Jerzy Matlak: Polki najbardziej bały się siebie, a nie Belgijek

Z pewnością nie tak miał wyglądać inauguracyjny mecz Polek w turnieju kwalifikacyjnym do MŚ 2010, jaki rozgrywany jest w Rzeszowie. Dopiero po pięciu setach biało-czerwone pokonały Belgijki. - Przewidywałem różne scenariusze, ale nie taki, jaki rozegrał się w piątek. To był jednak nasz pierwszy mecz "o stawkę" i po raz pierwszy zobaczyłem takie oblicze mojego zespołu - mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener naszej reprezentacji Jerzy Matlak.

W tym artykule dowiesz się o:

Polki stawiane były w roli zdecydowanych faworytek rzeszowskiego turnieju, jednak już pierwsze piłki meczu z Belgią zweryfikowały te tezy. - Pierwsze doświadczenia na boisku były zupełnie inne niż zapowiedzi, które temu turniejowi towarzyszyły. Właściwie należało zaakceptować tylko to, że jesteśmy w rankingu wyżej i mamy awans. Tak myśleli wszyscy, łącznie z moimi zawodniczkami, dlatego też mecz wyglądał tak dramatycznie - oceniał na pomeczowej konferencji trener Polek Jerzy Matlak.

Postawa biało-czerwonych w meczu z Belgią była zaskoczeniem dla wszystkich, łącznie ze szkoleniowcem. - Po dwóch miesiącach pracy ze sobą nagle doszliśmy do tego, że mogą być takie mecze jak w piątek i trzeba nauczyć się z tym żyć. Myślałem, że po tylu spotkaniach towarzyskich już do tego dojrzeliśmy, jednak nie. To był bowiem nasz pierwszy mecz "o stawkę". Po raz pierwszy zobaczyłem takie oblicze mojego zespołu i też się tego wszystkiego muszę razem z siatkarkami nauczyć - podkreślał Matlak.

Polki przegrywały już w meczu 0:1, później jednak wygrały dwie kolejne partie. W czwartym secie ich gra znowu nie wyglądała najlepiej. - Przestaliśmy praktycznie przejmować zagrywkę - mieliśmy 30-35 proc. przyjęcia, na 3-4 metry od siatki. Graliśmy non stop sygnałem na lewy atak, gdzie Belgijki stały i nas podbijały - mówił Matlak, który podkreślał, że w 4. secie jego siatkarki nie miały za wiele do powiedzenia. - W czwartym secie prowadząc 10:5, nagle zaczynamy robić błędy w przyjęciu. Zawodniczki, które się w tym specjalizują, też sobie nie dały rady. Całe szczęście, że w końcówce to Belgijki zaczęły nam sprzyjać, robiąc proste błędy, atakując na aut - mówi trener.

Matlak podkreśla, że jego zespół w rozegranych spotkaniach towarzyskich prezentował się zupełnie inaczej. - Lepiej, sprawniej, zwłaszcza jeśli chodzi o urozmaicenie w ataku i przyjęcie zagrywki. Możemy grać szybką kombinacyjną grę, możemy zagrać środkiem. Nie było luzu i swobody, jak w poprzednich meczach, które grały przecież z bardziej wymagającymi przeciwniczkami. Na pewno z dnia na dzień nie straciły formy, wszystko rozegrało się w sferze mentalnej - wylicza szkoleniowiec.

Trener podkreśla, że podstawową bolączką Polek w meczu z Belgią była ogromna nerwowość. - Zawodniczki, które weszły dzisiaj na mecz były jednak bardzo stremowane, tak jak 18-latki. To Belgijki mają po 19-20 lat, nasze są dużo starsze, bardziej doświadczone, dlatego dziwię się tym bardziej - dodaje Matlak, który określił Polki jako "stadko stremowanych panienek". - Zawodniczkom cały czas na boisku towarzyszyła myśl: Co będzie, jak przegramy? Co wtedy mamy zrobić? I to właśnie na tym się skupiały, a nie na tym co zrobić, żeby wygrać - ocenia.

Matlak jest zdania, że jego zespół na pewno nie zlekceważył rywala. - Belgijki były trochę niedocenione, ale nie zlekceważone. Nasze zawodniczki najbardziej bały się siebie, a nie Belgijek - podkreśla. - Dlatego też siatkarki, które powinny być w końcówce na boisku, siedziały na ławce. Robiły tyle błędów, że musiałem szukać jakiegoś innego ustawienia - dodaje.

Chociaż nasz szkoleniowiec nie umie doszukać się w spotkaniu z Belgią żadnych pozytywów, liczy, że w sobotę oblicze Polek będzie już zupełnie inne. - Musimy i to przeżyć, że zawodniczki po raz pierwszy grają ze sobą w takim składzie, w meczu o coś. Nie przyjechałem tutaj z gorszymi siatkarkami, a lepsze nie zostały w domu. W kadrze są najlepsze w danej chwili zawodniczki i to one muszą wygrać awans - zakończył.

Komentarze (0)