Podobny problem co zawodnicy Delecty, mają również siatkarki Pałacu, których w środę czeka ważna konfrontacja z Pronarem Białystok. Włodarze żeńskiej ekipy nie chcieli jednak czekać i już kilka dni wcześniej zdecydowali dokończyć sezon w hali Astorii. Tak nie mogli zrobić szefowie Delecty, gdyż mecze tego zespołu ogląda zdecydowanie więcej osób. W związku z tym podopieczni Rostislava Chudika weekend spędzili w podbydgoskiej Brzozie, gdzie musieli korzystać z miejscowej hali gimnastycznej.
Czy taka sytuacja pozytywnie wpływa na zespół, którego czekają decydujące mecze o utrzymanie w PLS? Z pewnością nie i co bardziej dziwnie, dzieje się to w mieście, które niby wspiera zawodową rywalizację. '' Bydgoszcz miastem sportu'' - głosi jeden ze znanych w Polsce transparentów. W rzeczywistości jest jednak zdecydowanie inaczej. Jak wytłumaczyli w Gazecie Wyborczej szefowie ''Łuczniczki'', hala musi na siebie zarabiać. - Staramy się jak możemy godzić wodę z ogniem, czyli potrzeby sportowców z tym, że hala musi na siebie zarabiać. W niedzielę o 17 był koniec wystawy ogrodniczej, a już dwie godziny później hala była gotowa na treningi Delekty i Politechniki. Dobrze, że nasze siatkarskie zespoły nie grają o medale, bo w maju mamy Wod-Kan, a to impreza wystawiennicza, której przygotowanie zajmuje wiele czasu - tłumaczy Piotr Drażdżewski.
Sprawę mogłaby rozwiązać budowa nowej hali na 2-3 tysiące miejsc, ale tej na razie nie będzie. Władze miasta wolały przeznaczyć kilkadziesiąt milionów złotych na budowę nowego stadionu Zawiszy, na którym odbędą się Mistrzostwa Świata Juniorów w Lekkiej Atletyce. To impreza kilkudniowa, a potem obiekt będzie stał pusty, gdyż rozgrywkami IV-ligi piłkarskiej mało kto się interesuje. Czy nie lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na inne, bardziej potrzebniejsze rzeczy? Ale to już pytanie do władz miejskich, które niby wspierają bydgoski sport, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej...