Jacek Nawrocki o powołaniach na kwalifikacje IO. "To nie są rewanże za wydarzenia ostatnich tygodni"

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: trener Jacek Nawrocki
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: trener Jacek Nawrocki

- To nie są rewanże za wydarzenia ostatnich tygodni. Kierowałem się przede wszystkim walorami sportowymi, koncepcją gry i systemem, który przyjąłem - mówi o powołaniach do szerokiej kadry na kwalifikacje IO trener kadry siatkarek Jacek Nawrocki.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Ostatnie tygodnie były dla pana bardzo pracowite. Odbył pan szereg rozmów z zawodniczkami kadry występującymi w klubach polskich i włoskich. Udało się wyjaśnić nieporozumienia?
[/b]
Jacek Nawrocki, trener siatkarskiej reprezentacji Polski kobiet: Rozmowy były bardzo otwarte i szczere, czasami też trudne. Ustaliliśmy z dziewczynami, że ich treść zostawiamy między nami, że to są nasze wewnętrzne sprawy. To, co usłyszałem od dziewczyn w sprawie gry w drużynie narodowej jest bardzo budujące. Najważniejsze, że wszystkie wykazały dużą odpowiedzialność i dużą świadomość jeśli chodzi o reprezentowanie barw narodowych i wszystkie możemy mieć w reprezentacji.

To były oczyszczające rozmowy?


Przede wszystkim były czymś, co musieliśmy zrobić i zostawić za sobą. Myślę, że to co udało się nam uzyskać dzięki tym spotkaniom, to pełna gotowość do walki w turnieju kwalifikacyjnym w Apeldoorn.

Najtrudniej rozmawiało się panu z Joanną Wołosz?


Nie klasyfikuję tych rozmów pod względem trudności. Wszystkie miały podobny poziom otwartości, szczerości i trudności.

ZOBACZ WIDEO: Wilfredo Leon świetnie czuje się w reprezentacji Polski. "To wszystko posłuży za rok"

Jaki to był poziom?

Bardzo wysoki. Tak, zdarzało się, że mieliśmy różny punkt widzenia omawianych spraw, czy też inaczej je interpretowaliśmy. Postanowiliśmy jednak na finiszu każdej z rozmów zostawić ten etap za sobą, wrócić do szatni ze sprawami, które wyłącznie w szatni powinny być omawiane i rozstrzygane.

Czytaj więcej: Oficjalnie: Polska gospodarzem ME 2021!

Usłyszał pan od zawodniczek o czymś, co pan w swojej opinii robił dobrze, a o czym one miały inne zdanie?


Nie będę zdradzał szczegółów. Powiem tyle, że w tych rozmowach była duża przewidywalność. Skoro doszło do nieporozumień, musiało być trochę spraw, na które patrzyliśmy inaczej.

Konkluzja pana spotkań z reprezentantkami jest taka, że nie musicie się kochać, ale macie wspólny cel i spróbujecie o niego powalczyć?


To byłoby zbyt proste. Starałem się tak rozmawiać, żebyśmy nie ograniczali się tylko i wyłącznie do boiska. Jednak w wielu przypadkach trzeba postawić sprawę tak, jak pan to określił.

Jest pan przekonany, że może liczyć na wszystkie zawodniczki powołane do szerokiej kadry? Że nie będzie przypadków uciekania w kontuzje?


Nie powoływałbym siatkarek, na których zaufanie nie liczę. Od kiedy prowadzę reprezentację, nigdy nie było takich sytuacji, żeby ktoś uciekał w kontuzje, wykręty. Jestem w stu procentach przekonany, że tym razem będzie podobnie.

Próbował pan dociekać skąd wzięło się oświadczenie zawodniczek, w którym pana praca w roli selekcjonera jest bardzo surowo krytykowana?


Zupełnie się do tej sprawy nie odnoszę. Wymazałem ją z pamięci. Rozmawiając z dziewczynami nie chciałem, by się one z tych opinii wycofały. Chciałem się z nimi porozumieć, jak trener z zawodniczką i jak osoba, która ma przygotować zespół do bardzo ważnego turnieju w Apeldoorn.

Czytaj także:
Polska gospodarzem kolejnej dużej imprezy. Mecze mają być rozgrywane w różnych miastach

W szerokiej kadrze na kwalifikacje IO nie ma trzech zawodniczek, które wywalczyły czwarte miejsce w tegorocznych mistrzostwach Europy - Martyny Grajber, Katarzyny Zaroślińskiej-Król i Pauliny Maj-Erwardt. Dlaczego nie ma chociażby Grajber, która w tym sezonie odgrywała dość ważną rolę w zespole?


Proszę nie dopatrywać się żadnych podtekstów. Nie są to rewanże za to, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach. W powołaniach kierowałem się przede wszystkim analizą gry zawodniczek w ostatnim sezonie reprezentacyjnym i aktualnym ligowym. Starałem się dobrać zawodniczki tak, żeby stworzyć jak najlepsze możliwości współdziałania na danych pozycjach. Liczyła się synergia w zespole i uzyskanie jak największej efektywności w przyjętych przez nas systemach gry. To były moje główne założenia przy dokonywaniu selekcji.

Pominięte siatkarki nie pasują do zespołu pod względem sportowym, czy może charakterologicznym?


Nie rozdrapujmy już tej sprawy, bo nie ma to sensu. Powtarzam: najważniejsze są walory sportowe, koncepcja gry i system, który przyjąłem. Ja tworzę ten zespół, ja jestem za niego odpowiedzialny. Raz jeszcze podkreślam, że nie jest to żaden rewanż. Wymazuję z pamięci ten trudny moment, jakim było krytyczne wobec mnie oświadczenie zawodniczek.

20-letnia Monika Fedusio gwarantuje panu lepszą synergię w zespole niż bardziej doświadczona i ograna w kadrze Grajber?


Jak już mówiłem, braliśmy pod uwagę to, co w minionych sezonach działo się w rozgrywkach międzynarodowych oraz obecną sytuację i postawę zawodniczek w klubach. Wśród nowych siatkarek, które dostały powołania, widzimy duże postępy. Taka Monika Fedusio bardzo dobrze pokazała się w lidze, w tej chwili jest dla mnie na tyle mocną zawodniczką, że mogę bez obaw powołać ją do reprezentacji.

Poza Fedusio wśród powołanych jest dużo innych nowych twarzy.


W ubiegłym roku mieliśmy mistrzostwa świata juniorek, na których reprezentacja Polski kierowana przez Waldemara Kawkę zajęła piąte miejsce. W zespole grały Zuzanna Górecka, Oliwia Bałuk, Monika Jagła, Weronika Centka. Jestem przekonany, że gdybyśmy dołożyli nieobecne tam Magdalenę Stysiak czy Aleksandrę Grykę, mielibyśmy medal. Musimy wykorzystać ten potencjał, to przyszłość naszej siatkówki. Już wcześniej miałem te dziewczyny na oku, teraz jest okazja, żeby rozważnie wprowadzić je do seniorskiej siatkówki.

Każdą z wymienionych siatkarek uważa pan za gotową do tego, by wystąpić w kwalifikacjach olimpijskich w Apeldoorn i pokazać tam dobrą grę?


Myślę, że trzon reprezentacji się nie zmienił. Te dziewczyny, o których mówimy, znalazły się w kadrze po bardzo przemyślanej selekcji. Nasza żeńska siatkówka jest w takim miejscu, że musimy korzystać z olbrzymiego potencjału naszej młodzieży. Przypominam, że w ostatnich latach mieliśmy zespół juniorek, który zajął 5. miejsce na świecie, wcześniej był brązowy medal juniorskich mistrzostw Europy. To jest kapitał, który trzeba wykorzystać, nie można już dłużej czekać.

Bardzo chciałem, by część z tych dziewczyn była w mojej drużynie już w Lidze Narodów czy w mistrzostwach Europy, ale przyjęliśmy inne priorytety. Priorytetem dla takich zawodniczek jak Górecka, Jagła, Centka czy Bałuk były mistrzostwa świata juniorek. To nie znaczy jednak, że one odbiegały poziomem od siatkarek z seniorskiej reprezentacji. Teraz jest taki moment, że możemy je powołać do pierwszej drużyny i liczyć na ich talent.

Jak ocenia pan nasze szanse w Apeldoorn? Faworytami turnieju nie będziemy.


Nie ma chyba drużyny, która może się uważać za faworyta tych zawodów. Jedziemy tam walczyć najlepiej jak potrafimy, walczyć o swoje marzenia. Zobaczymy, czy sytuacja z ostatnich tygodni – a od dziewczyn wiem, że jej obraz jest inny, niż ten przedstawiany w mediach – nie da nam "kopa" do walki w tak trudnym turnieju.

Jeśli chcemy wywalczyć awans na igrzyska, niezbędna będzie świetna gra Magdaleny Stysiak. Stysiak we włoskim Scandicci gra regularnie, ale na ataku, a nie na przyjęciu, jak w reprezentacji. Martwi to pana?


Na pewno będzie to pewna trudność. Wcześniej mieliśmy trochę czasu, żeby przygotować Magdę do roli przyjmującej, teraz tego czasu będzie dużo mniej. Jednak i Stysiak jest w tej chwili bogatsza w doświadczenie na poziomie międzynarodowym.

Kiedy poznamy wąską kadrę na turniej?


Formuła przyjęta przez CEV i FIVB dopuszcza zgłoszenie czternastki przed samym turniejem. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że wielkich niespodzianek nie będzie i trzon reprezentacji z ostatnich sezonów będzie zachowany.

Co jeśli nie uda się zdobyć w Apeldoorn przepustki na igrzyska w Tokio? Jaka będzie motywacja i cel dla pana oraz pana grupy?


Na razie koncentrujemy się tylko i wyłącznie na turnieju w Holandii. Myślę, że wybieganie w przyszłość nie ma sensu. Byłoby to zaprzeczeniem całkowitego skupienia się na kwalifikacjach olimpijskich.

Czyli teraz pana świat kończy się na Apeldoorn?


Właśnie tak.

Źródło artykułu: