Kwalifikacje do igrzysk. Polska - Serbia. Zoran Terzić: Polska postawiła nam większy opór, niż sądziło sporo ludzi

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Trener reprezentacji Serbii Zoran Terzić i rozgrywająca Maja Ognjenović
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Trener reprezentacji Serbii Zoran Terzić i rozgrywająca Maja Ognjenović

Trener kadry Serbii w rozmowie z naszym portalem docenił klasę polskich siatkarek, które przegrały z jego zespołem 1:3 w kwalifikacjach olimpijskich we Wrocławiu. Zoran Terzić nie miał za to litości dla FIVB i jej pomysłów.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Przyjechaliście do Wrocławia w celu uzyskania kwalifikacji olimpijskiej i właśnie zrealizowaliście ten plan. Jak smakuje sukces, zwłaszcza po tak wymagającym meczu?[/b]

Zoran Terzić, selekcjoner reprezentacji Serbii kobiet: To oczywiście jest bardzo miłe uczucie, jako że nasz kraj będzie występował na igrzyskach olimpijskich po raz czwarty z rzędu. Zaś ja po raz czwarty będę miał zaszczyt poprowadzić tę kadrę w turnieju olimpijskim.

Jeszcze piętnaście, dwadzieścia lat temu byłby to dla nas sen, a dziś on się spełnia. Wiadomo, w Serbii głównym tematem rozmów jest złoty medal olimpijski i poprawienie wyniku z Rio de Janeiro. To nic nowego, po mistrzu Europy i świata oczekujesz właśnie takich rzeczy. Wykonaliśmy pierwszy krok w przyzwoitym stylu, a teraz nadszedł czas na przygotowanie się do kolejnych wyzwań w sezonie.

Tokio 2020 turniej kwalifikacyjny. Siatkówka nie z tej ziemi. Igrzyska jeszcze nie dla reprezentacji Polski

Zwycięstwo nad Polską nie przyszło wam łatwo, zwłaszcza jeśli pamięta się o przebiegu pierwszego seta albo konieczności odrabiania strat w czwartej partii. Był jakikolwiek moment, w którym bał się pan o powodzenie swojej drużyny?

Jak najbardziej tak było, ale trudno tutaj mówić o strachu albo o zwątpieniu. Serbia jest mistrzem świata, co wynika nie tylko z czystych umiejętności, ale także z nastawienia, które czyni mistrzem. Na to się składa także nasze doświadczenie, ogranie w meczach o stawkę, suma wszystkich meczów wygranych i przegranych na przestrzeni wielu, wielu lat. Po prostu dobrze wiemy, jak rozgrywa się trudne mecze i umiemy to na tę chwilę robić lepiej niż Polska.

ZOBACZ WIDEO Memoriał Wagnera. Paweł Zatorski: Z podniesioną głową możemy jechać do Gdańska

Rywal grał naprawdę dobrze, natomiast w sytuacji, kiedy potrzebował zaledwie punktu lub dwóch do skończenia seta i doprowadzenia do tie-breaka, zbyt wcześnie skończył grać. I ja to rozumiem, bo podobnie zachowanie zdarzyło się nam nie raz, nie dwa. Takie rzeczy po prostu przytrafiają się zespołom, na szczęście jesteśmy drużyną o większym ograniu niż Polska i to się uwydatniło we właściwym momencie.

Powiedział pan w wypowiedziach przed meczem wiele ciepłych słów na temat polskiej drużyny i postępu, jaki zrobiła od czasu eliminacji do mistrzostw świata z 2017 roku. To była kurtuazja czy faktycznie trochę baliście się końcowego rezultatu ostatniego spotkania we Wrocławiu? 

To nie tyle był strach, co świadomość oczywistych przewag Polski w tym turnieju. Przede wszystkim graliście u siebie, mieliście wsparcie hali pełnej własnych kibiców. To zawsze odgrywa swoją rolę i stawia zespół przeciwnika w trudniejszym położeniu. Ponadto należało być gotowym na to, że Polska zrobi absolutnie wszystko, by wygrać. Naszym celem nie było zagranie najlepszego meczu w tym roku, ale w tym turnieju. I myślę, że taki zagraliśmy, choć nie obyło się bez małych trudności.

W pierwszym secie polska drużyna grała w takim transie, że trudno było domyślić się, kto jest mistrzem świata, a kto niedawno nie awansował do tego turnieju. 

I to też nie jest żadnym zaskoczeniem dla nas, to normalna sprawa. Kiedy gra się bez wielkiej presji, jesteś w stanie zrobić przy odpowiednim nastawieniu naprawdę dużo. Przeciwnik to jest mistrz świata, dlatego jeśli przegrasz, tak naprawdę nic się nie dzieje. Ale kiedy przychodzi moment, kiedy uświadamiasz sobie, że możesz wygrać z mistrzem świata, dochodzi do kryzysu.

Naprawdę doceniam grę Polski w dwóch pierwszych setach. Musiałbym jeszcze raz zobaczyć mecz, żeby ocenić należycie oba zespoły, ale Polska zagrała na wysokim poziomie. Nie najwyższym, ale wasze granie mogło się podobać. Nie chcę przez to powiedzieć, że my zagraliśmy złe spotkanie, a mimo to wygraliśmy. Ale wszyscy widzieli doskonale, że to nie był szczyt naszych możliwości.

W takim razie jak dużo pokazaliście podczas trzech dni we Wrocławiu?

Powiedziałbym, że to było nasze sześćdziesiąt procent. Naprawdę musimy grać w przyszłości lepiej i wierzę, że będziemy. Przede wszystkim nastawiamy się na mistrzostwa Europy, bo obrońca tytułu musi prezentować sobą godny poziom.

Wygranie turnieju kwalifikacyjnego w Polsce traktowaliście od początku jak formalność, która nie powinna odwlec się w czasie?

Jak mówił Zoran Gajić, obecny tutaj szef naszej federacji, wygranie takiego turnieju nie wydaje się komuś z boku szczególnie ważne, a daje naprawdę duży komfort psychiczny i zawsze przełamuje jakąś barierę. W takim sposób pokazujesz, dlaczego jakiś czas temu zostałeś mistrzem świata. Kwalifikacja olimpijska była naszym celem i skłamałbym, gdyby powiedział, że jej nie zakładaliśmy przed podróżą do Polski. Ale z drugiej strony Polska postawiła nam duży opór, większy niż sądziła większość ludzi.

Jakie kłopoty i zmartwienia towarzyszą trenerowi mistrzyń świata i Europy, który może przebierać w gwiazdach światowego formatu i młodych talentach?

Zastanawiam się nad tym i chyba nie mam większych czy mniejszych kłopotów od każdego innego trenera na świecie. Mam dobrą drużynę, to sporo ułatwia, ale tylko nieliczne osoby wiedzą, jaki wysiłek stał za doprowadzeniem Serbii do tego poziomu przez ostatnie kilkanaście lat. W każdym razie podstawy są proste: moim pierwszym zadaniem jest przekazanie zespołowi całej wiedzy, jaką posiadam i utrzymanie naszego systemu pracy, a drugim zadbanie o dobrą atmosferę podczas przygotowań i samego turnieju. O to dba się przede wszystkim, cała reszta to pochodna tych dwóch zagadnień. Pod tym względem nie mam trudniejszej pracy niż inni.

Gdyby powinęła wam się noga we Wrocławiu, w styczniowych kwalifikacjach europejskich gralibyście o jedno miejsce w turnieju olimpijskim z Turcją i Holandią, o mały włos także z Rosją. To chyba nie do końca uczciwie wobec krajów zrzeszonych w CEV.

Trochę się boję poruszać ten temat, bo mógłbym powiedzieć trochę za dużo, a ostatnio zbyt dużo często mówiłem o tym, co robi FIVB i nie miałem z tego powodu żadnych korzyści, wręcz przeciwnie. Ale skoro pan pyta: format kwalifikacji olimpijskich może być naprawdę prosty i logiczny. Ile drużyn z Europy może zagrać maksymalnie w igrzyskach, pięć? A zatem ustalamy, że pierwsza piątka mistrzostw Europy uzyskuje prawo gry w Tokio i kończymy dyskusję.

Tokio 2020. Kwalifikacje do igrzysk: znamy pierwszych siedmiu uczestników turnieju olimpijskiego siatkarek

Oczywiście tego typu rozwiązań nie bierze się pod uwagę. Czysto teoretycznie w igrzyskach przy obecnych zasadach może zagrać jeden zespół z Europy na dwunastu uczestników. Jeżeli to nie jest głupota, to naprawdę nie wiem, co mogłoby nią być. I naprawdę nie wiem, jak mam skomentować takie zasady, by komuś się nie narazić.

Źródło artykułu: