Turniej finałowy w pigułce - zapowiedź Final Six Ligi Światowej 2009

Serbia, Stany Zjednoczone, Argentyna, Kuba, Brazylia oraz uzupełniająca skład turnieju finałowego Rosja - wymienione zespoły od 22 do 26 lipca oglądać będziemy w Final Six w Belgradzie. Która z ekip okaże się najsilniejsza? Czy Amerykanie zdołają powtórzyć sukces sprzed roku? Jak przed własną publicznością wypadnie Serbia, w której składzie znajdą się już najbardziej doświadczeni zawodnicy? Na razie nie jesteśmy w stanie uzyskać odpowiedzi na nurtujące nas pytania, lecz niebawem wszystko powinno się wyjaśnić.

W tym artykule dowiesz się o:

Tegoroczna edycja Ligi Światowej siatkarzy wciąż nas zaskakuje. Mimo że w Belgradzie wystąpią dobrze nam znane reprezentacje, nie zabraknie również największej niespodzianki XX edycji "Światówki" - Argentyny. Finałowy turniej w Serbii powinien więc przynieść nam wiele emocji, a także zaimponować wszystkim kibicom volley’a na świecie wyjątkowo wysokim poziomem rywalizacji.

Polscy sympatycy piłki siatkowej mogą być zawiedzenie nieobecnością w Belgradzie reprezentacji Polski. Od początku wiadomo było jednak, że odmłodzona kadra biało-czerwonych musiałaby wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, by zrzucić z piedestału podopiecznych Bernardo Rezende. Dodatkowo brak doświadczenia i nieco słabsza dyspozycja w Tampere spowodowały, że siatkarze pod batutą Daniela Castellaniego trzykrotnie ulegli coraz lepiej grającym Finom. Wszystkie te czynniki zadecydowały o tym, że polscy zawodnicy uplasowali się w grupie D na miejscu trzecim i nie mieli szans na otrzymanie specjalnej przepustki na turniej finałowy.

Kontynuując wątek "dzikiej karty", warto zauważyć, iż prezydent Jizhong Wei postanowił, że w tym roku zmianie ulegną zasady przyznawania przez Międzynarodową Federację Piłki Siatkowej specjalnego zaproszenia do udziału w Final Six. Do tej pory "dziką kartę" otrzymywała drużyna wybrana przez organizatorów turnieju finałowego lub też byłego już prezydenta FIVB Rubena Acostę, który przy jej wyborze kierował się nieraz osobistymi sympatiami dla danej federacji. Od Ligi Światowej 2009 przepustką na Final Six premiowany jest zespół, który uzyska najlepszy bilans punktowy spośród wszystkim ekip znajdujących się na drugich lokatach w swoich grupach. Pierwszą reprezentacją, mogącą cieszyć się z otrzymania "dzikiej karty", jest ekipa Sbornej, która w grupie C zajęła miejsce tuż za Kubą.

Wyczekiwane od dłuższego czasu niespodzianki

W ostatnich latach byliśmy świadkami niekwestionowane dominacji "grupy trzymającej władzę" w siatkówce. Udział w turniejach finałowych brały zawsze światowe potęgi, które rzadko kiedy ustępowały miejsca innym drużynom. Szansę na zaistnienie w Final Six miały tylko zespoły, które otrzymywały specjalne przepustki od FIVB. Doświadczenie pokazało jednak, iż możliwości przyznawania ciekawym i perspektywicznym kadrom "dzikiej karty" nie zawsze wykorzystywane były w mądry sposób. Do grona dziwnych i mało przemyślanych

decyzji Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej zaliczyć można zeszłoroczne obdarowanie Japończyków zaproszeniem do Rio de Janeiro, podczas gdy o wiele bardziej zasłużyli na nie m.in. Bułgarzy.

W tym roku jednak niektóre ekipy postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Do szturmu Ligi Światowej przystąpiły dwa teamy zza oceanu - ojczyzna polskiego selekcjonera, Argentyna, a także od lat aspirująca do powrotu do ścisłej czołówki Kuba.

