Wydawać by się mogło, że bycie Giovannim Guidettim to najwspanialsza rzecz, jaka może się przytrafić komukolwiek w żeńskiej siatkówce. Kolejne zwycięstwa, mistrzostwa, medale, puchary, doskonałe zawodniczki, a przede wszystkim olbrzymie finansowe wsparcie ze strony klubu i reprezentacji - każdy trener chciałby doświadczyć choć cząstki tego, co dla Włocha prowadzącego VakifBank Stambuł i reprezentację Turcji kobiet jest codziennością. Pytanie tylko, czy każdy poradziłby sobie z olbrzymią presją, z jaką musi mierzyć się Guidetti każdego dnia. Turecka siatkówka kobieca od lat wiąże się z wielkim kapitałem, który bez problemu wykłada setki tysięcy dolarów na kontrakty dla najlepszych siatkarek świata i szkolenie setek potencjalnych następczyń Gozde Kirdar i Neriman Ozsoy.
Ale z tym wiąże się także olbrzymie ciśnienie na wynik i potwierdzenie dominacji nad całym światem. Turecki kibic nie rozumie, że można mieć słabszy dzień, że nawet wielkiemu VakifBankowi może przytrafić się brak awansu do finału Ligi Mistrzyń, a kadra Turcji wcale nie jest murowanym faworytem rywalizacji z USA lub Serbią. Logika fana znad Bosforu jest prosta: miliony wpompowane w siatkówką mają dać złote medale jak najszybciej, a jeśli nie dają, to należy zwolnić trenerów-amatorów oraz ich nieudaczne siatkarki, a na nich miejsce zatrudnić prawdziwe gwiazdy. Strach pomyśleć, co spotkałoby Guidettiego i jego zespół, gdyby tie-break 1/8 finału z Chorwacją okazał się mniej pomyślny dla Turczynek.
Czytaj też:
-> Mistrzostwa Europy siatkarek. Polska - Niemcy. Martyna Grajber zachwyciła internautów swoją reakcją
-> Mistrzostwa Europy siatkarek. Dorota Świeniewicz: Tureccy kibice bili się między sobą
Guidetti miał o tyle szczęścia w swoim życiu, że trafił na klub, w którym nie zwykło zwalniać się trenerów po jednym nieudanym sezonie, czego efektem jest aż 11 lat szczęśliwego związku z VakifBankiem. Trwająca dwa lata przygoda z "Sułtankami Siatki" też układa się całkiem pomyślnie, czego jawnym dowodem jest drugie i czwarte miejsce w ostatnich edycjach Ligi Narodów, a także brąz ostatniej edycji mistrzostw Europy.
ZOBACZ WIDEO Paweł Zatorski narzeka na kalendarz rozgrywek. "Co roku działacze nam to fundują. Balansujemy na krawędzi ryzyka"
Ale początki były bolesne i nieprzyjemnie: najpierw Guidetti oficjalnie przepraszał za błędy, które doprowadziły do fatalnego występu w ostatniej w historii edycji World Grand Prix, a podczas ostatnich ME Włoch zmagał się z oporną materią kadry, którą trzeba było odmłodzić, ale nie do końca było kim. Tamten medal był męczącym odbębnieniem narodowego obowiązku (co widać było zwłaszcza w spotkaniu z Polkami w barażu o ćwierćfinał) i pierwszym sygnałem do koniecznych zmian.
Guidetti poświęcił kolejne dwa lata na wdrażanie autorskiego projektu reprezentacji, w której nie liczy się to, jakie masz nazwisko i ile zarabiasz w klubie. Liczyła się gra w trakcie sezonu i przydatność dla kadry. Gdyby było inaczej, swojej szansy nie miałaby prawa otrzymać Seyma Ercan czy Ceren Kestirengoz, a siatkarki pokroju Hande Baladin czy Meryem Boz wciąż miotałyby się między poziomem solidnej ligowej siatkarki, a mianem poważnej reprezentantki kraju. Poza tym trzeba było wykreować nowe bohaterki, nawet jeśli nie dorównywały poziomem do mistrzyń sprzed lat. Jedną z nich jest Meliha Ismailoglu, najbardziej kompletna z przyjmujących tej kadry, której brak podczas kwalifikacji olimpijskich w Chinach był aż nadto widoczny. Po latach terminowania u boku najlepszych w Fenerbahce i Eczacibasi nadszedł jej czas... także w Vakifbanku Guidettiego.
Konsekwentna praca z grupą i wykorzystanie jej atutów to jedno, ale Giovanni Guidetti doskonale wiedział, że najpierw musi zasiać, by potem zebrać plony. Zadbał o to, by wejście rewelacyjnej, ale niestabilnej Ebrar Karakurt w seniorską siatkówkę odbyło się w idealnym rytmie i był w stanie poświęcić nawet swoją gwiazdę Lonneke Sloetjes w finałach mistrzostw Turcji, by w jej miejsce ustanowić nową królową ataku. A w czasie, gdy Naz Aydemir Akyol oczekiwała potomka, wykształcił jej następczynię Cansu Ozbay, choć równie dobrze mógł postawić na gwiazdę pokroju Mai Ognjenović. W międzyczasie trener pomaga swojej małżonce, siatkarce Bahar Toksoy Guidetti w prowadzeniu młodzieżowej akademii, a kiedy trzeba, napomina i poucza.
- Drodzy menadżerowie i rodzice! Przez najbliższe cztery lata nie stawiajcie pieniędzy wyżej niż dobrego treningu i gry! Okres do 20 roku życia jest kluczowy dla rozwoju - pisał na Twitterze po tym, jak Turczynki wygrały mistrzostwa Europy do lat 16. Włoch zapewne widział w swojej drugiej ojczyźnie zbyt wiele młodych talentów, które straciły się po latach bezskutecznego przebijania się w składzie Fenerbahce, Eczacibasi czy Galatasaray Stambuł. Złośliwi dodaliby, że w tej wyliczance należy zawrzeć także VakifBank, ale to byłoby nadużycie, bo przykład Karakurt, a także Kubry Akman i Zehra Gunes, pieczołowicie ukształtowanych w klubie ku pożytkowi reprezentacji, temu przeczą.
Naprzeciwko Polski stanie drużyna, której głównodowodzący wypracował skuteczną metodę na przełożenie siły ligi na reprezentację. Co nie oznacza, że nadchodzący półfinał w Ankarze będzie wyglądał jak mecz VakifBanku z dowolną drużyną LSK i nie powinien zakończyć się w tzw. godzinę z prysznicem. Mówimy o zespole, który bez cienia wątpliwości rozprawił się z Holandią, ale wcześniej stracił punkt z Finlandią, uległ Serbii i był na krawędzi pożegnania się z mistrzostwami. - Graliśmy nieźle, ale nie nadzwyczajnie - przyznał Guidetti, próbujący co i rusz rotacji na pozycjach, wierzący jedynie w nieomylność rozgrywającej genialny turniej Edy Erdem Dundar. On też ma swoje duże ambicje: od dziesięciu lat melduje się w półfinałach mistrzostw Europy, trzykrotnie walczył w nich o tytuł, ale za każdym razem bez powodzenia. I on, i tureccy kibice nie wyobrażają sobie innego scenariusza niż ten najlepszy.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)