Artur Udrys: Łukaszenka pali pieniędze w piecu, żeby ogrzać swój dom. Ale długo tak nie wytrzyma

WP SportoweFakty / Artur Udrys / Na zdjęciu: Artur Udrys
WP SportoweFakty / Artur Udrys / Na zdjęciu: Artur Udrys

- W ostatnich dniach policja i OMON znów stały się bardzo brutalne. Według mnie Łukaszenka gra teraz va banque. Wie, że to jego ostatnia szansa, żeby utrzymać się przy władzy - mówi nam Artur Udrys, reprezentant Białorusi w siatkówce.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Ministerstwo Sportu Białorusi chce "zakneblować" sportowców, którzy są przeciwni rządom Aleksandra Łukaszenki. W jaki sposób próbuje to robić?[/b]

Artur Udrys, reprezentant Białorusi w siatkówce, były zawodnik VERVY Warszawa Orlen Paliwa: Wielu białoruskich sportowców, nie wszyscy, ma podpisane kontrakty z ministerstwem. Resort bezprawnie wprowadził do nich dodatkowe zapisy, które zabraniają nam krytykowania rządu, używania tradycyjnej narodowej symboliki w biało-czerwonych barwach i nakazują konsultowanie z przełożonymi naszych wpisów w mediach społecznościowych. Zmieniają te umowy w niewolnicze kontrakty. Jak ktoś nie chce ich podpisać, grożą zwolnieniem.

Ty nie zamierzasz niczego podpisywać?

Oczywiście, że nie. Dla mnie te pieniądze, które dostaję z ministerstwa, nie są duże, ale chcę im utrudnić życie jak tylko mogę. Działam w SOS.by, czyli w Wolnym Związku Białoruskich Sportowców. Apelujemy, żeby nie zgadzać się na zmiany, bo są niezgodne z konstytucją. Zwolnienie sportowca z tego powodu będzie złamaniem prawa i jeśli reżim Łukaszenki upadnie, urzędnicy z ministerstwa za to odpowiedzą. Wielu z nich rozumie, że może się tak stać, dlatego nie będzie chciało wypełniać polecenia ministra i rozwiązywać kontraktów z tymi, którzy nie godzą się na bezprawne zmiany. Tłumaczymy też, żeby nie dać się zmusić do podpisania oświadczenia, że z własnej woli rezygnujemy z tej umowy. W takim wypadku do złamania prawa nie dojdzie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sprinterzy w szoku! Tego na mecie nie spodziewali się

Czym jest SOS.by?

Staramy się doprowadzić do tego, żeby przeciwni reżimowi sportowcy trzymali się razem. Póki co niewielu z nas zdaje sobie sprawę, jak dużo nas jest. Wielu boi się mówić. My pomagamy tym, którzy chcieliby zabrać głos w sprawie tego, co się dzieje, ale mają jakieś obawy. Działamy przede wszystkim za pośrednictwem Instagrama (Profil Sos.by 2020). Nagrywamy filmy, w których mówimy, że ich obronimy. Namawiamy do podpisania listu otwartego, w którym są m.in. postulaty ustąpienia Łukaszenki i rozwiązania OMON-u, napisanego przez nas na początku protestów. Do tej pory podpisało go ponad 600 sportowców. Mam nadzieję, że będzie nas dużo więcej i żeby zamknąć nam usta, rząd musiałby rozwiązywać całe reprezentacje i kluby, a tego nie zrobi.

Dlaczego białoruskie władze uderzyły właśnie w sportowców?

Wszystkich próbują straszyć, ale my jesteśmy znanymi, rozpoznawalnymi przez społeczeństwo osobami. Jak w marszu idzie lekarz czy inżynier, to ludzie raczej nie wiedzą, kim on jest. A nas niektórzy znają i wiedzą, że nie jesteśmy agentami innych państw, jak przedstawia protestujących władza.

Reżim Łukaszenki wciąż mocno się trzyma, czy twoim zdaniem słabnie?

Raczej to drugie. Jego zaprzysiężenie na prezydenta, do którego doszło w środę, odbyło się w tajemnicy. Brzmi to jak żart. W środę rano dostaliśmy informację, że najbardziej lojalnych sportowców wobec Łukaszenki zabrano do Pałacu Niepodległości. Myśleliśmy, że będą nas krytykować, powiedzą w reżimowej telewizji, że SOS.by działa na szkodę kraju. A oni wzięli udział w zaprzysiężeniu. Sami nie wiedzieli, po co jadą do siedziby prezydenta, ponieważ Łukaszenka bał się, że wszystko się wyda, ludzie się dowiedzą i będą kolejne duże protesty.

Po tym zaprzysiężeniu coś się zmieniło?

Niestety tak. Wróciła przemoc. Policja i OMON znów zaczęły działać brutalnie. Biją tych, którzy wychodzą na ulice, używają granatów dymnych. Bardzo żałuję, że policjanci czy żołnierze nie zdają sobie sprawy z tego, co robią. Wcześniej uważałem, że jak zobaczyli tysiące ludzi na marszach, dotarło do nich, że Łukaszenka nie ma racji, że protestujący to nie są wrogowie Białorusi i zachodni agenci. Jednak teraz już wiem, że niczego nie zrozumieli, a przemoc przestali stosować dlatego, że taka była taktyka. Widziałem kilka nagrań z rozmów uczestników protestów z policjantami. Oni są przekonani, że Łukaszenka został wybrany w uczciwych wyborach i wielu Białorusinów go popiera. Kiedy jednego z policjantów zapytano, dlaczego robi to, co robi, odpowiedział: Bo wy nie wykarmicie mojej rodziny, sk...y. Ci, którzy pracują dla władz, boją się też, że jak reżim upadnie, staną przed sądem i trafią do więzienia.

Dlaczego przemoc wróciła?

Według mnie Łukaszenka gra va banque, bo wie, że to jego ostatnia szansa, żeby się utrzymać przy władzy. Kraje Unii Europejskiej nie uznają go za legalnie wybranego prezydenta i zapowiadają sankcje. Po inauguracji nawet Władimir Putin mu nie pogratulował, zrobił to chyba tylko Turkmenistan.

Myślisz, że przeciwnicy Łukaszenki zbliżają się do wygrania walki o Białoruś?

Jak słyszę o sekretnym zaprzysiężeniu, to jestem pewien, że tak. Im więcej głupich rzeczy zrobi reżim, tym bliżej będzie nasze zwycięstwo. Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa. Zależy od tego, ile Łukaszenka ma pieniędzy. Myślę, że dużo mniej niż na początku protestów. Nauczyciele już teraz nie dostają całych pensji, a to znaczy, że władzy zaczyna brakować środków. Kurs białoruskiego rubla spada, rośnie inflacja, a im bardziej będzie rosła, tym więcej ludzi będzie przeciwko reżimowi. Łukaszenko pali pieniędzmi w piecu, żeby ogrzać swój dom, ale długo tak nie wytrzyma. Jego rządy mogą skończyć się tak, że nie będzie miał czym palić, policjanci i funkcjonariusze OMON przestaną dostawać wypłaty i wtedy wreszcie zrozumieją, że stoją po złej stronie konfliktu.

W tym sezonie masz grać we Francji, w klubie Tours VB. Nie boisz się, że władze nie pozwolą ci wyjechać z Białorusi?

Myślę, że się ucieszą, jak wyjadę. Dla nich byłoby najlepiej, gdyby wszyscy otwarcie krytykujący rząd trafili do więzienia, albo opuścili kraj. Problem mogę mieć za to z powrotem. Już od pewnego czasu mam do załatwienia pewną sprawę w Serbii, ale nie pojechałem tam właśnie dlatego, że mogliby mnie potem nie wpuścić. Do Francji lecę za kilka dni. Po dwóch albo trzech tygodniach dołączą do mnie żona i córka. Mam nadzieję, że przynajmniej z wyjazdem nie będą nam robić żadnych trudności.

Czytaj także:
Białoruś. Piłkarze protestują. Nagrali film
Raport z Mińska. Artur Udrys: Mam nadzieję, że tę walkę w końcu wygramy

Komentarze (0)