- Uważam, że turniej w Nankinie trzeba zapisać na plus. Dziewczyny zebrały kolejne cenne doświadczenie, które powinno zaprocentować w dalszych turniejach obecnego sezonu reprezentacyjnego. Oczywiście w naszej grze jest ciągle sporo do poprawy. Trener Nawrocki dobrze wie, że musi nieustannie pracować z naszą drużyną m.in. nad poprawą przyjęcia zagrywki oraz rozkładem siły w ofensywie - rozpoczęła Joanna Kaczor, w rozmowie dla WP SportoweFakty.
Biało-Czerwone rozpoczęły zmagania w turnieju finałowym Ligi Narodów Kobiet 2019 od spotkania z Amerykankami. Po wygranej w świetnym stylu pierwszej partii przez Polki, trzy kolejne padły jednak łupem podopiecznych Karchz Kiraly'ego, które ostatecznie wygrały 3:1. W końcówce czwartego seta przy wyniku 24:24 doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Po zagrywce Michelle Bartsch-Hackley piłkę w ręce złapała Magdalena Stysiak. Amerykanka zaserwowała jednak w momencie, w którym wybrzmiał dźwięk oznaczający przerwę. Mimo protestów Jacka Nawrockiego punkt został przyznany siatkarkom zza oceanu, które chwilę później zakończyły całe spotkanie.
- Bardzo bym chciała, aby reprezentacja Polski utrzymywała taki poziom gry, jak w pierwszym secie meczu z Amerykankami. Świetne grała Malwina Smarzek, swoje punkty w ataku dokładały Magda Stysiak i Natalia Mędrzyk, a skuteczne bloki notowały nasze środkowe. To była siatkówka, do której musimy dążyć, jeżeli chcemy walczyć z najlepszymi ekipami na świecie. Co do zdarzenia z końcówki spotkania, to z pewnością nie była to przyjemna sytuacja dla Magdy. Myślę, że mocno to przeżyła, gdyż dalsze losy spotkania mogły się inaczej potoczyć. Trzeba już o tym zapomnieć. Jestem przekonana, że w jej karierze taka sytuacja już więcej się nie powtórzy - mówiła była atakująca reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO Wojciech Drzyzga i Tomasz Swędrowski w Alei Gwiazd. "Trafiliśmy na złoty okres polskiej siatkówki"
W meczu o wszystko polskie siatkarki zmierzyły się z Brazylią. Mimo prowadzenia 2:1 w setach podopieczne Jacka Nawrockiego nie potrafiły postawić kropki nad "i", przegrywając ostatecznie 2:3. Dobrą zmianę dała Martyna Grajber, której występy w fazie zasadniczej nie były w większości zbyt udane.
- Naprawdę niewiele brakowało, aby powtórzyła się sytuacja z Apeldoorn, kiedy to dziewczyny pokonały Brazylię po tie-breaku. W tym meczu można było ponownie zobaczyć ogromne zaangażowanie i walkę do ostatniej piłki w wykonaniu naszych dziewczyn. Uważam, że takie pojedynki zaprocentują w najbliższej przyszłości. Na pewno wejście Martyny było bardzo fajne. Według mnie lepiej czuje się ona z Joasią Wołosz na rozegraniu, ponieważ Martyna jest zawodniczką niższą, lubiącą szybsze wystawy do skrzydła. Weszła do gry w trudnym momencie spotkania z Brazylią i naprawdę pokazała się ze świetnej strony zarówno w elementach defensywnych, jak i ofensywnych - przeanalizowała Kaczor.
Na ogromne słowa uznania zasługuje Malwina Smarzek-Godek. Atakująca reprezentacji Polski zapisała na swoje konto w całych tegorocznych rozgrywkach łącznie 419 punktów, co jest rekordem pod względem liczby "oczek" zdobytych przez jedną zawodniczką.
- Należą jej się wielkie brawa za ten wyczyn. Na ten moment trudno sobie wyobrazić tę reprezentację bez Malwiny. Gdy kilkanaście lat temu "Złotka" zdobywały tytuły mistrzyń Europy (2003, 2005), wówczas w tamtej ekipie taką liderką była z pewnością Małgorzata Glinka. Taki filar w każdej drużynie jest bardzo potrzebny. Cieszmy się, że Malwina jest w znakomitej dyspozycji. W szesnastu meczach LNK, bodajże w czternastu była najlepiej punktującą w gronie Biało-Czerwonych. To naprawdę świetny wynik - podkreśliła 34-latka.
Turnieju w Nankinie do udanych nie zapisze Magdalena Stysiak. 18-letnia przyjmująca po raz kolejny miała ogromna kłopoty w przyjęciu zagrywki, a w dodatku raziła sporą nieskutecznością w ataku, szczególnie w meczu z Brazylią.
- Magda potrzebuje na ten moment spokoju oraz chłodnej głowy. Na każdym kroku słyszymy na jej temat, że ma nieprawdopodobny talent oraz papiery na wielką karierę. Dajmy jej czas na zebranie cennego doświadczenia, ciągły trening i cierpliwie czekajmy na postępy, jakich dokona w najbliższych kliku sezonach - wyjaśniła Kaczor.
Do wyjściowego składu reprezentacji Polski powróciła Joanna Wołosz. W grze rozgrywającej Biało-Czerwonych widać było jeszcze w pewnych momentach brak ogrania z pozostałymi koleżankami.
- Wiadomo, że Joasia jest wirtuozem rozegrania. W wygranym secie z Amerykankami, czy tych z Brazylią widzieliśmy, że starała się rozkładać atak między wszystkie zawodniczki. Na pewno musi dojść do siebie w kwestii fizycznej, gdyż po kilku tygodniach bez treningów wydolność organizmu spada. Osobiście jestem bardzo spokojna o jej przygotowanie do kolejnych turniejów w tym sezonie - przyznała była reprezentantka Polski.
W finale tegorocznej edycji Ligi Narodów Kobiet reprezentacja USA zmierzy się z Brazylią, natomiast w walce o brąz Chinki podejmą Turcję. Zdaniem Joanny Kaczor to mistrzynie świata z 2014 roku powtórzą sukces z poprzedniego roku i ponownie sięgną po złote medale.
- Moim zdaniem to Amerykanki okażą się najlepsze. Nie należy zapominać, że Brazylia to zespół turniejowy, który rozkręca się z meczu na mecz. Liczyłam na to, że Turczynki zaprezentują się znacznie lepiej w półfinale przeciwko Canarinhos. Przed nami bardzo ciekawy finał, bowiem zarówno Brazylijki mają coś do udowodnienia reprezentacji USA, natomiast Amerykanki chcą obronić sukces z zeszłego roku. Nie wykluczałabym tie-breaka w tym starciu - zakończyła Joanna Kaczor.
Czytaj także:
- Liga Narodów. Andrzej Wrona wraca do reprezentacji Polski. "Mam ciary"
- Poznaliśmy datę debiutu Wilfredo Leona w reprezentacji Polski
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)