Final Six LŚ: Droga do finałów - Brazylia, czyli czas, by powrócić na podium

Brazylia mocarna, Brazylia potężna, Brazylia nie do pokonania - mit perfekcyjnej drużyny został obalony w roku ubiegłym, kiedy to podopieczni Bernardo Rezende dosyć niespodziewanie uplasowali się poza podium Ligi Światowej, a później w sensacyjnych okolicznościach nie obronili mistrzostwa olimpijskiego. Aktualnie w kadrze Canarinhos zaszły pewne zmiany, lecz mimo to Brazylia nic nie straciła ze swojej wyśmienitej gry. Pokazała ją przede wszystkim w fazie grupowej tegorocznej edycji "Światówki", w której zmierzyła się z Polską, Finlandią oraz Wenezuelą.

W tym artykule dowiesz się o:

"Nowe" i "młodsze" nie znaczy "gorsze"

Kiedy wiadomo już było, że w roku poolimpijskim nie zobaczymy w kadrze Brazylii kilku kluczowych zawodników, mogło się wydawać, że zanosi się na zupełnie inną erę siatkówki w Kraju Kawy. Trudno było jednak powiedzieć, w jakim stopniu nowym siatkarzom uda się zastąpić gwiazdy światowego formatu, m.in. Andre Nascimento, Dante Amarala czy Andre Hellera. Mimo to wszelkie obawy o stan brazylijskiego volley’a okazały się bezpodstawne, ponieważ Canarinhos niczym burza przeszli przez grupę D. Spośród dwunastu spotkań wygrali aż jedenaście. Jedyną "wpadkę" zaliczyli ze świetnie dysponowaną Finlandią. Natomiast w pojedynkach z biało-czerwonymi, a także Wenezuelczykami nie mieli sobie równych - podopiecznym Daniela Castellaniego oddali tylko jedną partię, zaś Wenezuelczyków odprawili z kwitkiem.

Niektórzy do tej pory zachodzą w głowę, jak to możliwe, by jeden kraj miał tak ogromne zasoby siatkarskiego "złota". Z dnia na dzień nie da się przecież zastąpić mistrzów świata. Jednak zawodnicy, którzy przyszli na ich miejsce, zaprezentowali się w grupie D bardzo dobrze. Część z nich prawdopodobnie na dobre zadomowiła się w składzie ekipy Bernardo Rezende. Już teraz trudno jest sobie wyobrazić Brazylię bez świetnie zagrywającego Lucasa, który fazę grupową rozgrywek World League ukończył na piątym miejscu wśród najlepiej serwujących siatkarzy, a także znanego z występów w Itasie Trentino Leandro Vissotto. W dwunastu dotychczas rozegranych spotkaniach wspierali ich dodatkowo zawodnicy, będący już ikonami nie tylko brazylijskiej, ale przede wszystkim światowej piłki siatkowej, m.in. Giba i Murilo. Jednak patrząc na potencjał Canarinhos, wydaje się, iż nawet bez ich udziału Brazylia zdołałaby bez większych problemów zakwalifikować się do Belgradu.

Na przystawkę Polacy

Przed pierwszym weekendem XX edycji Ligi Światowej nikt nie mógł być jeszcze pewien, w jakiej formie znajdują się aktualnie zawodnicy z Kraju Kawy. Polscy kibice upatrywali w tym szansy na ich pokonanie, lecz realia okazały się zupełnie oderwane od biało-czerwonej rzeczywistości.

Jednak pierwszy pojedynek zawodników pod wodzą Daniela Castellaniego mógł zakończyć się o wiele korzystniejszym wynikiem dla naszej drużyny. Brazylijczycy zagrali w nim dosyć nerwowo. Polacy wygrali premierową odsłonę potyczki, lecz w trakcie trwania drugiej partii kontuzji stawu skokowego doznał lider naszego teamu, który prowadził wówczas grę z Brazylijczykami, Bartosz Kurek. Incydent ten wyraźnie podciął skrzydła polskim reprezentantom, którzy kolejnych setów nie mogli już zaliczyć do udanych.

Druga konfrontacja była już w wykonaniu Canarinhos znacznie lepsza. Stres młodych Brazylijczyków, związany z pierwszym występem w Lidze Światowej, minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Efekty brazylijskiej metamorfozy dało się zobaczyć nie tylko w ich grze, ale również w wyniku. Tym razem mecz zakończył się już w trzeciej partii. Za sprawą dwóch zwycięstw, wszyscy mogli na własne oczy przekonać się, że Canarinhos mają kim grać nawet pod nieobecność podstawowych graczy.

Z lekką zadyszką, lecz wciąż zwycięscy

W czasie drugiego weekendu Ligi Światowej Brazylijczycy gościli w swoim kraju Finlandię. Potyczki z podopiecznymi Mauro Berruto miały dwa oblicza. Pierwsza z nich okazała się dla Canarinhos zaskakująco ciężka. Mimo że do składu gospodarzy powrócił Giba, zawodnicy popularnego "Bernardinho" mieli spore problemy z uporaniem się z walecznymi Suomi. Spora była w tym zasługa najlepiej punktującego siatkarza fazy grupowej - Mikko Oivanena, który w pięciosetowej konfrontacji zapisał na swoim koncie siedemnaście oczek. Ostatecznie lepsi okazali się Finowie, lecz ich znakomita dyspozycja oraz nieustępliwość zostały zauważone przez międzynarodową publiczność.

Drugi pojedynek miał już zdecydowanie mniej imponującą historię. Z siatkarzy dowodzonych przez Mauro Berruto całkowicie zeszło powietrze. Zdawało się wręcz, że zniechęciła ich porażka w pierwszym meczu, choć przecież urwanie mistrzom świata nawet jednego punktu uznane zostało w powszechnej opinii za świetne osiągnięcie. Jednak Canarinhos nie musieli się w tym starciu wysilać, bowiem zwycięstwo zostało im niemal podane na tacy.

Po serii spotkań przed własnymi kibicami, nadszedł czas na rewanżowe konfrontacje z Polakami. Także i w Łodzi obeszło się bez sensacyjnych rozstrzygnięć. Biało-czerwoni mieli swoje szanse, lecz w końcówkach poszczególnych partii brakowało im "chłodnej" głowy i zachowania tzw. zimnej krwi w decydujących akcjach. W teamie Canarinhos z kolei brylował Bruno Rezende, któremu nieraz udało się ośmieszyć polski blok. Jego kosmicznie szybkie rozegrania na skrzydła nie dały Polakom szans na ugranie choćby jednego seta. Istotnym atutem przyjezdnych była także niezwykle przydatna umiejętność wykorzystania każdego, najmniejszego nawet błędu swoich rywali. Ich konsekwencja w grze spowodowała, że mogli do swojego punktowego dorobku dopisać kolejne sześć oczek.

Gorycz pierwszej porażki

Pierwsza i zarazem ostatnia porażka Brazylijczyków przyszła dość nieoczekiwanie. Poprzedziło ją kolejne bezstresowe zwycięstwo z Finami, którzy zawiedli słabą postawą swoich sympatyków. Suomi zdołali nawiązać ze swoimi rywalami stosunkowo wyrównaną walkę dopiero w trzecim secie, który i tak został przez nich ostatecznie przegrany. Nic nie wskazywało na niesamowitą przemianę, jaka nastąpiła w drugim spotkaniu.

