[color=#555555]
Pewnych występu na mistrzostwach Europy 2021 siatkarek jak dotąd może być dwanaście zespołów. Obok czwórki gospodarzy: Serbii, Bułgarii, Chorwacji i Rumunii, przepustki posiada osiem najlepszych drużyn z edycji 2019 - Turcja, Włochy, Polska, Holandia, Niemcy, Rosja, Belgia i Azerbejdżan.
Przed dwoma laty podopieczne Jacka Nawrockiego okazały się rewelacją zmagań, kończąc rywalizację tuż za podium. Apetyty na sukces podczas najbliższego czempionatu są spore. Polki będą miały bowiem okazję sprawdzić się na tle czołówki Starego Kontynentu na rok przed mistrzostwami świata, które zorganizują wspólnie z Holandią.
- Patrząc na to, jak poszczególne federacje podchodzą do mistrzostw Europy, można spodziewać się,[/color] że nie będzie odpuszczania. Kalendarz jest tak ułożony, że po igrzyskach olimpijskich zawodniczki będą mogły kontynuować grę[color=#555555] w reprezentacji. Nie będzie potrzeby na nowo budować formy. Należy też pamiętać, że na tym turnieju będzie można wygrać kwalifikację do mistrzostw świata. Nie sądzę, żeby którakolwiek z mocnych reprezentacji wysłała drugi skład. Można powiedzieć, że będzie to druga odsłona igrzysk, tym razem w europejskim gronie - powiedział selekcjoner reprezentacji Polski w rozmowie z serwisem Polska Siatkówka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James trenuje z córką
[/color]
Sztab kadry przygotowania do turnieju rozpoczął już w 2020 roku. Mimo szalejącej na świecie epidemii koronawirusa udało się zorganizować zgrupowanie drużyny narodowej oraz rozegrać kilka spotkań międzynarodowych. W nich Biało-Czerwone pokonały dwukrotnie Czeszki (3:1 i 3:2) oraz Szwajcarki (3:1 i 3:2). We wspomnianych meczach szansę gry otrzymało kilka młodych zawodniczek, jak chociażby Karolina Drużkowska, Paulina Damaske czy Martyna Łazowska.
- To duża rzecz, że mogliśmy stworzyć tę grupę. Myśleliśmy tu przede wszystkim o dziewczynach, które będą stanowić przyszłość naszej reprezentacji. Nie możemy na to patrzeć wyłącznie w kontekście, tylko dwóch przepracowanych miesięcy. To doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Drużyny, które wygrywają mistrzostwa Europy, świata czy igrzyska olimpijskie, nie robią tego dzięki temu, co dzieje się w jednym sezonie. To wszystko jest efektem pracy przez trzy, cztery, a nawet pięć lat - uważa Jacek Nawrocki.
Mimo niesprzyjających okoliczności selekcjoner drużyny narodowej zapewnia, że zamierza kontynuować obserwację zawodniczek. Obostrzenia sanitarne co prawda znacząco wpłynęły na możliwość uczestniczenia w spotkaniach na żywo, jednak doświadczony szkoleniowiec nie załamuje rąk.
- Moja nieobecność na meczach spowodowana jest tym, że staram się unikać kontaktów. Dużo wiem jednak na temat przyszłej reprezentacji. Pandemia służy temu, by zyskać więcej informacji. Oglądam praktycznie wszystko, co się dzieje w naszej lidze. Trenerzy współpracujący ze mną przesyłają mi także materiały do analizy. Śledzę również ligę włoską i turecką. Muszę przyznać, że chyba nigdy nie miałem tyle czasu i możliwości, aby mieć dostęp do tego wszystkiego - przyznaje selekcjoner reprezentacji Polski.
Czytaj także:
Trzy turnieje Ligi Narodów w Polsce. FIVB opublikowało kalendarz
Mistrzowie świata wiceliderem rankingu FIVB. Wielki awans Polek. Tak wysoko nie były od lat!
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)