Malwina Smarzek-Godek: Ludzie zaczynają się nami bardziej interesować jako drużyną

Newspix / JAKUB PIASECKI / CYFRASPORT  / Na zdjęciu: Malwina Smarzek-Godek
Newspix / JAKUB PIASECKI / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Malwina Smarzek-Godek

Totalne zaskoczenie! Polskie siatkarki zszokowały świat w Lidze Narodów. - Naszym celem było to, by spokojnie się utrzymać i nikt, nawet sam trener, nie zakładał awansu do Final Six - mówi Malwina Smarzek-Godek, gwiazda naszej kadry.

W tym artykule dowiesz się o:

Po dobrym występie w tegorocznej Lidze Narodów reprezentacja Polski kobiet przygotowuje się do kolejnej części sezonu w Spale. Wielkimi krokami zbliża się bowiem turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, który zostanie rozegrany w dniach 2-4 sierpnia we Wrocławiu. Podczas rozmowy przeprowadzonej w spalskim ośrodku liderka zespołu, Malwina Smarzek-Godek, mówi o życiu prywatnym, minionej LN i zbliżających się wyzwaniach dla polskiej drużyny.

Beata Kacperska, WP SportoweFakty: Pierwsze pytanie niezwiązane ze sportem, a z życiem prywatnym. Jak czuje się świeżo upieczona żona?

Malwina Smarzek-Godek, atakująca reprezentacji Polski: Na pewno inaczej niż taka typowa świeżo upieczona żona, bo ze względu na to, że szybko musiałam wrócić do swoich obowiązków, nie mam zbyt wiele czasu na cieszenie się tym. Byliśmy świadomi tego, że będzie mało czasu, więc też nie mam prawa narzekać, ale tak, bardzo dobrze się czuję w tej roli.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: To może być tenisowe zagranie roku! O tej wymianie mówi cały świat

Ta nietypowość, o której pani mówi, ujawnia się też przez to, że swój miesiąc miodowy, zamiast na urlopie, spędzi pani w pracy, czyli na treningach i na boisku.

Tak naprawdę to ja zamiast miesiąca miałam tydzień miodowy, więc i tak fajnie, że chociaż tyle udało się wygospodarować, bo czasami tego tygodnia nawet nie ma. Nie narzekam jednak, wiedziałam, na co się piszę i wiedziałam, w jakim okresie będziemy to organizować.

Można przyzwyczaić się do takiego trybu życia, do codziennego rollercoastera? Ledwie skończył się sezon klubowy, to zaraz zaczęła się kadra, a po niej znów będą obowiązki klubowe i wszystko będzie toczyć się na nowo.

Mnie to nie przeszkadza. Pierwszy raz od nie wiem jakiego czasu miałam w tym roku po sezonie klubowym trzy tygodnie przerwy. To jest trudne, granie w klubie i w kadrze w takim ciągu, bez żadnej przerwy. Na pewno dla zdrowia to nie jest jakieś dobre, ale cóż, czasem mamy jakieś wolne dni i staramy się z tego korzystać. Dopóki jest zdrowie, to wszystko jest okej, zdecydowanie gorzej jak pojawiają się jakieś problemy. Klub chciałby, żeby grać, kadra też by chciała, żeby grać, nie mówię, że z kontuzjami, ale z takimi malutkimi urazami, które czasem potrafią się gdzieś tam skumulować i czasami jest naprawdę ciężko.

Oczekiwania i presja rosną, a organizm sportowca za tym wszystkim nie nadąża.

Czasem tak jest, ale to jest chyba normalne. Myślę, że nie ma zawodowego sportowca, który powie, że jest wszystko super. U nas ciężko było na przykład po Lidze Narodów, gdzie tego grania było bardzo dużo, do tego mnóstwo podróży i zmian stref czasowych. To wszystko na pewno nie wpływa korzystnie na zdrowie.

Czytaj także: Martyna Grajber: Jesteśmy jak kropla, która drąży skałę

W Lidze Narodów pokazałyście dobrą grę, a jej efektem był awans do turniej finałowego. Dla wielu wasz awans do Final Six był niespodzianką. Czy dla was samych to też było zaskoczenie?

Naszym celem było to, by spokojnie utrzymać się w Lidze Narodów i nikt, nawet sam trener, nie zakładał awansu do Final Six. Nie planowaliśmy tego, ale to tak naprawdę samo wyklarowało się po drodze, z turnieju na turniej. Nasza dobra gra doprowadziła nas do tego turnieju finałowego i myślę, że to była supersprawa tam być i grać z zespołami z najwyższej półki. Chociaż przegrałyśmy dwa mecze z Brazylią i z USA, to myślę, że nasz występ można uznać za udany i naprawdę niedużo zabrakło nam do tego, żeby znaleźć się w półfinale.

Podczas Final Six w meczach zarówno z Brazylią, jak i z USA zabrakło naprawdę niewiele, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść i awansować do półfinału. Czułyście żal, niedosyt, że nie ma kolejnych spotkań?

Na pewno tak. Jak jechałyśmy na ten turniej, to w ogóle cieszyłyśmy się, że tam jedziemy, a jak już tam byłyśmy, to chciałyśmy już coś tam wygrać. Uważam, że to jest na razie właśnie ta różnica między nami a Brazylią i między nami a USA. My jako zespół pod względem siatkarskim, jeśli chodzi o atak, o blok, o zagrywkę, nie odstawałyśmy od rywali. Bardziej chodzi o to, że te drużyny są na tyle ograne na wysokim poziomie, że w tych ważnych momentach, gdzie wynik był na styk i ważyły się losy meczu, potrafiły tę presję wytrzymać i zagrać lepiej, zrobić mniej błędów prostych i dzięki temu to one były lepsze. My jednak na swoim koncie mamy jeszcze zbyt mało rozegranych spotkań o "coś", z rywalami z najwyższej półki, więc dalej uważam, że nam po prostu jest potrzebny czas.

Po Lidze Narodów kadrę czeka kolejny ważny punkt w tym sezonie, czyli kwalifikacje do IO. Jeśli chodzi o wasze rywalki, to najwięcej mówi się o Serbkach, ale by ten mecz coś znaczył, wcześniej trzeba pokonać Portoryko i Tajlandię.

Tak jak powiedziałaś, mecz z Serbkami jest ważny, bo to aktualne mistrzynie świata i siłą rzeczy to ten mecz będzie najbardziej prestiżowy, ale dwa poprzednie spotkania na tym turnieju będą dla nas równie ważne.

Czytaj także: Sztab szkoleniowy Grupy Azoty Chemika Police w komplecie

Jakie, pani zdaniem, są najmocniejsze strony rywali polskiej drużyny na turnieju kwalifikacyjnym do IO?

Od razu powiem, że Portoryko nie znam, więc nie wiem, czego mogę się spodziewać. Ostatnio z nimi nie grałyśmy, więc nie jestem w stanie nawet słowa powiedzieć na temat tego zespołu. Uważam, że taktyka nie będzie grała zbyt dużej roli w tym meczu. Myślę, że to nasza najlepsza gra wystarczy, by ten mecz wygrać. Z zespołem z Tajlandii podejrzewam, że będzie nam się grało ciężej niż podczas tych dwóch ostatnich meczów, które z nim zagrałyśmy na turnieju w Montreuax i w Lidze Narodów, bo uważam, że będzie dużo lepiej przygotowany niż był teraz. To jest ciężki zespół do grania, szczególnie, jeśli ma dobre przyjęcie, bo wtedy ma bardzo dużo swoich kombinacji i jest skuteczny. Nie lubię z nim grać.

Czuje pani, że teraz, zwłaszcza po Lidze Narodów, trwa "boom na Smarzek"?

Nie wiem, czy jest boom na mnie. Nie zagłębiam się w to i nie obserwuję tego, co dzieje się w mediach. Też nie odczuwam tego tak bardzo, bo ostatnio nie grałyśmy w Polsce. Myślę, że jest boom na kadrę. Ludzie zaczynają się nami bardziej interesować jako drużyną. Więcej ludzi ogląda nasze mecze w telewizji, bo też zaczęłyśmy lepiej grać, więc to jest normalna kolej rzeczy. Nie chciałabym mówić, że to jest boom konkretnie na mnie. Na pewno dostaję dużo piłek do ataku, dlatego dużo się o tym mówi. Myślę, że generalnie cała nasza kadra poszła do góry, tym należy się cieszyć i na tym należy się skupić.

Źródło artykułu: