Mam nadzieję, że będziemy ciągnąć wózek w jednym kierunku - rozmowa z Grzegorzem Wagnerem, trenerem AZS-u Częstochowa

Grzegorz Wagner od nowego sezonu będzie trenerem Domexu Tytan AZS Częstochowa. 43-letni szkoleniowiec w zeszłym sezonie był o krok od awansu do PlusLigi wraz z BBTS-em Bielsko Biała, a teraz na ławce trenerskiej częstochowskiego klubu zastąpi Radosława Panasa, pioniera wielkich sukcesów klubu, które miały miejsce w ostatnich latach. W obszernej rozmowie Wagner opowiedział nam m.in o nowych nabytkach klubu oraz dopiero co rozpoczętym okresie przygotowawczym.

Adrian Heluszka: Pierwszy trening za nami. Na razie zespół trenuje w okrojonym składzie. Kiedy zatem do drużyny dołączą pozostali zawodnicy?

Grzegorz Wagner: To nie był pierwszy trening, gdyż czwórka zawodników była na obozie w Zakopanym, gdzie miałem na nich oko przy okazji obozu kadry B. Wobec tego zaczęli oni przygotowania nieco wcześniej i są już trzeci tydzień w treningu. Wcześniej jeszcze sami trenowali i wygląda to troszeczkę lepiej. Jak wrażenia ? Co można w piątkę zrobić? Tak na prawdę nic, ale to są nieco starsi zawodnicy i oni popracują troszkę więcej na siłowni. W pełnym składzie spotkamy się chyba dopiero po Mistrzostwach Europy, bo ja mam nadzieję, że mimo wszystko Piotrek Nowakowski pojedzie na te Mistrzostwa. Jeszcze jest jedno, bądź nawet dwa wolne miejsca, więc zobaczymy, czy będą jacyś nowi zawodnicy. Teraz po Memoriale Huberta Wagnera dołączą do nas juniorzy, a następna trójka z kadry B dostanie tydzień wolnego. Myślę, że za dwa tygodnie będzie już dziesięciu zawodników i będzie można coś robić.

Jak będzie wyglądał cały okres przygotowawczy?

- Bardzo podobnie będzie to wyglądało, jak w zeszłym sezonie. Będzie Memoriał Arka Gołasia rozgrywany w Częstochowie, Memoriał Ambroziaka w Warszawie i przy okazji oficjalne, bądź mniej oficjalne mecze sparingowe, przede wszystkim z Pamapolem Wieluń i Skrą Bełchatów. Na dzień dzisiejszy są zakontratowane trzy albo cztery mecze z tymi drużynami, do tego dochodzą dwa memoriały. Turniej więcej chyba nie będzie, na pewno będą jakieś sparingi. Jak będziemy znać kadrę, to wtedy będziemy się na bieżąco umawiać z trenerami na sparingi.

W letniej przerwie do drużyny dołączyło trzech nowych zawodników: Piotr Łuka, Paweł Mikołajczak i Marek Kardos. Jak Pan oceni tych zawodników? Jest Pan w ogóle zadowolonych z tych transferów?

- Tak. Myślę, że Marek jest takim przeciwieństwem Fabiana Drzyzgi. Na pewno to doświadczony zawodnik i niezły na tej pozycji, więc Fabian będzie się musiał bardzo starać, aby wywalczyć sobie miejsce w "szóstce". Myślę, że Piotrek Łuka jest niedoceniany. Ten facet ma straszny potencjał, który gdzie się rozminął po drodze, ale uważam, że tutaj jakoś się go ukierunkuje i umotywuje i to będzie jeden z wyróżniających się graczy w lidze. Paweł Mikołajczak robi straszne postępy. Jeszcze dwa lata temu grał w drugiej lidze, a teraz jest w kadrze B. Janeczek będzie miał zatem może nie problem, ale fajnie, bo mam nadzieję, że będzie zdrowa rywalizacja. Poziomem na pewno nie odbiegają od siebie.

W drużynie brakuje jeszcze jednego zawodnika na pozycji przyjmującego. Mówi się o zawodnikach zagranicznych. Jakiego zatem zawodnika życzyłby Pan sobie na te pozycje?

- Przyjęcie mamy, mamy niskich skrzydłowych i przyjmujących, więc generalnie szukamy takiego mocnego skrzydłowego do kończenia trudnych piłek. Nie ukrywam, że takiego zawodnika szukamy. Jest jednak ciężko, bo rynek jest przetrzebiony. Natomiast są pewne problemy finansowe we Francji i w Grecji i jakaś iskierka nadziei jest. Musimy jeszcze trochę poczekać, ale generalnie takiego wyższego skrzydłowego szukamy.

Na co zatem w tym roku będzie stać AZS Częstochowa jeżeli chodzi o rozgrywki ligowe? Pamiętamy, rok temu zespół był skazywany na pożarcie i rychły spadek z ligi, a był "czarnym koniem". Jak będzie w tym sezonie?

- "Czarnym koniem" był przede wszystkim pucharów europejskich. Natomiast, co do spadku to nic nie słyszałem na ten temat, ale dobrze niech tak będzie. Nie wiem na co będzie nas stać, bo nie znam jeszcze kadry i ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Na dzień dzisiejszy jest taki podział 5 na 5 w lidze. Jedna piątka na "papierze" odbiega od drugiej. Może jednak jeden transfer sprawi, że będziemy znacznie silniejsi. Powtarzam jednak, że musimy jeszcze trochę poczekać, tak na prawdę chyba do Mistrzostw Europy.

Zdaje sobie Pan jednak z tego sprawę, że w Częstochowie zawsze bez względu na skład i środki finansowe oczekiwania są bardzo wysokie, sięgające walki o medale...

- Zdaje sobie sprawę, ale w zeszłym roku jakoś nie było medali, ale była fajna postawa w pucharach. Myślę, że to zespół zrealizował 100% tego, co można było ugrać. Tu była zawsze trudna i ciężka publika, ale mam nadzieję, że będziemy ciągnąć wózek w jednym kierunku. Mam nadzieję, że nie będziemy przeciwko sobie i nie będziemy sobie czegoś udowadniać. Prosiłbym o czas i trochę wyrozumiałości, bo w tym roku znów powstanie młody zespół mimo wszystko. Potrzebne będzie zatem trochę czasu na zgranie. Ja bym chciał zacząć grać troszeczkę szybciej, bo wiadomo, że z dnia na dzień wszystko nie przyjdzie. Myślę, że ta drużyna na dzień dzisiejszy ma potencjał.

Co Pana skłoniło do podjęcia pracy w Częstochowie po udanym sezonie w roli szkoleniowca ekipy z Bielska-Białej?

- Myślę, że przychodzi zawsze taki etap w życiu, że trzeba się rozwijać. W pierwszej lidze już bym się nie rozwinął, natomiast na pewno w PlusLidze. Powiem szczerze, że tą propozycję przyjąłem od razu. Nie zastanawiałem się długo, poza tym szybko doszliśmy do porozumienia. Jest to inna liga, inna organizacja gry, klubu i tak dalej. Zobaczymy, jak to będzie.

Będzie to Pana debiut w PlusLidze w roli szkoleniowca. Jak wiadomo, debiuty bywają trudne...

- Zdaje sobie z tego sprawę. Tak, jak mówię, nie znam jeszcze do końca kształtu drużyny. Gdybym miał się czegoś obawiać i bać, to prawdopodobnie nie pracowałbym w tym zawodzie. Taka jest rola trenera. Zawsze jest ten pierwszy raz.

Parę lat temu bronił Pan barw ekipy z Częstochowy, jako zawodnik. Jakie ma Pan wspomnienia z tamtego okresu?

- Sportowe na pewno bardzo dobre, natomiast osobiste trochę gorsze, bo w tym roku zmarł akurat mój ojciec. W aspekcie sportowym pozostał jednak pewien niedosyt, zwłaszcza turnieju Final Four w europejskich pucharach. Chyba także w lidze, bo tam mieliśmy Kędzierzyn już na rozkładzie i ten set feralny odwrócił do góry nogami całą rywalizację. Generalnie było ok.

Wiele wskazuję na to, że w tym sezonie podstawowym atakującym będzie Bartosz Janeczek. Sporo ryzykujecie tym posunięciem, bo Bartek w zeszłym sezonie grał zdecydowanie mniej od Smilena Mljakowa. Czy Pana zdaniem Janeczek jest przygotowany do gry w podstawowym składzie?

- Ja już przed chwilą powiedziałem, że wcale nie jest przesądzone, że Janeczek będzie grał w "szóstce". Będzie to Janeczek lub Mikołajczak. Na dzień dzisiejszy postawiłbym znak równości między tymi zawodnikami. Ja myślę, że w końcu musi przyjść czas na Bartka. Zarówno Janeczek, jak i Mikołajczak mają papiery na wielkie granie i w końcu trzeba w tym wyjściowym składzie zacząć grać. Tych dwóch graczy ma ogromny potencjał nie tylko na grę w PlusLidze, ale przy kontuzji Wlazłego i małej konkurencji na pozycji atakującego, to kto wie. Mogę powiedzieć, że obaj dobrze się sprawują na kadrze B. Szkoda, bo będzie grał tylko jeden z nich. Na pewno jednak obaj Ci zawodnicy mają umiejętności, dzięki którym mogą sprostać wymaganiom PlusLigi.

Częstochowski zespół kolejny sezon będzie występował w europejskich pucharach, tym razem w Pucharze CEV. Pierwszym rywalem będzie niemiecka ekipa z Unterchaching. Wiecie cokolwiek na temat tego rywala?

- Z tego, co wiem to gra tam Liefke i chyba Bakumovski i to tyle. Pewnie będziemy mieli jakieś materiały, ponieważ to jest miasto położone koło granicy ze Szwajcarią, a mamy akurat znajomy klub w Szwajcarii, który zawsze gra z nimi sparingi. Myślę zatem, że przed pucharami jakieś informacje będziemy mieli. Do Pucharów jednak jeszcze sporo czasu. Przed nami ważniejsze rzeczy.

Czy Pana zdaniem w tym sezonie znajdzie się wreszcie zespół, który przerwie supremację PGE Skry Bełchatów na krajowym podwórku? Czy jednak Skra jest wciąż poza zasięgiem rywali?

- Wydaje mi się, że tutaj na krajowym podwórku chyba nie. Teoretycznie może Resovia Rzeszów, ale stabilność składu i budżetu Skry oraz zawodników, którzy tam grają sprawia, że raczej stawiałbym a Skrę.

Źródło artykułu: