Najpierw trafiła do drużyny gwiazd, później koronawirus chciał pokrzyżować jej plany. "To było stresujące"

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Shelly Stafford
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Shelly Stafford

Shelly Stafford została wybrana do pierwszej drużyny All-America, co w Stanach Zjednoczonych jest dla siatkarki ogromnym wyróżnieniem. Teraz gra w barwach DPD Legionovii Legionowo, choć zanim przyleciała do Polski, Amerykanka najadła się stresu.

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Żyjemy w bardzo niepewnych czasach. Stany Zjednoczone są krajem szczególnie dotkniętym epidemią. Czy ta miała wpływ na pani podróż do Polski?

Shelly Stafford, środkowa DPD Legionovia Legionowo: Tak. Trzy tygodnie przed moim planowanym przylotem zachorowałam na koronawirusa. Musiałam odwołać lot, było to dla mnie bardzo stresujące. Jestem bardzo wdzięczna losowi za to, że w moim przypadku nie była to najgorsza rzecz pod słońcem. Musiałam otrzymać trzy negatywne wyniki testów, a kiedy byłam badana po raz ostatni, to miałam już wrażenie, że robię to chyba po raz 10. Potem musiałam też postarać się o pozwolenie na przylot od polskich służb granicznych. Mojej podróży towarzyszyło więc wiele niepewności, ale też na szczęście klub zajął się całą logistyką, za co jestem bardzo wdzięczna.

Objawy okazały się jednak w pani przypadku łagodne?

Przeszłam chorobę bardzo łagodnie, chociaż doświadczyłam prawie wszystkich symptomów COVID-19. Najgorszy był chyba brak smaku i węchu. To bardzo dziwne uczucie, trudne do opisania. Nie miałam natomiast gorączki, oddychało mi się może troszkę ciężej niż normalnie. Przeszłam jednak kwarantannę i po dwóch tygodniach otrzymałam negatywny wynik. Dobrze, że mam już to za sobą!

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pech kolarza! Prowadził w wyścigu, ale... wylądował w krzakach


Jak to się stało, że zawodniczka przymierzana przez Karcha Kiraly'ego do gry w reprezentacji USA trafiła do naszej polskiej TAURON Ligi?

Przez pięć lat grałam w lidze uniwersyteckiej jako reprezentantka Uniwersytetu Baylora w Texasie. Stamtąd zaczerpnęłam wiele swojego dotychczasowego doświadczenia. Zaczęłam od gry na pozycji atakującej, później "przekwalifikowałam się" na środkową. W grudniu ubiegłego roku zakończyłam studia, zdecydowałam się kontynuować karierę w Portoryko. Kiedy jednak nastały czasy koronawirusa, zostałam odesłana do domu i podpisałam kontrakt w Polsce. Tak zostałam siatkarką DPD Legionovii Legionowo.

Czyli sezonu w barwach portorykańskiego Indias de Mayagüez nie udało się dograć do końca i pani pierwsza zagraniczna przygoda zakończyła się przedwcześnie?

Tak, to był krótki sezon w lidze portorykańskiej, ale stawka była bardzo wyrównana, w Stanach Zjednoczonych potocznie używamy na to takiego zwrotu "creedy". Niestety, zwycięzców nie wyłoniono, a rozgrywki zostały odwołane.

Dlaczego zamieniła pani prawe skrzydło na grę na środku siatki? 

Gdyby to zależało tylko od moich osobistych preferencji, to pewnie zostałabym rozgrywającą. W szkole średniej grałam już na środku siatki. Jestem jednak taką zawodniczką, która jest gotowa grać na takiej pozycji, na której drużyna mnie potrzebuje.

W zeszłym roku zostałaś wyróżniona w plebiscycie Amerykańskiego Stowarzyszenia Trenerów Siatkówki i znalazłaś się w pierwszej drużynie All-America. Co to dokładnie znaczy?

Prawdę mówiąc, powinnam chyba to wiedzieć. Trzykrotnie byłam wybierana do tzw. All-America Team, a rok temu udało mi się znaleźć w I First-Team All-America, czyli zdobyć najwyższe wyróżnienie. Jestem dumna, bo tak naprawdę żadna z zawodniczek Narodowego Stowarzyszenia Sportów Akademickich (NCAA) nie może marzyć o większych laurach, a zdaję sobie sprawę, ile utalentowanych dziewczyn trenuje w USA.

Czy trudno było pani zaadaptować się do życia za oceanem?

W pierwszym tygodniu mojego pobytu w Polsce przeżyłam prawdziwy szok kulturowy. W Legionowie sporo osób nie mówi po angielsku, potem zaczęłam zwracać uwagę na to, jak wyglądają sklepy spożywcze, w końcu na to, że znaki drogowe są takie małe. Kiedy jednak minęło trochę czasu, przestałam patrzeć na to wszystko "szerokimi oczami" i naprawdę podoba mi się wasz kraj! Fakt, że dochodzą do tego też zwycięstwa i świetne wyniki robi swoje...

Jeździ już pani po Legionowie samochodem. Czy jeszcze pojawiają się jakieś obawy?

Tak, dlatego też szybko musiałam zaznajomić się z tymi znakami. Właściwie to chyba tylko ronda były dla mnie czymś nowym, bo przynajmniej w Texasie nie mamy ich w ogóle. Koleżanki z drużyny bardzo pomogły mi w rozwiązaniu takich codziennych problemów.

Pierwsze trzy kolejki TAURON Ligi są dowodem na to, że wraz z Mają Tokarską tworzycie bardzo zgrany duet.  

Dla mnie samo obserwowanie zawodniczki, która tyle widziała i grała w tylu silnych europejskich ligach jak Maja jest bardzo rozwijające. Oczywiście nie mogę w 1:1 jej naśladować, bo nie mam takich warunków fizycznych. Dobrze się uzupełniamy, ponieważ mam wrażenie, że Maja jest niesamowita w atakach z jednej nogi. Trudno mówić o sobie, ale chyba moją mocniejszą stroną jest klasyczny atak z krótkiej.

Jakim trenerem jest Alessandro Chiappini? Z pewnością wywodząc się z ligi uniwersyteckiej jest pani przywykła do ciężkiej pracy fizycznej na treningach, a na co zwraca uwagę włoski szkoleniowiec?

Moim trenerem na uniwersytecie w Baylore był Ryan McGuyre. Uważam go za wybitnego szkoleniowca i widzę, że Ale (Alessandro Chiappini - przyp. red.) ma wiele jego cech. Oboje potrafią przekazać swoje rady w taki sposób, aby dobrze rezonowały z daną zawodniczką. Na pewno mam jeszcze rezerwy jeżeli chodzi o poprawę techniki bloku i o tym rozmawialiśmy.

Zobacz również:
Koronawirus w Tauron Lidze. Zakażenia w #VolleyWrocław. Przełożony mecz z Enea PTPS Piła
PlusLiga. Problem Trefla Gdańsk. Trener Michał Winiarski zarażony koronawirusem

Komentarze (0)