Argentyna: Jeszcze do niedawna nikt się nie spodziewał, że siatkarze z Ameryki Południowej, którzy nigdy nie stanowili o sile światowego volley’a, w bardzo dobrym stylu pokażą się w fazie grupowej World League. Argentyńczycy trafili do grupy B wraz z gospodarzami turnieju finałowego, Serbami, zawsze groźnymi Francuzami, a także nieobliczalnymi Koreańczykami. Z początku mogło się wydawać, że ich głównym zadaniem na XX edycję "Światówki" będzie walka o miejsce trzecie. Świadczyły o tym wyrównane boje z, jak się później okazało, najsłabszymi w grupie Azjatami. Jednak kolejne potyczki rodaków Raula Lozano i Daniela Castellaniego pokazały, że w walecznych siatkarzach drzemią wielkie możliwości.

Argentyńczycy mają za sobą bardzo udane występy w meczach przeciwko faworyzowanym Plavi. W wielu potyczkach popisali się wysokiej klasy zagraniami, dzięki czemu ostatni weekend fazy grupowej LŚ zadecydować miał o tym, która z drużyn, Argentyna czy Francja, awansuje do turnieju finałowego. Wielka szansa, jaka otworzyła się przed zawodnikami z Ameryki Południowej, nie została przez nich zmarnowana. Argentyńczycy w świetnym stylu pozbawili faworyzowanych zawodników Phillipe’a Blain’a szans na Final Six, wygrywając z nimi w dwóch ostatnich starciach i tym samym awansując z drugiej lokaty w grupie B do stolicy Serbii.

Kuba: Drugą drużyną, która w bardzo ciekawych okolicznościach uzyskała awans na Final Six, jest reprezentacja Kuby. Ładnych kilka lat temu zawodnicy z kraju słynącego ze znakomitych cygar byli jedną ze światowych potęg w piłce siatkowej. Kapitalne warunki fizyczne w połączeniu ze świetną motoryką oraz dobrym wyszkoleniem technicznym dawały im możliwość rywalizacji o najlepsze lokaty w najważniejszych turniejach na świecie.

Z czasem jednak zaprzestano kontynuowania siatkarskich tradycji na Kubie. Obecnie Kubańczycy w wielkim stylu powracają do siatkarskiej elity. W swoich szeregach mają niezwykle perspektywicznych siatkarzy, m.in. niespełna szesnastoletniego nastolatka, który fazę grupową Ligi Światowej ukończył na bezdyskusyjnym pierwszym miejscu w rankingu na najlepiej serwującego gracza.

Niech nikogo nie dziwi więc fakt, iż Kubańczycy odgrywają w volley’u coraz istotniejszą rolę. Obecnie mogą się pochwalić nie tylko imponującym wzrostem, idącym w parze z wyśmienitym zasięgiem poszczególnych zawodników, ale również sporymi autami technicznymi. W ich wachlarzu zagrań znajduje się coraz więcej ciekawych sztuczek, które niejednokrotnie przechylają szalę zwycięstwa w starciach z silnymi przeciwnikami na ich stronę. Kto wie, być może to właśnie reprezentacja Kuby będzie "czarnym koniem" Final Six?

Starzy "wyjadacze" wciąż w formie

W Belgradzie nie mogło również zabraknąć starej "gwardii", bez której trudno sobie wyobrazić najważniejsze rozgrywki. Do turnieju finałowego z pierwszych lokat zakwalifikowali się Brazylijczycy, Serbowie i Amerykanie, zaś dzięki najlepszemu bilansowi punktowemu spośród wszystkich ekip, które zajęły drugie miejsca w swoich grupach, "dziką kartę" otrzymali Rosjanie. Wszystkie te zespoły od dłuższego czasu toczą ze sobą boje o najwyższe cele i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie wypadną z czołówki.

Brazylia: O Brazylijczykach wiele mówić nie trzeba. Canarinhos na przestrzeni lat ugruntowali sobie pozycję na światowych parkietach. Ich kadra ma już wyrobioną "firmę" i rangę. W tym roku trafili do grupy D, w której rywalizowali wraz Polakami, Finami oraz Wenezuelczykami. Z dwunastu spotkań wygrali aż jedenaście. Niespodziankę sprawili jedynie Suomi, którzy pokonali ich 3:2.

Aktualna kadra Bernerdo Rezende jest uboższa o kilku kluczowych dotąd zawodników. Nie oglądamy w niej już m.in. Andre Nascimento ani Dante. W podstawowego składu nie wypadli natomiast Giba, Sergio, Murilo, Rodrigao oraz Bruno. Jednak myli się ten, kto sądzi, że luki po zawodnikach, którzy nie brali udziału w XX edycji "Światówki", nie zostały zapełnione. Wręcz przeciwnie - Lucas, Rivaldo oraz Visotto to gracze, na których bez najmniejszego choćby zawahania postawiliby wszyscy trenerzy świata.

Atutami Brazylijczyków w grupie były przede wszystkim kombinacyjna gra, niesamowicie szybkie i finezyjne rozegranie Bruno Rezende, a także umiejętność wykorzystania najmniejszych nawet słabości przeciwnika.

Rosja: Rosjanie to tegoroczni "szczęśliwcy" LŚ. Mimo że w grupie C ulegli fantastycznym Kubańczykom, zdołali awansować do Belgradu za sprawą korzystnego bilansu punktów. Z tego tytułu otrzymali od FIVB "dziką kartę", którą będą się z pewnością starali z powodzeniem wykorzystać.

Podopieczni Daniele Bagnoli stanowią obecnie nieco inną drużynę niż znana nam dotychczas Sborna. Tradycyjnie już pochwalić się mogą dużą siłą rażenia i imponującymi warunkami fizycznymi, lecz mimo to brakuje im odrobiny "błysku". Być może przyczyną takiego stanu rzeczy jest zbytnie przywiązanie do rosyjskiej szkoły siatkówki, która kieruje się zasadą "siła razy ramię". Sbornej nie można jednak odmówić techniki, która pod okiem Włocha z zasady ma za zadanie przyjmować z włoskie piłki siatkowej wszystko to, co najlepsze. Archaiczne zasady volley’a przechodzą powoli do historii, lecz i na to potrzeba czasu.

Serbia: Plavi to organizatorzy Final Six 2009. Ostateczna rozgrywka Ligi Światowej odbędzie się w tym roku w Belgradzie. Podopieczni Igora Kolakovica mieli więc zapewniony udział w turnieju finałowym, lecz mimo to z powodzeniem poradzili sobie w grupie B. Wprawdzie trzykrotnie musieli schodzić z parkietu pokonani (przegrali po jednym spotkaniu z każdym przeciwnikiem), lecz wynikało to raczej z konieczności ogrywania na światowych parkietach mniej doświadczonych zawodników.

Jednak gdy do kadry dołączyli wybitnie zawodnicy, Ivan Milijković oraz Nikola Grbić i Andrija Gerić, Plavi odzyskali polot, z jakim grają od wielu lat. Połączenie rutyny i młodości poskutkowało świetnymi w ich wykonaniu meczami. Grę Serbów charakteryzowały nieustępliwość, wola walki, a także wyśmienita technika. Niemal do perfekcji wytrenowali umiejętność wyprowadzania efektywnych kontrataków, które mogą im się bardzo przydać w zbliżającym się turnieju finałowym.

USA: Stawkę uzupełniają ubiegłoroczni triumfatorzy "Światówki" i mistrzowie olimpijscy z Pekinu, Amerykanie. Także i w ich teamie doszło do kilku przetasowań. Zmiana nastąpiła przede wszystkim na pozycji selekcjonera. Hugh McCutcheona zastąpił Alan Knipe. Ponadto od gry w kadrze odpocząć postanowili siatkarze, którzy po części stanowili dotąd o jej sile - William Priddy, Lloy Ball, a także Ryan Millar.

Mimo że ekipa z Ameryki Północnej wygląda już nieco inaczej niż przed rokiem, wciąż należy do wybitnej "elity" światowego volley’a. Dotychczasowych liderów zastąpili m.in. Evan Patak oraz Sean Rooney. To w głównej mierze właśnie dzięki ich umiejętnościom Amerykanie w sposób zdecydowany wygrali rywalizację w grupie A. W fazie grupowej przyszło im się zmierzyć z Włochami, Holendrami oraz Chińczykami. Zaliczyli co prawda kilka "wpadek", lecz i tak zaprezentowali się bardzo dobrze, przez co uniemożliwili coraz lepszym siatkarzom z Italii udział w Final Six.

Ich zalety nigdy się nie zmieniają. Silna zagrywka i w konsekwencji szczelny blok, efektywna obrona i skuteczne kontrataki - to są właśnie główne atuty podopiecznych Alana Knipe, którzy także i w tym roku szykują się na powtórkę z ubiegłorocznego finału.

Grupa E - siła kontra finezja

Drużyny biorące udział w turnieju finałowym przydzielone zostały do dwóch grup. W grupie A zagrają gospodarze imprezy - Serbowie, zdobywcy "dzikiej karty" - Rosjanie, także broniący tytułu Amerykanie.

Zapowiadają się więc niezwykle ciekawe starcia trzech różnych koncepcji gry w piłkę siatkową. Podczas gdy Serbowie stawiają raczej na technikę, Rosjanie wolą opierać swoją siatkówkę na sile i świetnych warunkach fizycznych. Gdzieś pomiędzy obiema ekipami znajdują się zawodnicy z Ameryki Północnej, którzy starają się łączyć obie szkoły siatkówki tak, aby znaleźć tzw. "złoty środek".

Trudno jest w powyższej stawce wskazać niekwestionowanych faworytów. Każda z ekip ma swoje plusy i minusy. Z pewnością na korzyść podopiecznych Igora Kolakovica działa fakt, iż wspomagać ich będzie wielotysięczna publiczność. Inne teamy także nie stoją na straconej pozycji. Jedno jest pewna - do półfinału awansują dwie drużyny, które nie tylko zaprezentują się z najlepszej strony, lecz dodatkowo sprzyjać im będzie nieodłączne w sporcie szczęście.

Grupa F - amerykańskie porachunki

Natomiast do rywalizacji w grupie F staną Brazylijczycy, Argentyńczycy oraz Kubańczycy. Możemy się więc spodziewać pasjonującej próby sił trzech reprezentacji z Ameryki. Mimo że wszystkie drużyny pochodzą z jednej siatkarskiej "rodziny", prezentują odmienny styl gry.

Faworytami grupy F wydają się być Brazylijczycy. Podopieczni Bernardinho z pewnością będą chcieli powrócić na tron rozgrywek World League, z którego zrzucili ich Amerykanie. Istotną rolę w rywalizacji o miano najlepszego zespołu "Światówki" pełnić mogą nowi "dowodzący" w brazylijskim teamie. Jednak Kubańczycy mogą pokrzyżować im szyki. Powoli urastają oni do roli faworytów. Niejednego już zadziwili swą grą, dzięki czemu mogą mocno namieszać w tegorocznym finale.

Nie należy też zapominać o największej niespodziance Final Six - reprezentacji Argentyny, która pokonała w grupie Francuzów i ku zaskoczeniu wielu sympatyków siatkówki, awansowała do turnieju finałowego. Z pozoru wydawać się może, że zawodnicy z Argentyny nie mają większych szans w potyczkach z mocarnymi przeciwnikami, lecz wielu ekspertów jest przekonanych, że to właśnie za sprawą kierunku obranego przez Argentyńczyków, rozkład sił w światowym volley’u ma szansę ulec znacznym zmianom. Może jeszcze nie w tym roku, lecz w perspektywie kilku lat - czemu by nie?

Komentarze (0)