- Nie za dobrze - odpowiedział Vital Heynen, gdy tuż przed drugim meczem z Holandią w Opolu zagadnąłem jak się miewa. Pogodny i kipiący energią selekcjoner naszej kadry tym razem chodził po hali z zafrasowaną miną, a jego walka z własnymi myślami była prawie że namacalna.
Są ludzie, którzy czerpią niekłamaną przyjemność ze sprawiania innym przykrości, większości z nas przychodzi to jednak z ogromnym trudem. Heynen bez wątpienia należy do tej drugiej kategorii, ale taką ma pracę, że czasem musi zniszczyć czyjeś marzenia.
W Opolu Belg nie czuł się najlepiej, bo rozmyślanie nad tym czyje marzenia zniszczyć spędzały mu sen z powiek, i to dosłownie. Spał źle, a kapitan drużyny Michał Kubiak zdradził, że trener Biało-Czerwonych nigdy w życiu nie miał takiego dylematu
- szesnastu świetnych siatkarzy i tylko czternaście miejsc na Memoriał Wagnera, a tak naprawdę na kwalifikacje olimpijskie w Gdańsku. Najważniejszy dla naszej kadry turniej w 2019 roku.
Czytaj także:
- Wilfredo Leon o pierwszych meczach w barwach reprezentacji Polski
- Próba generalna przed kwalifikacjami olimpijskimi. Harmonogram Memoriału Wagnera
ZOBACZ WIDEO: "Podsumowanie tygodnia". Piast Gliwice, Legia Warszawa i Lechia Gdańsk - kto zagra w Lidze Europy? (Cały odcinek)
- Za to ma płacone, to jest jego robota. Niestety takie są gorsze strony trenerki - mówił Fabian Drzyzga. Sam Heynen gdyby mógł pewnie odwlekałby tę decyzję w nieskończoność, ale drużyna chciała poznać skład jak najszybciej. Poszedł więc na spacer, bo wtedy myśli mu się najlepiej. Coś mi się zdaje, że ten marsz Vitala był wyjątkowo długi, a przecież dla niego pokonanie pieszo 10-15 kilometrów to nic niezwykłego.
Z ciężkimi nogami i sercem postanowił, że do Gdańska nie pojadą Jakub Kochanowski i Bartosz Bednorz. Nie mam wątpliwości, że w całej trenerskiej karierze nie podjął smutniejszych wyborów. Przecież doskonale wie o tym, że zostawia poza drużyną dwóch świetnych chłopaków i rewelacyjnych siatkarzy.
Przyznam, że "odstrzelenia" Bednorza jeszcze się spodziewałem, choć to przecież bohater niedawnego turnieju finałowego Ligi Narodów, w którym Polacy zajęli trzecie miejsce. Siatkarz włoskiej Modeny znalazłby pewnie miejsce w czternastoosobowej kadrze każdej europejskiej reprezentacji, poza tą biało-czerwoną.
Ma jednak pecha, bo w polskiej drużynie rola, jaką pełni na boisku, pokrywa się z tą odgrywaną przez prawdopodobnie najlepszego zawodnika na świecie Wilfredo Leona. I Heynen zapewne uznał, że Leon nie zawiedzie na bank, więc jego pozycji zabezpieczać nie trzeba. Na dodatek "Bendżi" to taki gracz, który najlepiej czuje się wtedy, gdy gra drużyny kręci się wokół niego. Jako rezerwowy po prostu by się męczył.
Belg wolał zamiast niego zabrać leworęcznego Aleksandra Śliwkę, który w razie konieczności oferuje możliwość gry na trzech przyjmujących, a bez atakującego (taki wariant Heynen sprawdzał w trzecim secie drugiego meczu z Holandią), pokornego zadaniowca Bartosza Kwolka, specjalistę od potężnych serwisów, i Artura Szalpuka.
Ten ostatni ma za sobą trudny czas, w kadrze odbudowywał formę po naznaczonym urazami sezonie ligowym. Selekcjoner najwyraźniej uznał, że odbudowa zakończyła się sukcesem. Biorąc "Szalupę" do czternastki na Kraków i Gdańsk pokazał, że zawodnikowi, który w ubiegłym roku na MŚ był graczem podstawowego składu, ufa jak mało komu.
Większym szokiem jest dla mnie rezygnacja z Kochanowskiego. 22-letni środkowy w ubiegłym roku szturmem wywalczył sobie miejsce w reprezentacji, na MŚ rozgrywał kapitalne mecze i z miejsca stał się jedną z największych gwiazd polskiej siatkówki. A teraz trener naszej kadry uznał, że w batalii o igrzyska w Tokio bardziej potrzebuje Mateusza Bieńka, Piotra Nowakowskiego i Karola Kłosa.
Dlaczego? Próbuję odpowiedzieć sobie na to pytanie i na razie nie znajduję odpowiedzi, którą przekonałbym sam siebie. Zarówno w Lidze Narodów, jak i w ostatnich sparingach, Kochanowski grał przecież dobrze, lepiej od Piotra Nowakowskiego.
To jasne, że w takim turnieju jak w Gdańsku, w którym stawka przyprawia o drżenie rąk i plącze nogi, doświadczenie jest na wagę złota, a tego Nowakowski, Bieniek i Kłos mają więcej od "Kochana". Z drugiej strony od wielu osób słyszałem, że młody gracz PGE Skry Bełchatów już teraz gra jak stary wyga i robi swoje niezależnie od tego z kim, kiedy i przy jakim wyniku. Być może chodzi o jakiś problem zdrowotny, ale po spotkaniach z Holandią belgijski szkoleniowiec mówił, że takich w drużynie nie ma.
Ja pewnie zostawiłbym w domu Nowakowskiego, ale ufam Heynenowi, nie mam nawet ułamka tej wiedzy o zespole i zawodnikach, którą ma on i dlatego nie zamierzam kontestować jego wyborów. Wiem, że wybranie tylko czternastu graczy z tak dużej grupy świetnych siatkarzy było dla niego katorgą, ale jedynym celem tych męczarni było dobro drużyny.
- Trzeba pamiętać, że ci którzy nie zagrają w Gdańsku, nadal będą mieli szansę na występ w Tokio - podkreśla kapitan Kubiak. Kochanowski i Bednorz nie zagrają przeciwko Tunezji, Francji i Słowenii, ale bez żadnych wątpliwości rozegrają w biało-czerwonych barwach jeszcze dziesiątki fantastycznych spotkań. I to nawet jeszcze w tym roku, na mistrzostwach Europy czy na Pucharze Świata w Japonii.
Teraz głośno o dwóch graczach, którzy przegrali rywalizację na ostatniej prostej, a przecież wcześniej z wyścigu o Gdańsk odpadło wielu zawodników bardzo wysokiej klasy. Świetny rozgrywający Marcin Komenda, niezwykle utalentowany środkowy Norbert Huber, Łukasz Kaczmarek - atakujący ze złotym medalem mistrzostw Polski, mistrz świata juniorów z ubiegłego roku Tomasz Fornal czy Jakub Popiwczak, w niedalekiej przyszłości jeden z najlepszych libero na świecie. Jeśli w kadrze brakuje miejsca dla takich graczy, to nasza siatkówka ma się więcej niż dobrze.
Żeby tylko trener Heynen kiedyś mógł się w końcu wyspać.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
"Nie rozumiem..." - jakoś mnie to nie dziwi.
"...ale akceptuję" - dzięki pismaku!!! Bez tej akceptacji pewnie Vital musiałby jeszcze raz przemyśle Czytaj całość