Wilfredo Leon: Mam nadzieję, że w Gdańsku kibice też będą skandować moje nazwisko

PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Wilfredo Leon
PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Wilfredo Leon

- Takie momenty dają więcej emocji i adrenaliny. Napędzają mnie do lepszej gry. Mam nadzieję, że w trakcie turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk fani też będą skandować "Leon!" - mówi nam po swoich pierwszych meczach w kadrze Polski Wilfredo Leon.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Potrzebuje pan jeszcze trochę czasu, żeby grać w kadrze Polski tak, jak pan potrafi? [/b]

Wilfredo Leon, siatkarz reprezentacji Polski: Dla mnie to nowa sytuacja, poza tym miałem długą przerwę od gry, bo występy w lidze włoskiej skończyłem w maju, a potem tylko trenowałem. Otworzyłem nowy etap mojego sportowego życia i to był dla mnie czas naprawdę dużych emocji. Przyznaję, że czułem trochę presji. Występy przed reprezentacyjną publicznością to coś trochę innego niż gra w klubie. To, co działo się w Opolu, bardzo mi się jednak podobało. Mam nadzieję, że w Krakowie i Gdańsku będzie jeszcze lepiej - większa stawka, więcej widzów na trybunach no i że ja będę grał na wyższym poziomie.

Pytam, bo chyba sam pan nie pamięta, kiedy został zablokowany w trzech akcjach z rzędu, tak jak w niedzielnym meczu przeciwko Holandii.

No tak. To były jednak ataki ze strefy numer dwa, z której nie atakuję zbyt często. Zwykle jestem daleko od rozgrywającego, a w akcjach o których pan wspomina byłem dość blisko.

W drugim meczu w biało-czerwonych barwach grało się panu łatwiej, niż w debiucie?

Troszeczkę.

Może pan powiedzieć, że z punktu widzenia emocji to były dla pana jedne z najtrudniejszych meczów w karierze?

Nie. Były trudniejsze.

ZOBACZ WIDEO Potencjał siatkarskiej kadry jest ogromny? "Mamy na każdej pozycji wielu doskonałych zawodników"

Po raz pierwszy miał pan okazję usłyszeć, jak polscy kibice skandują pana nazwisko.

Bardzo mi się to podobało. Takie momenty dają więcej emocji i adrenaliny, której potrzebuję. Napędzają mnie do lepszej gry. Mam nadzieję, że w Gdańsku w czasie turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich fani też będą skandować "Leon! Leon!".

Czytaj także:
- Wilfredo Leon. Orzeł wylądował
- Hejterzy Wilfredo Leona, nie wyłączajcie telewizora

Obserwując pana zachowanie w towarzystwie kolegów z kadry Polski można stwierdzić, że czuje się pan w drużynie bardzo swobodnie. Czy z którymś z zawodników zdążył się pan bliżej zaprzyjaźnić?

Na razie jeszcze nie, bo jestem w drużynie dość krótko. W Spale mieszkałem w pokoju z Marcinem Januszem, potem w Zakopanem z Bartoszem Kwolkiem, spędziłem trochę czasu z nim i z Bartoszem Bednorzem. Teraz dzielę pokój z Fabianem Drzyzgą. Koleguję się ze wszystkimi, czuję się dobrze w towarzystwie pozostałych kadrowiczów. Jednego zawodnika, takiego mojego najlepszego reprezentacyjnego kolegi, na ten moment nie jestem w stanie wskazać.

Ale potwierdza pan, że czuje się w zespole komfortowo?

Jasne, że tak. Pozostali gracze przywitali mnie z otwartymi rękoma, ja również byłem otwarty na każdego z nich. W zeszłym roku pewnym problemem była moja znajomość języka polskiego, teraz jest już z tym lepiej. Staram się uczyć od nich i mówić cały czas po polsku. A gdy czegoś nie rozumiem, proszę o wyjaśnienie lub podpowiedź. Czuję się jak pełnoprawny członek drużyny.

Grywa już pan z innymi siatkarzami w karty lub gry planszowe?

Pewnie. Nie powiem jednak w co, bo to nie jest taka zwyczajna gra. Zdradzę tylko, że to gra karciana.

A jak rozumie się pan z Vitalem Heynenem? Wielu uważa go za szalonego, przynajmniej na punkcie siatkówki.

Rozmawiamy zarówno o siatkówce, jak i o sprawach prywatnych, rodzinnych. Dobrze się dogadujemy i cieszę się, że w przyszłym sezonie Vital będzie moim trenerem klubowym w Perugii. Mam nadzieję, że dzięki niemu poprawię się w kilku elementach, w których powinienem być lepszy i będę w stanie dać więcej polskiej kadrze.

Kto jest bardziej szalony: Vital Heynen czy prezes Perugii Gino Sirci?

Niedługo się przekonamy, w końcu zobaczymy ich w jednym klubie (śmiech).

Zapoznał się pan już z tak zwanymi "silly games"? Nietypowymi rozgrzewkami Heynena, w których często wykorzystuje różne dziwne przedmioty, jak na przykład wózki z supermarketu?

Tak i uważam, że to fajna forma treningu. Wprowadza element rywalizacji, ale też pozwala się nam pośmiać, rozluźnić. Nie ma nudy, nie robimy cały czas tego samego. Dla mnie to interesujące.

W Gdańsku w kwalifikacjach olimpijskich zagra pan przeciwko Earvinowi N'Gapethowi. Ma pan coś do udowodnienia Francuzowi, który mówił, że nie powinien pan grać dla Polski? Poza tym zastąpił pana w Zenicie Kazań i w jego barwach wygrał dwumecz z pana Perugią w Lidze Mistrzów.

Earvin ma swoje zdanie i może mówić co chce. Nie chcę już rozmawiać o tej sprawie. Najważniejsze jest to, co pokażę na boisku.

W niedzielę jeden z pana serwisów osiągnął prędkość 129 kilometrów na godzinę. Jaki jest pana rekord?

134 w meczu ligi włoskiej. Szybkość mojego serwisu regularnie osiąga 125-130 kilometrów.

Źródło artykułu: