - odparł Malinowski pytany o to, czy uważa ostatnie miesiące za najlepsze w swoim sportowym życiu.
Decydujące spotkanie tej pary półfinałowej zostanie rozegrane w Kędzierzynie-Koźlu, w środę 24 kwietnia o godzinie 17:30
I liga mężczyzn: sensacja w finale. Ślepsk Suwałki może zagrać w PlusLidze