Wprawdzie pierwsze dwa sety drugiego starcia padły jeszcze łupem Brazylijczyków, lecz nie przyszło im to z łatwością. Finom brakowało naprawdę niewiele, by ich dogonić. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że przyczyną stosunkowo wyrównanej walki nie była słabsza postawa Canarinhos, którzy dawali z siebie niemalże wszystko, lecz nieustępliwość i kapitalna gra siatkarzy Mauro Berruto. To, co wisiało w powietrzu już od pierwszego spotkania Finlandii i Brazylii w tegorocznej edycji "Światówki", zdarzyło się dopiero w ich ostatnim starciu. Ambitny team gospodarzy wygrał trzecią i czwartą odsłonę pojedynku, w efekcie czego doprowadził do rozstrzygającego o jego losach tie-breaka. Lwią część punktów dla Finaów wypracowywał Mikko Esko - najlepszy rozgrywający fazy grupowej Ligi Światowej. Ostatnia odsłona konfrontacji stała na niebotycznie wysokim poziomie. Zarówno Brazylijczycy, jak i Finowie czynili istne cuda w ataku. Ostatecznie minimalnie lepsi okazali się Suomi.

Canarinhos przyjęli ową porażkę jak przystało na prawdziwych mistrzów. Na pomeczowej konferencji trener Rezende przyznał, że Finlandia to znakomita drużyna, która może pokonać każdy team na świecie. Jednak Brazylijczycy przeszli z tym do porządku dziennego i postanowili walczyć o wygranie wszystkich pozostałych do końca fazy grupowej potyczek.

Przypieczętowanie awansu

Rozstrzygnięcia piątego weekendu rozgrywek World League zagwarantowały Brazylijczykom pierwszą lokatę w grupie D i bezpośredni awans na Final Six w stolicy Serbii. Już pierwsze zwycięstwo nad reprezentacją Wenezueli przesądziło o losach grupy, w której bezkonkurencyjni okazali się właśnie podopieczni Bernardo Rezende. W czterech ostatnich meczach fazy grupowej Ligi Światowej pokazali się z bardzo dobrej strony. Każdy z zawodników przebudowywanej obecnie kadry Canarinhos dołożył do znakomitego wyniku swojego teamu liczącą się "cegiełkę".

Wenezuelczycy zdołali zagrozić swoim rywalom z Kraju Kawy tylko dwukrotnie - w drugim secie drugiego spotkania oraz pierwszej partii starcia numer trzy. Pozostałe odsłony spotkań nie należały do najciekawszych. Dominacja Brazylijczyków nie podlegała żadnej dyskusji.

Powrót w wielkim stylu?

Wszyscy zastanawiają się, czy Brazylijczycy są już na tyle mocni, by powrócić na tron Ligi Światowej. Odzyskanie korony nie będzie łatwe, gdyż wśród ekip turnieju finałowego nie ma już słabych drużyn. Wygląda jednak na to, że mimo zmian personalnych w teamie Bernardo Rezende, jest on wciąż niezwykle silny. Gołym okiem widać, że drzemie w nim ogromny potencjał. Jeśli w Belgradzie do szczytowej formy powróci już Giba, możemy się spodziewać spektakularnych potyczek z udziałem Canarinhos. Ale czy to wystarczy do wdarcia się na najwyższy stopień podium "Światówki"? Zemsta z pewnością byłaby słodka, lecz jak będzie, okaże się za kilka dni.

Spotkania Brazylijczyków w fazie grupowej LŚ:

Brazylia - Polska 3:1 (23:25, 25:18, 25:20, 25:19)

Brazylia - Polska 3:0 (25:20, 25:20, 25:15)

Brazylia - Finladnia 3:2 (25:22, 26:28, 25:16, 23:25, 15:9)

Brazylia - Finlandia 3:0 (25:17, 25:19, 25:20)

Polska - Brazylia 0:3 (23:25, 22:25, 10:25)

Polska - Brazylia 0:3 (19:25, 21:25, 20:25)

Finlandia - Brazylia 0:3 (19:25, 15:25, 23:25)

Finlandia - Brazylia 3:2 (22:25, 23:25, 25:22, 25:22, 17:15)

Wenezuela - Brazylia 0:3 (15:25, 12:25, 17:25)

Wenezuela - Brazylia 0:3 (23:25, 32:34, 19:25)

Brazylia - Wenezuela 3:0 (28:26, 25:18, 25:13)

Brazylia - Wenezuela 3:0 (25:20, 25:22, 25:12)

Źródło artykułu: