Mistrzostwa Europy siatkarek. Joanna Kaczor wspomina turniej z 2009 roku. "Pokazałyśmy, że niemożliwe nie istnieje"

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Joanna Kaczor (z lewej)
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Joanna Kaczor (z lewej)

Wyjazd trenera Matlaka, kosmiczny mecz z Rosją, kibicowanie Holenderkom, ogromne nerwy z Bułgarią i euforia po starciu z Niemkami - tak rodził się ostatni sukces polskich siatkarek na ważnym turnieju. - To było coś pięknego - wspomina Joanna Kaczor.

Przed rozpoczęciem rozgrywanych w Polsce mistrzostw Europy w 2009 roku nasza reprezentacja nie była wymieniana w roli faworytów do wywalczenia medalu. Dodatkowo z powodu kontuzji ścięgien Achillesa w turnieju nie mogła zagrać czołowa atakująca i liderka naszej kadry, Katarzyna Skowrońska-Dolata i wszystko wskazywało na to, że Polki tym bardziej nie będą w stanie nawiązać walki z najlepszymi drużynami. Nic bardziej mylnego. Biało-Czerwone w fenomenalnym stylu zdobyły brązowy medal europejskiego czempionatu, a wiodącą postacią w szeregach Biało-Czerwonych była Joanna Kaczor. Mająca wtedy 25 lat atakująca, będąca po słabym sezonie ligowym w barwach zespołu Muszynianka Muszyna, rozegrała jeden z najlepszych turniejów w swojej sportowej karierze. W większości spotkań tamtych mistrzostw to właśnie ona była wiodąca postacią, prowadząc drużynę choćby do kluczowego zwycięstwa nad aktualnymi wtedy mistrzyniami świata, Rosjankami.

- Biorąc pod uwagę aspekty sportowe oraz wywalczony medal z seniorską reprezentacją to był to dla mnie najlepszy turniej w mojej karierze. Jeśli chodzi o rangę, to z pewnością zarówno igrzyska olimpijskie, jak i mistrzostwa świata są takimi imprezami, na które czeka się i przygotowuje latami. Jednak krążek wywalczony na mistrzostwach Europy rozgrywanych w Polsce, przy niesamowitym dopingu naszych wspaniałych kibiców był czymś niesamowitym. To oni z całych sił kibicowali także Holenderkom, które musiały pokonać Rosjanki (3:2 dla Holandii - przyp. red.). Bez ich zwycięstwa nie grałybyśmy o medale. Mam ogromną nadzieję, że fani siatkówki w naszym kraju ponownie będą zapełniać łódzką Atlas Arenę, tak jak to było dziesięć lat temu. Będzie to dla nas ogromny atut  - rozpoczęła Joanna Kaczor, w rozmowie z WP SportoweFakty.

Po pierwszej fazie turnieju miał miejsce ogromny cios dla polskiej reprezentacji. Z powodu choroby żony turniej opuścił ówczesny selekcjoner Biało-Czerwonych, Jerzy Matlak. Jego miejsce zajął wtedy jego asystent, Piotr Makowski. Nasza rozmówczyni zaznacza, że dla wszystkich zawodniczek był to dodatkowy zastrzyk motywacji oraz pokazania się z jeszcze lepszej strony.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski jeszcze lepszy niż w poprzednim sezonie? "Gnabry i Coman mogą mu w tym pomóc"

- Była to bardzo trudna sytuacja. Niestety takie zdarzenia losowe się przytrafiają i stało się to w takim, a nie innym momencie. Dodatkowo, także z przyczyn osobistych musiał opuścić nas ówczesny trener przygotowania fizycznego, Stefano Tagliazucchi. Te wszystkie historie wywołały w naszych szeregach dodatkową mobilizację oraz pokłady energii. Chciałyśmy pokazać na boisku maksimum naszych możliwości i przede wszystkim walkę o każdą piłkę, mimo, że w większości spotkań stałyśmy na straconej pozycji. Nikt nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie typował naszego zwycięstwa z Rosjankami, które było podstawą do walki o awans do czołowej czwórki (3:1). My jednak dałyśmy radę i pokazałyśmy wszystkim, że niemożliwe nie istnieje - mówiła była atakująca reprezentacji Polski.

Wygrany przez Biało-Czerwone mecz z Rosją 3:1 w drugiej fazie grupowej wcale nie zagwarantował im jeszcze udziału w półfinale. Konieczne były do spełnienia dwa warunki - wygrana pewnej awansu Holandii nad Sborną oraz zwycięstwo Polek nad Bułgarią. Kaczor nie ma jednak wątpliwości, że sukces z aktualnymi wtedy mistrzyniami świata, Rosjankami dał im wiarę w to, że mogą wygrać z każdym przeciwnikiem.

- Tamten mecz był kluczowy. Równie ważne były jednak wygrane w pierwszej fazie grupowej z Hiszpanią (3:2) oraz Chorwacją (3:0), bowiem w tamtym momencie Holenderki były o klasę lepsze od nas. Dwie porażki w początkowym etapie turnieju skreśliłyby nas z walki o medale. Wspomniane zwycięstwo z Rosją w kolejnym etapie nie zapewniło nam awansu do czołowej czwórki. Konieczny był także triumf Holandii nad tym zespołem. Istotne było także spotkanie z Bułgarią (3:1), którego także nie mogłyśmy przegrać. Pamiętam, że każda z nas odetchnęła z ulgą po ostatniej piłce tego meczu. No i później te niezapomniane chwile radości po wygranym meczu o brąz z Niemkami. To było coś pięknego. Ten brąz smakował, jak złoto. Pamiętam, że medal dedykowaliśmy trenerowi Matlakowi, ale także Piotrkowi Makowskiemu, który bardzo dobrze wykonał swoją pracę, jeśli chodzi o obowiązki pierwszego szkoleniowca. Również dla niego nie był dla niego łatwy turniej - wspominała Kaczor.

Medal z 2009 roku jest do tej pory ostatnim, wywalczonym przez żeńską reprezentację Polski na mistrzowskiej imprezie. Tegoroczny sezon daje nadzieję, że historia może się powtórzyć i po dekadzie doczekamy się długo wyczekiwanego sukcesu kobiecej siatkówki na arenie międzynarodowej. Była reprezentantka wymieniła także główne pretendentki do rywalizacji o najwyższe miejsca podczas tegoroczny mistrzostw Europy.

- Na pewno groźne będą Turczynki, które także są współgospodarzem tych mistrzostw. Oczywiście nie należy zapominać o Serbkach i Włoszkach, które według mnie są głównymi faworytkami do walki o złoty medal. Są Rosjanki, z którymi możemy spotkać się w fazie pucharowej. Jak pokazuje choćby nasz przykład sprzed 10 lat, ta drużyna jest jednak absolutnie do pokonania na ważnej imprezie, także wszystko przed naszymi dziewczynami. Głęboko wierzę w to, że zarówno one, jak i kibice zgromadzeni w Łodzi spiszą się na medal - zakończyła Joanna Kaczor.

Czytaj także: 
ME 2019 kobiet. Paulina Maj-Erwardt: Mam nadzieję, że dziewczyny będą miały okazję przeżyć to, co ja 10 lat temu
Puchar Świata bez Bednorza, Konarskiego i Nowakowskiego. Heynen: Każdy zawodnik dostał wolną rękę

Komentarze (0)