[b]
Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Ma pani prawo mieć mieszane uczucia, bo z jednej strony rozegrała pani jeden z najlepszych meczów w sezonie, odbierając nagrodę dla najlepszej atakującej i zagrywającej Final Four, z drugiej zaś opuszczacie Nysę bez Pucharu Polski, ulegając Grupie Azoty Chemik Police 2:3...[/b]
Alexandra Frantti, przyjmująca Developresu SkyRes Rzeszów: Jestem w lekkim szoku, bo trudno o bardziej wyrównane spotkanie, niż to, które kończy się w tie-breaku wynikiem 15:13. Myślę, że niestety cały czas to jeszcze do mnie nie dociera, że byłyśmy tak blisko tego trofeum. To był świetny mecz całej drużyny. Cieszę się, że również zaprezentowałam się z niezłej strony. Niestety to nie wystarczyło. Mimo wszystko - jestem z nas dumna.
Po raz drugi w tym roku udowodniłyście, że legionowy hegemon jest do "ugryzienia". Czego zabrakło, by pokonać policzanki?
Każdy z zespołów miał swoje pięć minut w tym spotkaniu. Zabrakło nam tej stabilności, regularności. Być może gdybyśmy zaryzykowały bardziej zagrywką w końcówce, trudniej byłoby policzankom zdominować nas w ofensywie. Tej odwagi chyba trochę nam zabrakło.
ZOBACZ WIDEO: LSK bardziej prestiżowa? "Umowa z Tauronem wpłynie nie tylko na ligę, ale i na reprezentację"
To nie pierwszy raz w tym sezonie, kiedy we wczesnym etapie meczu wchodzi pani na boisko i z miejsca staje się ostoją drużyny z Podkarpacia. Czy da się zachować zimną krew pojawiając się na parkiecie już przy stanie 2:7 w pierwszym secie?
Tak czysto po ludzku, chyba nikt nie czuje się w tej sytuacji komfortowo. Wydaje mi się, że dobrze sobie z tym radzę od strony mentalnej. Mam jednak duszę "walczaka" i staram się za każdym razem to pokazywać. Bardzo chciałabym zawsze być na boisku, ale to do trenera należy decyzja, a drużynę rozlicza się ze zwycięstw.
Puchar Polski za nami, ale wciąż jesteście w grze o mistrzostwo Polski. W ćwierćfinale zmierzycie się z zespołem BKS-u Stal Bielsko-Biała. To drużyna, która stawia przede wszystkim na grę w defensywie i nie dysponuje taką siłą w ataku, jak choćby policzanki.
Na tym etapie sezonu nasz sztab ma już rozpracowaną każdą drużynę w 100 procentach. Mam więc nadzieję, że szybko dostosujemy się do stylu gry bielszczanek, ale wcale nie jest powiedziane, że ćwierćfinał będzie "spacerkiem".
Tygodniowa przerwa przed kolejnym meczem o stawkę dobrze wam zrobi?
Ma ona swoje dobre i złe strony. Szczerze mówiąc wolałabym już wrócić do treningów i pracy, bo to zawsze oddala gdzieś myśli o porażce.
W poprzednim sezonie reprezentowałaś barwy francuskiego ASPTT Miluza, wcześniej wraz z Calcit Kamnik sięgnęłaś po wicemistrzostwo Słowenii. Czy mimo to, gra przy takiej publiczności, jak ta zgromadzona w hali w Nysie, była dla pani przeżyciem?
Oczywiście, rzadko gra się takie spotkania. Nie spodziewałam się, że w porze obiadowej do hali przyjdzie tylu kibiców! To pokazuje, jak bardzo Polacy kochają siatkówkę i jest ogromną wartością tej ligi. Trudno jest też wyrazić to, jak wdzięczni jesteśmy kibicom z Rzeszowa, którzy jeżdżą za nami czasami setki kilometrów.
W starciu finałowym widać było, że często próbujecie szukać nieszablonowych rozwiązań, by zdobyć punkt z niewygodnej piłki. Takie sztuczki, jak przebicie piłki oburącz na opadający blok, dotychczas były domeną siatkarzy. Widać tu rękę trenera Stephane'a Antigi?
Ja ciągle się uczę i przy nim widzę, jak wiele jeszcze mogę się dowiedzieć o siatkówce. To prawda, że tego typu zagrania zostały zaczerpnięte z męskich spotkań i jak widać tutaj również się sprawdzają. Musimy iść z duchem czasu, a to jednak męska siatkówka wyznacza trendy.
Zobacz również:
Koronawirus w Polsce. Ligowe mecze siatkarskie odbędą się bez publiczności
Wróciła do siatkówki po roku przerwy, by zdobywać swoje pierwsze seniorskie trofea. "Targały nami skrajne emocje"